Dlaczego zachodniego sprzedawcę stać najczęściej na kupowanie nieprzecenionych rzeczy w swoim sklepie, a polskiego nie? Jak to się dzieje, że tak trudno jest znaleźć dobre rzeczy w cenie, która nie skaże nas na jedzenie do końca miesiąca gruzu w sosie z piasku. I w końcu, dlaczego nawet polskie marki podbijają swoje ceny, by następnie szybko je obniżać?
Jeśli interesuje Was, dlaczego nadal mało jest w naszym kraju osób skłonnych powiedzieć: „Fajne te ubrania, takie nie za drogie ”, to znak, że dobrze trafiliście. Serdecznie zapraszamy do czytania i oglądania
Dlaczego ubrania w Polsce są tak drogie? – film
1. Różnica w realnej sile nabywczej pieniądza
Jak pieniądze, to nie sposób nie rozpocząć od tematu ekonomii. Głównym problemem wysokości cen w naszym kraju jest to, że nasze pieniądze nadal maja mniejszą realną siłę nabywczą aniżeli te zarabiane przez naszych zachodnich sąsiadów. By dobrze to zobrazować, znów cofniemy się do momentu w moim życiu, w którym nie straszne było wstawanie o 3 nad ranem, by zdążyć na rozpakowanie cotygodniowej dostawy.
Kiedy w poniedziałek około 6 rano. Brałem się za rozpakowywanie kartonów, gdzieś na zachodzie mój odpowiednik, nazwijmy go Jorge, zabierał się do analogicznej pracy.
Jorge Tymeneiro
Po wyciągnięciu marynarki, przy której wisiała metka z ceną 165 Euro, moim zadaniem było naklejenie ceny w złotówkach, która wynosiła 899zł. Nawet stereotypowy humanista od razu zauważy, że przy średnim kursie euro na poziomie 4,30 zł polska cena jest wyższa o prawie 200zł. Cała zabawa zaczyna się jednak w momencie, kiedy pod uwagę weźmiemy „indeks marynarki”, czyli ile produktów danego typu jesteśmy w stanie kupić za średnia pensję. Przy założeniu, że stawka godzinowa w najlepszym momencie mojej pracy wynosiła około 12 zł na rękę, by zarobić na wspomnianą marynarkę musiałbym przepracować w sklepie 75 godzin. Jorge dostając u siebie 8-10 Euro mógł wejść w jej posiadanie już po trzech dniach ośmiogodzinnej pracy. A gdy jeszcze weźmiemy pod uwagę politykę firmy, obcinającą bazowe ceny w swoim kraju o dodatkowe 15%, to liczba dni spada nam do dwóch. Indeks marynarki w Polsce wynosi 1,5, w kraju Jorge zaś 4.
I choćby Pan Tomasz Jacyków kładł się niczym Rejtan i pomstował, że ludzie nie chcą dawać nawet durnych 300zł za t-shirt, kiedy te dobre zaczynają się w jego mniemaniu od 1,5 tysiąca złotych, to i tak nie zmieni to sytuacji, że wydawanie ¾ swojej pensji na jeden ciuch jest średnio rozsądnym pomysłem.
2. Młodość polskiego rynku
Rynek w Polsce jest nadal młody, czego jedną z podstawowych konsekwencji jest stosunkowo niska konkurencja. Dla międzynarodowych koncernów jest to sytuacja idealna, gdyż daje duże możliwość maksymalizacji zysku. W jaki sposób? Istnieją dwie główne ścieżki, którymi podążają marki.
Po pierwsze, na takim chłonnym rynku marki pozycjonują się wyżej, aniżeli na rynkach o określonej strukturze. Bo skoro można być bardziej prestiżowym, to czemu tego nie robić?
Efektem takiego działania jest sytuacja, w której w jednym z archiwalnych badań ankietowych Polacy jako marki luksusowe wskazywali m.in. Zarę, Tommiego Hilfigera, czy… Adidasa. Umiejętne i szybkie wejścia na rynek, zajęcie wyższej niż w innych miejscach pozycji i długotrwałe jej utrzymanie sprawia, że dana marka jest postrzegana jako ta z wyższej półki. A jak wiadomo zależność między prestiżem a ceną jest dosyć ścisła.
#ThreeStripesAllTheWay
3. Brak segmentu budżetowego
Konsekwencją tego, że markom bardziej opłaca się być premium niż nie jest ogromna dziura znajdująca się w miejscu, w którym na innych rynkach znaleźć można tzw. segment budżetowy bądź low entry level. O co chodzi? Chodzi o rzeczy, które nie przyprawiając portfela o anoreksję, nadal są w stanie zapewnić przyzwoitą jakość.
W wielu krajach, jeśli ktoś poszukuje brogsów, to będzie w stanie znaleźć ładne opcje za 50, 100 i 300 Euro. Oczywiście różnica w jakości będzie wyczuwalna, ale w kwestii designu będą dość podobne. A w Polsce? Każdy jednak, kto kiedyś szukał klasycznych butów i nie miał 5-6 stówek na Berwicki wie, że jest to droga przez Mordor zadartych w górę czubów, blaszek, kontrastowych przeszyć i obszyć, jak i umieszczanych od środka zamków.
Sytuacja zaczyna się powoli zmieniać, choćby na rynku akcesoriów, gdyż pojawiły się marki oferujące krawaty i poszetki za mniej niż stówkę. Dobre i to, ale nadal w skali zainteresowanie prawdziwie sartorialnymi elementami jest dość niszowe. A skoro już o niszy mowa.
4. Niszowość popularnych internetowo rozwiązań
Jesteś fanatykiem menswearowego Instagrama, cały feed zawalony masz spodniami z wysokim stanem, zakładkami i manszetami, klapami aż do ramion i krawatami z szantungu, co wyglądają, jakby je ktoś po powierzchni przeciągnął papierem ściernym. Tak sobie na nim siedzisz i siedzisz i myślisz sobie co z tych sieciówkowych projektantów są za pokraki, że nie potrafią czegoś takiego zaprojektować w przystępnej cenie!
Prawda jest taka, że oni może nawet by chcieli zaspokoić twoją potrzebę, ale stoi nad nimi księgowa która stale przypomina, że to ma być biznes, który się opłaca w skali globalnej. A jak myślisz globalnie, to nie możesz patrzeć na nisze.
Z tego powodu sartorialne rozwiązania są domeną marek, które kierują swoja ofertę do wyspecjalizowanego grona odbiorców. To grono jest w skali całego rynku małe, więc by biznes się opłacał, ceny muszą być wyższe. Płaszcz typu polo będzie kosztował trzykrotność ceny modelu z sieciówki nie dlatego, że jest trzy razy lepszy, ale dlatego, że zapewnia jakość i design, na które sieciowy sklep, biorąc pod uwagę jego model biznesowy, nie będzie w stanie raczej sobie pozwolić.
Różnica jest chyba widoczna gołym okiem
5. Przekonanie, że Polacy kochają promocje za wszelką cenę
My tu gadu gadu o zachodnich markach, a nasze rodzime także mają swoje za uszami w kwestii cen produktów. Większość z nich ustawia ceny produktów na sztucznie zawyżonym poziomie tylko po to, by po kilku dniach gimnastykować się z akcjami w stylu: 2 za 1, przy zakupie 3 produktów czwarty gratis, a jak wykupisz pół sklepu, to i gwiazdka z nieba się znajdzie. Owszem, chęć nabywania rzeczy jak najtaniej jest naturalną sprawą, ale nawet najbardziej wytrawni łowcy #cebuladeals muszą w pewnym momencie się zatrzymać, podrapać się w głowę i stwierdzić, że coś tu kuźwa jest nie tak z tymi wyjściowymi cenami.
Polacy uchodzą za łowców okazji, i, jak pokazują przykłady chociażby bitwy o Crocsy czy karpie, chyba słusznie. Nadal jednak strategia marek, które dramatycznie obniżają wyjściowe ceny, zamieniając się w permanentny outlet, nie jest na dłuższą metę dobra. Gdybym kupił garnitur płacąc za niego pełna cenę, by zorientować się, że kilka dni potem kosztuje on połowę mniej, to autentycznie bym się wkurzył. Potem zaś już nigdy bym w tym sklepie nic nie kupił, bo nie lubię, gdy się mnie oszukuje. Czy ustalenie cen na uczciwym poziomie, trzymanie się ich przez cały sezon i zrobienie wyprzedaży przy jego końcu nie jest o wiele bardziej sensowna taktyką? Jest i dziwi mnie, że tak wielu producentów o tym zapomina.
Jeśli wysokie ceny ubrań są dla was problemem, to zapraszam do zapoznania się z nową zakładką polecane, w ramach której dzielimy się m.in. najlepszymi dostępnymi w sieci okazjami:
http://bit.ly/DandycorePolecane
Aktualizacja odbywać się będzie w każdy poniedziałek wieczorem. ważną informacją jest także to, że kupując za pośrednictwem linków zamieszczonych w tej zakładce, wspieracie dalszy rozwój dandysich pól aktywności w Internecie 🙂
Widzicie jakieś inne przyczyny polskiej drożyzny? Podzielcie się nimi w komentarzach! Jeśli jeszcze tego nie robicie, to zachęcamy do bycia z nami w kontakcie poprzez nasze kanały social media:
Subskrybuj dandysi kanał: http://bit.ly/SubujDandysa
Dandysi Fanpage: http://bit.ly/DandysiFB
Dandysi Instagram: http://bit.ly/DandysiIG
Dandysi Wykop: http://bit.ly/DandysiWykop
Team Dandycore: http://bit.ly/DandysiaGrupaFB
Serdecznie pozdrawiam,
W imieniu zespołu Dandycore
Dawid
Jak zwykle świetny materiał 🙂
Skąd ten piękny płaszcz :O?
Pochodzi z ubiegłorocznej kolekcji Zack Roman: http://bit.ly/DandyZackBF
Skutkiem tej polityki jest tez to, ze jesli ktos choc troche odbiega od przyjetej rozmiarowki to skazany jest na chodzenie na lumpa. Ja mam 2 pary jeansow i to jest moja garderoba dolna. Jedne z zaszytymi przetarciami na d…e – jesli te dobre sie ubrudza w srodku tygodnia. I tak sobie zyje bo jak inaczej? Ktos mi powiedzial zebym szedl i kupil sobie kilka par spodni jak sa wyprzedaze. Wyszedlem o 9, wrocilem o 18. Kupilem jedna pare jeansow za 280zl – i wkurzony nieziemsko bylem. Moj rozmiar to 34×34. Tyle ze mam muskularne lydki i uda – rower w mlodosci i tak zostalo. Efekt taki ze po przymierzeniu kilkuset par spodni do 100zl musze kupic g…o za 280zl ktore po miesiacu blaknie. I chodzic w tym rok lub dwa az sie na d…e nie przetrze. Koszule mozna do 50zl kupic ale ze spodniami… poezja.
Mam podobnie jak Www wyżej. Szukam zazwyczaj 32×32, a i tak je muszę skrócić kawałek. Też „winny” jest rower. Ale w zasadzie nie ma znaczenia co jest winne, bo nogi mam proporcjonalne, tzn MAM na nich mięśnie. Większość spodni odpada z automatu (rurki, ci**i i inne dla chłopo-babek). Jak już mam wyłożyć pieniądze wymienione przez Www, to oczekuję, ze coś będzie dużo lepsze, niż połowę tańsze upolowane w TKMaxx… To są niestety nadzieje płonne. W moim przypadku „tikeja” odwiedzam raz na 2 tygodnie, gdy przy okazji przejeżdżam obok, co jakiś czas wynajduję kilka pasujących, kupuję jedną parę. Owszem, tam jest też sporo modelu, które „odrzucam”, ale 1) mam wiele marek w jednym miejscu 2) jest wiele fasonów w jednym miejscu 3) są w cenach, które nawet przy braku znajomości marki, mogę zaryzykować. I często są to wartościowe „strzały”. Pozdrawiam
Sartorialny? XD Ale kwikłem. Panie Miodek! Proszę przyjechać na Dandycore!
Można by opisowo, ale to określenie już zdążyło się przyjąć, więc nie widzę sensu wymyślać koła na nowo 🙂
> Gdybym kupił garnitur płacąc za niego pełna cenę, by zorientować się, że kilka dni potem kosztuję połowę
Ty kosztujesz połowę, czy garnitur kosztujE połowę?
Garnitur, poprawiłem. Dzięki za czujność! 🙂
Na obu zdjeciach plaszcze wygladaja super, wiec nie bardzo wiem o co w tym chodzi 🙂
Mnie się bardziej ten po lewej podoba 😛
Bardo fajny artykuł Dandy, dzięki!
Jedna tylko małą uwaga, na którą również kiedyś się nadziałem, a może jest powiązana też o czym wspominasz. Piszesz:
„””
Po wyciągnięciu marynarki, przy której wisiała metka z ceną 165 Euro, moim zadaniem było naklejenie ceny w złotówkach, która wynosiła 899zł. Nawet stereotypowy humanista od razu zauważy, że przy średnim kursie euro na poziomie 4,30 zł polska cena jest wyższa o prawie 200zł.
„””
Jeżeli wspomniany Jorge pracuje dla marki ZARA lub Mango (lub pewnie jeszcze paru innych większych hiszpańskich marek), to akurat te marki prowadzą politykę ochorny własnego rynku. Ceny w Hiszpanii są więc ok. 30% niższe niż ceny na pozostałe rynki europejskie (można obadać w sklepie on-line i zmieniać kraje). Tak że, cena 165 Euro o której piszesz, powiększona o 30% będzie +/- 215 Euro (925 zł). Dlatego, nieraz jeżdząc do Hiszpanii na wakacje, to przy okazji robiłem zakupy w ZARA czy Mango 😉 Pojedź jeszcze pod koniec lipca/sierpień, gdy są normalne wyprzedaże, to można bardzo fajne rzeczy kupić nieraz za grosze, za które u nas trzeba nieraz grubo zapłacić.
Inna sprawa, że taka ZARA w Hiszpanii uchodzi za markę raczej na przeciętny porftej Jorge, tak jak fajnie to opisujesz, jako rzeczy „które nie przyprawiając portfela o anoreksję, nadal są w stanie zapewnić przyzwoitą jakość.”
Szkoda tylko, że nasze rodzime marki jak taki RESERVED, zamiast wspierać własny rynek i oferować produkty po przystępnej cenie i dobrej jakości, wolą inwestować w zachodnie rynki, podwyższając ceny i obiżając też tym samym jakość przenosząc szwalnie do Chin, itp. No, ale cóż, cyferki się muszą zgadzać.
To jest siła Internetu 🙂 na blogu do tej pory 9 komentarzy, a na Wykopie ponad 300 😉 Dobry artykuł, trafia na podatny grunt.
Czy pierwsze zdanie jest poprawne? bo chyba chodziło o kupującego a nie sprzedawcę?
Jest poprawne.
Siła nabywcza jest uzależniona od cen w danej gospodarce.
Przykładowo: w dwóch krajach walutą jest euro, ale w jednym z nich ceny (jakiegoś koszyka produktów czy usług) są wyższe, wiec siła nabywcza pieniądza, bo do niego odnosi się ten termin, jest niższa.
Jezeli więc w Niemczech można np. kupic chleb za 1€, a w Polsce za 4,3PLN=1€, to faktycznie siła nabywcza pieniadza jest taka sama (oczywiście nie porównujemy jednego artykułu).
Co robi różnice, to poziom wynagrodzeń: po prostu Jorge z Twojego przykładu zarabia około 3,5 razy więcej.
Podsumowując: nie należy mieszać siły nabywczej PIENIĄDZA i np. przytoczonego tu indeksu marynarki czy też innego BigMaca.
Pozdrawiam
Wszystko OK W pierwszej chwili rzeczywiście brzmi dziwnie, ale spójrz na przykład z Jorge – on rzeczywiście porównuje zarobki sprzedawcy z ceną sprzedanego przez niego produktu.
„Siła nabywcza pieniądza – realna wartość pieniądza. Określa, ile dóbr i usług można nabyć za jednostkę pieniądza.”
wikipedia.org
Jeżeli w Hiszpanii za 1 euro możesz kupić jeden bochen chleba a w Polsce za ten sam zapłacisz 4 złote to siła nabywcza euro w tym przypadku jest większa czterokrotnie.
No coś nie do końca wyjaśniłeś aspekty ekonomiczne, czyli pewnych nierówności narzuconych przez innych silniejszych graczy rynku, czytaj obcych narodowych gospodarek, które dbają o swoją pozycję w świecie, pozycję budowaną przez stulecia. W sumie nikt tego głośno nie mówi, bo wielu pasuje taki układ, gdyż zarabiają na niskich kosztach produkcji licząc na eksport. Ale to słabo wychodzi. Poza tym kraj jest już tak wykupiony, że większość społeczeństwa jest na utrzymaniu zagranicznego kapitału. Więc jeśli nasza moc nabywcza pieniądza miałaby się zwiększyć, to masy straciłyby pracę, bo zagraniczny kapitał by odpłynął do innego tańszego kraju. W skrócie jesteśmy ekonomicznymi niewolnikami, smutne, i wielu woli to przemilczeć, podaje jakieś półprawdy. A prawda jest taka, że gospodarka która konkuruje niższymi kosztami produkcji nigdy się nie rozwinie. Tylko Chinom się to udało, a i tak są na łasce Amerykanów, którzy sami decydują o dolarze. Który może okazać się pustym papierkiem, choć raczej się tak nie stanie, bo wtedy Chiny wywołałyby wojnę.