Każdy z nas ma cele, marzenia jak i plany co do ich realizacji. Wielu z nas bez dobrze rozpisanego planu nie potrafi podjąć się nawet najprostszego działania. Ja do takich osób już nie należę i w dzisiejszym artykule opowiem Wam o przyczynach takiej postawy.
Droga jest celem
O tym jak sześć lat temu wyglądał mój życiowy scenariusz wspominałem Wam już tyle razy, że z czystej przyzwoitości pozwolę sobie tego wątku dziś nie rozbudowywać (a jeśli jakimś cudem nie wiecie o co chodzi, to zapraszam TUTAJ). Kiedy „perfekcyjny” plan uzyskania prestiżowego zawodu koncertowo wziął w łeb, opracowałem inny, opierający się na przekształceniu swojej pasji w pracę. Potrzeba było czterech lat, by udało się wcielić go w życie. Można by powiedzieć, że wszystko wyszło idealnie, bo przecież udało się osiągnąć założony cel. Gdyby nie fakt, że w niedługo po tym nastał okres zmęczenia materiału, który okazał się nad wyraz frustrujący. W tamtym momencie uświadomiłem sobie, że detaliczne planowanie, co do zasady, nie leży po prostu w mojej naturze. Jak również to, że do prawidłowego funkcjonowania potrzebuję sporego marginesu, który w trakcie działań da się wypełnić spontanicznością i improwizacją.
Plan jest wart tyle, ile realizacja
Żebyśmy się dobrze zrozumieli; bynajmniej nie jestem totalnym przeciwnikiem planowania. Byłbym hipokrytą, gdybym w tym momencie powiedział, że w ramach działalności na Dandycore działamy zupełnie spontanicznie. Plany są, owszem, ale w 99% bardzo ogólne. Dlaczego? Bo uważam, że plan jest wart tyle, co jego realizacja. A tę rzadko kiedy da się zaplanować co do milimetra. I choćbyśmy nie wiem ile czasu poświęcili na wylistowanie wszystkich potencjalnych zagrożeń i zmaksymalizowanie szans na sukces, to i tak wszystkiego nie przewidzimy. Na zajęciach z organizacji wydarzeń (przez wielu zwanych eventami) prowadząca jak mantrę powtarzała jedno proste zdanie. Że jeśli podczas takiego wydarzenia coś ma pójść nie tak, to na pewno to, o czym organizatorzy nie zdążyli byli w ferworze przygotowań pomyśleć. Jako zespół Dandycore przekonaliśmy się o tym bardzo bezpośrednio przy okazji kinowej premiery naszego filmu, ale to temat na osobny wpis w niedalekiej przyszłości.
Ogólne cele, konkretne realizacje
Wiem, że wiele osób, tak jak np. mój serdeczny kolega, specjalizujący się w ogarnianiu rzeczy, Andrzej Tucholski, ściśle rozgranicza cel i drogę, która ma do niego doprowadzić. Jestem w stanie się zgodzić, że w skali mikro, przy kwestiach bardzo konkretnych ma to swoje uzasadnienie. Jeśli jednak sformułujemy sobie cel ogólny, to wtedy detaliczne planowanie drogi do jego osiągnięcia może nie być najlepszym pomysłem. Dlaczego? Bo w pewnym momencie może się okazać, że ścieżka, którą aktualnie podążamy nie doprowadzi nas do ustalonego wcześniej miejsca. A przecież według planu miała.
Umiejętność elastycznego dostosowania się do sytuacji jest jedną z największych dandysich broni. Postrzeganie drogi jako celu jest naturalną konsekwencją jej posiadania. Wtedy to, gdy zbliżasz się do linii horyzontu nie zadowala Cię jego osiągnięcie, bo już myślisz o tych kolejnych ścieżkach, które dzięki temu się otworzą. Kiedy droga jest twoim celem, nie martwisz się o jej koniec. Cieszysz się tym, co w jej trakcie Cię spotyka, umiejętnie modyfikując kierunek, kiedy zachodzi potrzeba. I o to w tym wszystkim chodzi.
Foto: Adam Ptak
Koszula denimowa – Topman
Koszula ocbd – Miler
Okulary – River Island
Bransoletka – H&M
Pasek – Massimo Dutti
Chinosy – H&M
Buty – Berwick
Czuć klimat Miami Vice 🙂
To dobrze, bo mniej więcej o taki chodziło 🙂
„co do zasady”
Trochę jednak z tego porzuconego kierunku zostało 😛
Człowiek z prawa wyjdzie, prawo z człowieka nigdy ;D
To trochę takie filozoficzne. Jedno jest jednakowe dla wszystkich śmierć. Ale zawsze można popracować nad nieśmiertelnością. Ktoś kto odkryje na to lek będzie nie tylko żył wiecznie ale w niesamowitym przepychu i bogactwie. Pozdrawiam.
Stwierdzenie „droga jest celem” to hasło przewodnie nieudaczników życiowych którzy za wszelką cenę pragną udowodnić reszcie świata że tymi nieudacznikami nie są. Kreują się na wolnych, otwartych ludzi o szerokich horyzontach a jak przyjdzie co do czego wychodzi że są pożałowania godnymi leniami którzy poza czczym gadaniem niczego nie potrafią doprowadzić do końca
Podziwiam, że byłeś w stanie rzucić prawo – byłeś jednym z najlepszych w grupie, zawsze mi się wydawało, że będziesz prawnikiem idealnym 🙂 a Ty poszedłeś swoją drogą i masz się dobrze 🙂
Z perspektywy czasu również nie żałuję rzucenia prawa, męczyłam się okrutnie te dwa lata, a później – nie wiem, co mnie napadło – przeniosłam się na zaoczne. Męczyłam się z tym wszystkim łącznie 5 lat, najdalej zachodząc na czwarty rok, i stwierdziłam, że siły mi się wyczerpały. I tak nie byłabym dobrą prawniczką 🙂
Powodzenia 🙂
Dzięki Paula, Tobie również powodzenia na nowej, nieprawniczej drodze 🙂