Najgorszy zestaw Dandyego – studium przypadku

Dzisiejszy post nie jest przeznaczony dla osób o słabych nerwach, gdyż obcowanie z nim może grozić znacznym obniżeniem poczucia estetyki. Wejście na własną odpowiedzialność 😉

Po publikacji poradnika dotyczącego pięciu błędów najczęściej popełnianych przez początkujących elegantów otrzymałem od was sporo wiadomości z prośbą o wskazanie wszystkich mankamentów obecnego w tamtym wpisie zestawu w stylu pseudopreppy, który miałem okazję popełnić w początkach mojego dandysiego blogowania. Z tego powodu dziś, ku przestrodze i celem realizacji przyświecającej mi edukacyjnej misji, popastwimy się nad modelowym przykładem katastrofy, będącej nad wyraz subtelnym połączeniem ograniczonych możliwości, niedostatecznego wyczucia oraz braku strachu przed pójściem o krok za daleko 🙂

1

Gwoli kronikarskiej ścisłości warto wspomnieć co też takiego skłoniło mnie do popełnienia zestawu, który w większości osób zorientowanych w temacie mody męskiej osób wzbudzić może co najwyżej uśmiech politowania. Zestawienie miało być kreatywną interpretacją popularnego za oceanem rozwiązania, polegającego na połączeniu tweedowej marynarki, bluzy typu rugby, koszuli, krawata oraz jeansów. Inspiracji w tej materii dostarczyli mi wirtuoz stylu preppy Fred E. Castleberry, autor strony Unbashedly Prep oraz Dan Trepanier, szef Articles of Style, który m.in. dzięki takiemu połączeniu otrzymał tytuł “America’s Best Dressed Real Man”, corocznie nadawany przez miesięcznik Esquire. O ile moja garderoba w tamtym czasie była w stanie zapewnić mi kilka elementów potrzebnych do skomponowania takiego połączenia, o tyle nie było w niej dwóch elementów konstytutywnych, tj. nieformalnej marynarki oraz bluzy typu rugby. Ci z Was drodzy Czytelnicy, którzy są ze mną od dłuższego czasu wiedzą, że żywię wielkie zamiłowanie do wszelkiej maści estetycznej kombinatoryki. Z tego powodu wspomniane braki, zamiast zmusić mnie do odłożenia pomysłu w czasie, skłoniły do znalezienia substytutów, które pozwoliły ten zamysł wcielić w życie.

Gotowi? Jeśli nie, to jest jeszcze czas, by zamknąć kartę. Jeśli tak, to zapraszam na jazdę bez (dosłownie) estetycznej trzymanki 😉

1. Polo + koszula

2

Głównym grzechem, za który zebrałem od komentujących największe cięgi, był pomysł zastąpienia mięsistej bluzy typu rugby cienką, uszytą z bawełnianej piki, polówką. Oprócz kwestii stricte materiałowych, na niekorzyść polówki w takim zestawie przemawia także brak kontrastowego, białego kołnierza, będącego linią graniczną między koszulą oraz węzłem krawata, a także brak pasiastego wzoru. W swojej strukturze i fasonie klasyczna bluza typu rugby przypomina nieco sweter typu v-neck, dlatego też jej użycie jako warstwy pośredniej między marynarką a koszulą nie budzi sprzeciwu. Polo jako substytu sprawdza się średnio, gdyż jego naturalnym środowiskiem jest to, które możmey sobie okreslić mianem “przyskórnego”. Ujmując krótko – nie ten fason, nie ta grubość materiału, nie ten wzór. Fakt, że do tej pory nie widziałem nikogo, kto wpadłby na równie szalony pomysł zdaje sie wystarczająco potwierdzać prawdziwość tych słów 🙂

2. Marynarka garniturowa + jeansy

3

Jednym z najpopularniejszych mitów mody męskiej jest ten kategorycznie zabraniający rozkompletowywania garniturów. W istocie rzecz jest o wiele bardziej złożona, a wszystko zależy od stopnia formalności posiadanego przez nas kompletu. Jest jednak jeden model, którego obie części stylistycznie sakramentalny węzeł zespolił tak mocno, że nie powinno się ich rozdzielać pod żadnym pozorem. Jak zapewne się tego domyślacie, jest to model wykonany z cienkiej czesankowej wełny, ozdobiony dodatkowo prążkowym wzorem i wyposażony w dość formalne rozwiązania jak cięte kieszenie z patkami i wpuszczoną brustaszę . Taki, od którego marynarkę widzicie na zaprezentowanych we wpisie zdjęciach.

Prążki sa ogólnie trudnym tematem w kwestiach garniturowychi rzadko kiedy klasycznie inspirujący się mężczyźni sięgają po ten wzór w przypadku sportowych marynarek. Ostatnio podejmowałem próby koordynowania marynarki od mojego flanelowego garnituru, który cechuje się nad wyraz casualowym charakterem, a mimo to nie udało mi się osiagnąć zadowalających rezultatów.  Jako że znam swoją naturę, to prawdopodobnie ten temat będzie przeze mnie regularnie podgryzany. Na tym etapie jednak na pewno najpierw dziesięć razy się zastanowię, zanim zdecyduję się pokazać światu w takim anturażu 🙂

3. Nieodpowiednie okulary

5

Diabeł tkwi w szczegółach, to nie ulega wątpliwości. Nie ulega wątpliwości również fakt, że nauka ich dostrzegania i odpowiedniego interpretowania jest procesem długotrwałym. Często usłanym mniej lub bardziej nieudanymi wyborami, z którymi trudno jest nam się rozstać.

Z tego własnie powodu kiedyś sądziłem, że pasują mi jedynie okulary typu aviator, koniecznie o nieco większym od standardowego gabarycie szkieł. Dziś, bogatszy o wiedzę z zakresu doboru oprawek do kształtu twarzy, jestem w stanie stanowczo stwierdzić, że prezentowane aviatory były najgorszą rzeczą, jaką mogłem sobie w tej materii zrobić. Oprawki są o wiele za duże w stosunku do mojej dość szczupłej twarzy, a ich kształt, zamiast równoważyć proporcje, naśladuje obrys mojej fizjonomii (tj. szerokie, lotniskowcowe czoło oraz wąski, spiczasty podbródek). Dziś stawiam na modele o mniejszych oprawkach i bardziej regularnym kształcie (w stylu clubmasters albo wayfarers), które pozwalają choć trochę zminimalizować mankamenty najtrudniejszego typu nieproporcjonalnej twarzy 🙂

4. Kozia broda

Zanim zdecydowałem się na pełny zarost, uskuteczniałem noszenie takiej jego wersji, w której mocnym zarysem pochwalić się mogła jedynie okolica podbródka. Elementem charakterystycznym dla tamtego Dandyego był także brak wąsów, których nie zapuszczałem z powodu cofniętej dolnej szczęki, coby nie eksponować nadmiernie układu charakterstycznego dla pierwszych stadiów człowieka pierowotnego. Wszystko zmieniło się pewnego dnia, kiedy jeden z Czytelników zaproponował, bym dał szansę także wąsom, z gwarancją, że raczej nie powrócę do wersji poprzedniej. Dziś mogę z pełną stanowczością stwierdzić, że miał On rację i z całego serca za tę rade podziękować. Gdyby nie tamta decyzja, pewnie dużo później zdecydowałbym się na pełny zarost, dużo później także Rafał namówiłby mnie na ponadprzeciętne zapuszczenie wąsów, które obecnie są jednym z konstytutywnych elementów Dandyego 🙂

Foto – Agata Piątkowska

PS: W najbliższą środę, dzięki uprzejmości fundacji Manus, organizatora Dni Aktywności Studenckiej przy PWR, będę miał okazję sprawdzić się w nietypowej dla mnie roli speca od blogowania (nie jest to w sumie takie nieuprawnione, bo bloga już przez pewien czas prowadzę, a ten temat od strony teoretycznej przewija się także w toku moich studiów). Jeśli dysponujecie wolnym popołudniem i chcielibyście dowiedzieć się na c warto zwrócić uwage przy tworzeniu i prowadzeniu bloga, to możecie zapisać się na warsztat pod tym oto linkiem:

http://manus.pl/uploads/DAS_21_szkolenia(1).pdf

Liczba miejsc jest ograniczona, więc warto nie zastanawiac sie zbyt długo. Oferta szkoleń jest bogata, więc jeśli nie interesuje Was blogowanie, to takie kwestie jak zarządzanie sobą w czasie bądź budowanie zespołu na pewno mogą sie dla Was okazać ciekawe 🙂