Drugim przystankiem na trasie naszego sierpniowego objazdu w ramach Gentlemen’s Walk on tour była stolica Wielkopolski 🙂
Dzisiejsza relacja będzie miała charakter nieco inny, bo kulinarny, ale już spieszę z wyjaśnieniem powodów takiego stanu rzeczy. Zaplanowany na 19. sierpnia wyjazd był dla mnie drugą wizytą w Poznaniu, pierwsza miała miejsce nie tak dawno, bo na początku lipca, kiedy to wybrałem się na Blog Conference Poznań. Dwa konferencyjne dni pozwoliły mi nieco poznać to miasto i okazało się, że w jednym aspekcie bije ono na głowę wszystkie dotąd przeze mnie odwiedzone – chodzi tu oczywiście o kulinaria. Jego oferta gastronomiczna jest nieporównywalnie bogatsza i ogromnie różnorodna, a i cenowo zazwyczaj jest niezwykle atrakcyjnie (Jeśli jesteście z Poznania i jadacie na mieście, to inspiracji do kolejnych wypadów możecie szukać na blogu Maćka Blatkiewicza – Wygrywam z Anoreksją. Na stronie czasami pojawiają się także recenzje lokali z innych większych miast, więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie). W porównaniu do Krakowa, tym razem na miejscu zameldowaliśmy się wcześniej, bo już przed ósmą, więc nie mogło obyć się bez solidnego śniadania 🙂
Postanowiłem zaprowadzić całą ekipę w odwiedzone przeze mnie w lipcu miejsca, efektem czego na początku dnia wylądowaliśmy w mieszczącym się na patio Starego Browaru Le Targu. Francusko inspirowana nazwa świetnie oddaje klimat miejsca, w którym, jak w tyglu, łączą się tradycje francuskich pattiserie i boulangerie, jak również regularnej restauracji z obiadowym menu. Wszystko to okraszone rustykalnym wystrojem, z dużą ilością drewnianych skrzynek pełnych warzyw i owoców, jak również z robiącym wrażenie stoiskiem piekarskim, zapraszających klientów browaru instensywnym zapachem świeżo upieczonego chleba. Gorąco polecam serwowane na ciepło kanapki, w wersji mięsnej lub wegetariańskiej (a kiedy fanatyk wszelkiego mięsiwa decyduje się z niego zrezygnować, to bezmięsna wersja musi naprawdę mieć moc 😉 )
Grillowana kanapka z kozim serem, rukolą i suszonymi pomidorami, zdjęcie pochodzi z mojego Instagrama 🙂
Właściciele lokalu mają w zwyczaju publikować zdjęcia znanych gości, ale kilkunastu elegantów także nie mogło zostać przez nich niezauważonych. Zdjęcie z facebookowego profilu Le Targu 🙂
Na miejscu okazało się także, że tego dnia letnia pogoda postanowiła pokazać swoje łaskawsze oblicze, efektem czego nie doświadczyliśmy lejącego się z nieba żaru. W kontekście samego miasta od razu uderzyła nas jedna poważna kwestia – zeszliśmy okolice ścisłego, starego centrum i naprawdę ciężko znaleźć było miejsca, które nadawałyby się jako tło do robienia zdjęć. Pomijając skomplikowaną topografię terenu, bo na to władze miasta nie mają wpływu, warto by zadbać, by, bądź co bądź, strategiczne i wizerunkowo ważne centrum nie krzyczało milionem róznokolorowych banerów jakby żywcem wyjętych z lat 90-tych. Wrocław do niedawna także borykał się z problemem “zagracenia” zarówno rynku jak i głównych miejskich arterii, ale stopniowo udało sie wyeliminować większość estetycznie dyskusyjnych elementów otoczenia. Mam nadzieję, że w przypadku Poznania będzie podobnie, bo na takim ruchu miasto mogłoby tylko zyskać. Zwłaszcza, że już znajdują się tutaj ulice handlowe zorganizowane na wzór zachodni, a których w stolicy dolnego śląska się nie uświadczy.
Pozostając w temacie handlowych ulic, to będąc w Poznaniu, nie mogliśmy nie wybrać się na Podgórną 4, gdzie mieści się sklep Miler Spirits and Style, założony przez Tomasza Milera, autora blogów Miler Pije i Miler Szyje. Nie zapowiadaliśmy się wcześniej, nie chcąc wymuszać na całej ekipie oderwania się od swoich zajęć i tym samym zaburzyć naturalny rytm ich pracy. Kiedy tylko jednak zjawiliśmy się przed imponującą witryną, od razu wyszedł do nas Mateusz, od niedawna także autor bloga StyleSkill, serdecznie zapraszając do środka. Tam przejął nas sam Tomek, który postanowił podjąć nas tak, jak gdyby od samego rana zajmował się tylko czekaniem na nasze przybycie 🙂
Sam sklep wygląda tak, jakby w niezmienionej formie znajdował się tam od ponad stu lat. Duża ilość zastosowanego w wystroju drewna nadaje eleganckiego, klasycznego klimatu, a imponujący metraż (sklep posiada dwa piętra) przywodzi na myśl dawne, przedgaleryjne zakłady krawieckie, w których można było odziać się od stóp do głów. Taka właśnie myśl przyświeca temu miejscu – odwołując się do przedwojennych tradycji, ma ono za zadanie wyrwać eleganckie krawiectwo z niszy, przełamać stereotyp rzemieślnika, który ze względu na małe zainteresowanie, musi przyjmować swoich klientów w namiastce zakładu. Wszystko tu gra do jednej bramki, budując spójny wizerunek i nasycając klienckie doświadczenie (moje nieco pokraczne tłumaczenie anglojęzycznego customer’s experience) w pełni lifestylowym kontekstem.
Oprócz tej części sklepu, która jest standardowo otwarta dla odwiedzających, Tomek pokazał nam także pomieszczenie, w którym podejmowani są klienci decydujący się na szycie miarowe, jak również swój prywatny gabinet (do zobaczenia w tym wpisie), pokój redakcyjny portalu Gentleman’s Choice, jak również miejsce pracy krojczych i krawcowych, spod których dłoni wychodzą spersonalizowane garnitury, kamizelki, a ostatnio nawet fraki.
Gdy przychodzi czas na pracę, czas zakasać rękawy 😉
A tutaj z Mateuszem 🙂
Drewniana ściana koszulowa robi wrażenie 🙂
Nie od dziś wiadomo, że Tomek jest wielkim pasjonatą alkoholi starzonych (to od nich zaczęła się jego przygoda z klasyczna męską elegancją), więc zanim wypuścił nas ze swojego sklepu, postanowił urządzić nam minidegustację, połaczoną z warsztatem dotyczącym sposobu picia whisky, serwowanej w temperaturze pokojowej. Miałem w swoim życiu kilkukrotnie okazję próbować różnych dobrych jakościowo single-maltów, ale, jak się okazało, nigdy nie robiłem tego zgodnie z zasadami sztuki. Jeśli chcielibyście spróbować dobrej whisky, jak i nauczyć się sposobów odpowiedniego jej picia, to na dolnym piętrze sklepu znajduje sie bar, w którym możecie to zrobić, co ważne, nie nadszarpując nadmiernie swojego portfela.
Dobra whisky po rozprowadzeniu jej po ściankach kieliszka pozostawia na nich oleiste smugi.
Wspólne zdjęcie było idealnym zwieńczeniem czasu spędzonego na Podgórnej 🙂
No co, czasem i fotograf musi chwilę odpocząć 😉
Kiedy już zebraliśmy materiał filmowo-zdjęciowy, przyszedł czas na zasłużoną chwilę odpoczynku przy obiedzie. Wybór padł na Tapastę, znajdującą się niedaleko Starego Browaru, która także stołowała mnie podczas Blog Conference. Tapasta z kilku powodów jest miejscem niezwykłym. Primo serwują makarony, które codziennie wyrabiają ręcznie na miejscu, co w moim przypadku przywiodło na myśl czasy, kiedy to mama i babcia w sobotę wieczorem puszczały w ruch maszynki do wałkowania makaronu, by było czym dopełnić rosół. Secundo cena posiłku zamyka się w przedziale 13 – 25 złotych w zależności od wybranego rodzaju makaronu, więc jest niezwykle atrakcyjna jak za tak wysoką jakość. Tertio podają carbonarę robioną “po bożemu”, czyli bez ani grama śmietany, z pysznie chrupkim boczkiem, płynnym żółtkiem i pod hojnym kobiercem z parmezanu (porcja XL, którą naprawde można zabić duży głód kosztuje tylko 21 zł (sic!)). Dodatkowym walorem jest różnorodnośc przystawek, które umilają czekanie na danie główne, jak również dzban smakowej lemoniady za 6 zł. Jeśli jesteście fanami makaronów, to przy okazji kolejnej wizyty w Poznaniu nie możecie przejsć obok Tapasty obojętnie. Satysfakcja gwarantowana 🙂
Byliśmy tak zaaferowani jedzeniem, że nie zrobiliśmy żadnych zdjęć, ale na facebookowym profilu Tapasty znajdziecie sporo takich, które przyprawią Was o ślinotok 😉
A jako że nowe znajomości najlepiej zacieśnia się w luźnej atmosferze posiedzenia przy alkoholu, tuż po obiedzie wybraliśmy się na poszukiwania odpowiedniego ku temu lokalu. Okazało się, że dwa kroki od Tapasty znajduje się Fermentownia – multitap przypominający klimatem nieco naszą wrocławską Kontynuację. Jeśli jesteście wielbicielami piw nieco bardziej wyrafinowanych niż koncernowe lagery, to znajdziecie tam ponad dwadzieścia rodzajów rzemieślniczych piw oraz miłą obsługę, która chętnie doradzi Wam coś konkretnego na podstawie podanych im smakowych i aromatowych preferencji.
Foto – Maciej Gajdur/Wro Street Fashion
Jak zwykle serdecznie dziękuję za prześledzenie relacji do samego końca. Jeśli jeszcze nie widzieliście sprawozdania z naszego wyjazdu do Krakowa, to możecie nadrobić zaległości, wchodząc w ten link. zapraszam także do polubienia oficjalnego fanpage’a inicjatywy Gentlemen’s Walk, gdzie znajdziecie dużo niepublikowanych nigdzie indziej materiałów.
Oto gentelman w naszym “swoiskim” wydaniu – strojący groźne miny w toalecie pociągu drugiej klasy, z papierosem (chamstwo najczystszej postaci – truć tym innych w miejscu gdzie panuje kategoryczny zakaz), nieudolnie kopiujący styl z pitti (h&m to jednak nie sciamat). Papieros pewnie poleciał później przez okno gdzieś do lasu koło torów a w Poznaniu też pewnie zosatwiliście po sobie kilka na ulicach i chodnikach (przynajmniej tym razem oszczędziliście “artystycznych” ujęć z tym związanych). Jaja 😀
Drogi Anonimie,
Dziekuję za wyrażenie swojej opinii. Przy realizacji tego filmu po raz kolejny wizja artystyczna i zamiłowanie naszej ekipy filmowej do papierosowego dymu w kadrze spowodowały zamieszanie, o które niekoniecznie nam chodzi i które niekoniecznie służy naszej inicjatywie. Z tego powodu postanowiłem czasowo usunąć relacje filmowa do jej ewentualnego przemontowania. Dziekuję za czujność i cenne spojrzenie z boku 🙂
Co do aspektu ubiorowego to po raz któryś z kolei powtórzę, że większość uczestników walka jest na początku swej stylistycznej drogi i o wiele lepiej i taniej jest uczyć się na h&mie niż na sciamacie. Zresztą nawet niedrogie rzeczy mogą wyglądać lepiej niż drogie i designerskie, wszystko kwestią wyczucia, którego nie da się wyrobić inaczej jak tylko próbując 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
O matko jacy wy jesteście napompowani. Naprawdę miałem tego nie pisać, ale skoro to kolejna edycja touru, a ja znowu widzę to samo…
Zamiast zakładać te stroje moglibyście wyjść grupą na miasto z wielkimi transparentami “Jesteśmy gentelmanami”, “Mamy Styl”, “Jesteśmy fajni nie?”i efekt byłby podobny. Nie miejcie mi to za złe, ale wyglądacie i zachowujecie się w większości jak byście samym sobie i całemu otoczeniu usiłowali udowodnić, że jesteście kimś, kim w rzeczywistości nie jesteście. Gdybyście znaleźli do zdjęć polanę usłaną narcyzami moglibyście się w nią idealnie wtopić. Wybaczcie, ale to wszystko wygląda strasznie sztucznie. Ludzie instynktownie wyczuwają, że to wszystko poza. Gentelman musi być naturalny. Prostota i pewna pokora naprawdę mają w sobie coś pięknego.
No i ten Pan Miller…. kumulacja całej pomponiady w jednej osobie. Prawdziwy kosmita polskiej blogosfery modowej… aczkolwiek jego sklep rzeczywiście imponujący.
Więcej pokory…
Pozdrawiam:)
Rafał
Drogi Rafale,
Dziękuję za wyrażenie swojej opinii, poruszyłeś w niej kilka kwestii, do których postaram się w swoim komentarzu odnieść.
Każdy kto nie ma zbyt dużego doświadczenia z obiektywem aparatu i kamery ma tendencję do “spinania się”, napompowywania w jego obecności. Kwestia wprawy, każdemu kto nigdy nie znajdowal się w takiej sytuacji serdecznie polecam przetestować na sobie, czy jest to tak łatwe jak się wydaje.
Milion razy powtarzałem, że wizualny aspekt naszych spotkań jest wazny, ale nie najważniejszy, nie da się w takiej relacji oddać prawdziwej atmosfery inicjatywy. Nie mamy poczucia, że jesteśmy guru stylu, jesteśmy świadomi swoich ograniczeń i kolejne edycje są następnymi krokami na drodze do znalezienia swojego stylu. Mozna siedzieć i teoretyzować, my wolimy testować poszczególne koncepcje. A że czasami nie wyjdzie? Nawet lepiej, takie doświadczenie daje więcej, niż tysiąc zobaczonych lookbooków 🙂
Nie za bardzo rozumiem w kontekście GW zarzut braku pokory. Byłbym w stanie go zrozumieć, gdybyśmy przy każdym kroku akcentowali naszą wspaniałość, traktowali z góry osoby, którym nie podoba się nasza działalność, czy też, ufni w swoją pozycję, zabiegali o względy modowych marek. Żadna z tych rzeczy jednak nie ma miejsca, jest tylko pragnienie rozruszania polskich ulic, dania możliwości spotkania się osób, które w innym wypadku by się raczej nie spotkały, jak również kultywowania męskiego stylu życia, dostosowanego do wymogów współczesności 🙂
Serdecznie pozdrawiam i liczę na doprecyzowanie zaprezentowanej w poprzednim komentarzu opinii 🙂
Kiedy byłem w szkole podstawowej (a to jednak było dość dawno temu), na lekcji sponsorowanej przez głoskę “dż” pojawiło się słowo “dżentelmen”. Co ciekawe, wszyscy instynktownie przyznali, że to osoba o wysokiej kulturze osobistej, inteligencji emocjonalnej, która jest skora do skromności, zachowania zasad społecznych i szacunku. Nikt nie wspominał o stylu, oxfordach, dwurzędówkach, kolorowym jedzeniu i kolorowych skarpetkach.
Modą interesuję się od dobrej dekady i przyznaję, że zdumiewa mnie jej ewolucja. Czasem nawet odnoszę wrażenie, że ludzie zaczynają wyglądać jak japońskie samochody po tuningu z początku XXI wieku.
Dążąc do meritum: dżentelmen raczej nie obnosi się z czymś. Czy to, że ktoś zobaczy grupę ubranych ludzi, idących po prostu (z punktu widzenia przechodnia) w nieznanym celu i kierunku sprawi, że widzowie nabiorą większej ogłady? Staną się dżentelmenami? Śmiem wątpić. Dżentelmeni za to kojarzeni są często z filantropią życiową (nie rozdawnictwem); dają coś ni oczekując niczego w zamian. Dla kobiety nie ważne, czy mężczyzna goli się brzytwą oprawioną w rogowe oprawki, czy maszynką. Kobiety wolą mężczyzn z dystansem, dbających o siebie, lecz nadal mężczyzn. Inni mężczyźni też wolą żyć w społeczeństwie, gdzie miarą dżentelmeństwa nie jest kolor skarpetek, ale chęć pomocy kobiecie, która nie może sobie poradzić z walizką w tramwaju.
Nazywajmy rzeczy po imieniu. Miałem tego nie pisać, ale czy nie mylicie pojęć? Jak dla mnie jest to Style Show lub Fashion Walk.
Zgadzam się do sztuczności, którą potęgowało słabe wyczucie stylu uczestników, ale akurat pan Miler jest jednym z najlepiej ubranych ludzi w kraju.
Też miałem nic nie pisać ale widzę, że albo komentujący są głupi albo nie zrozumieli o co chodzi w całej inicjatywie. Nazwa bije po oczach? W takim razie “Marsz Ogórków Zdzisława” będzie lepszą nazwą? Czy tym razem ktoś się przyczepi, że pomiędzy “maszerującymi” nie ma Zdzisia i nikt nie ma na sobie stroju ogórka? Ogłada i dobre maniery to nie kwestia związana z byciem dżentelmenem a kwestia dobrego wychowania. Maniery “wynosi się” z domu i są składową dżentelmena ale go nie tworzą (podobnie jak samo ubranie). Walk ma za zadanie promowanie pewnej postawy i podejścia do życia. Śmiesznie wygląda zarzucanie teoriami o ubraniach z H i Ema… Chłopaki moim zdaniem udowadniają, że nie liczy się zasobność portfela tylko chęci. Chcieć to móc, prawda?
Nie szata zdobi człowieka? Prawda ale szmata też nie. Moim zdaniem ważną składową dżentelmena jest właśnie ubiór i nie chodzi o strojenie się na papugę czyli styl pitti (ma to również swój urok o ile strojący się umie to zrobić). Zrozumcie wreszcie, że dbanie o wygląd – włosy, brak otyłości, zadbane paznokcie, czyste buty to estetyka. Podobnie czyste buty i wyprasowana koszula. Dorosły mężczyzna wychodząc do ludzi zakłada koszulę i marynarkę, na siłownię t-shirt i bluzę z kapturem a biegając odpowiednie obuwie i strój do biegania. Czy to tak trudno pojąć? Żyjemy w czasach grochu z kapustą i mizerii. Niechęć do garnituru i koszuli wzięła się właśnie ze sklepów sieciowych. Mizerne tkaniny, plastikowe podszewki i komfort noszenia porównywalny z plastikową torbą.
Dziwią mnie ataki. Lepiej siedzieć w swoich adikach w powyciąganym t-shircie z nadrukiem “lubię piwo” i wmawiać wszystkim, że dżentelmen się nie stroi bo mu to do niczego nie jest potrzebne. Żal.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że ubieramy się dla innych a potem dla siebie.
Nie wiem czy lepiej siedzieć jest w “adikach i koszulce”, bo tak nie siedzę. Każdy ma inne zdolności percepcji i swój gust. Jakiś czas temu widziałem nagranie na YT, w którym przechodzień zrugał w czasie sondy dziennikarza za to, że nie ma butów dobranych do paska. Przy tym wszystkim sam nie miał dystansu do siebie. Wiem, że nie odnosi się to do treści ww. bloga, jednak niesmak pozostaje: okazuje się, że część mężczyzn wzoruje się tylko ubiorze blogerów, nie na ich postawach. Stąd moje spostrzeżenie tego typu.
Wszystko co chcę powiedzieć zawarłem w swoim wcześniejszym komentarzu. Doskonale rozumiem co masz na myśli poprzez dostosowanie się do okazji, sam stosuję tą zasadę w życiu, choć opowiadam o niej w nieco inny sposób.
W opinii znajomych jestem postrzegany jako osoba zadbana, sam też robię dużo, żeby takim być. Po prostu się z tym mniej/dystkretniej afiszuję. Nie wiem jak robią inni – nie razi mnie projekt sam sobie.
Projekt jest pewnego rodzaju manifestacją. Jest potrzebny naszym ulicom. Nie spotkałem chłopaków osobiście, może kilku łapie napinkę bo w 2nd handzie upolowali marynarkę z Kitona ;). Filmu z Poznania nie widziałem bo z tego co widzę szybko zniknął. Wiem tylko, że tego typu treści należy oglądać przez pewien pryzmat i nie brać ich dosłownie. Jeśli ludzie odnoszą wrażenie, że wszystko wyszło na zasadzie “trying to hard” a nie naturalnie, to znaczy, że chłopaki gdzieś popełnili błąd.
Z tego co widzę większość żeby nie napisać wszyscy są młodzi, każdy z nich jest zdecydowanie na początku swojej przygody z klasyczną elegancją. Styl, to coś co ewoluuje więc doświadczenie robi swoje. Jednak lepiej jest eksperymentować i testować pewne rozwiązania niż być dyletantem, malkontentem czy nie daj boże teoretykiem przez całe życie.
Kolejna sprawa, to fakt, że film/zdjęcie nie oddaje nastroju i atmosfery spotkania a o to tu chodzi, ubrania są dodatkiem swojego rodzaju odpowiedzią na otaczającą nas bylejakość.
Postrzegany jako zadbany, good for you ale w każdym środowisku elegancki i zadbany oznacza co innego:
http://img.wiocha.pl/images/5/6/561a9382433a832c8462be5bf9839d88.jpg
http://3.bp.blogspot.com/-WpqeCyd3SlE/VLYDTmZ_TTI/AAAAAAAADjQ/2hhZzCiL1SI/s1600/pitti-uomo-85-by-tommy-ton-for-gq-uk-by-simply-mr-t-52d4fc03cd35e_pXL.jpg
Takie dwa kontrasty. Kończąc chciałem dodać, że dla mnie tego typu inicjatywy, to po prostu dobry pretekst aby skrzyknąć kilku facetów i wyjść na jednego do pubu przy okazji udowadniając wszystkim dookoła, że chcieć to móc.
Nie rozumiem zdjęciowej aluzji przedstawionej w Twoim komentarzu. Może wychodzisz z założenia, że skoro słownie nie wymieniłem słowa “elegancki” nie stosuje się do zasad elegancji.
Co do jednego się zgadzamy: dobrze, kiedy coś w zachowaniu jest naturalne.
Kończąc swój wywód dodam jedynie, że życzę wielu sukcesów w rozwoju osobistym uczestników GW, jak i sukcesów w edukacji społeczeństwa. Pamiętajcie tylko o cechach dobrego pedagoga. Bo prawdziwy belfer nie mówi, że wie, ale mówi, że powie innym o tym co wie.
Mateusz, możesz zinterpretować ostatnie zdanie swojego wpisu? To o belfrze. Pytam z czystej ciekawości, poniekąd zawodowej 🙂
Z racji tego, że jestem związany zawodowo z pewną dziedziną nauki, która wprost wymaga przekazywania umiejętności i wiedzy (bo nie da się tego wykoncypować “rozumowo”, a know-how jest kluczowy) tak to właśnie widzę. Już mówię o co chodzi.
Załóżmy, że mamy do czynienia z pracownią eksperymentalną. Dobry nauczyciel nie przyjdzie na nią z trzema kolegami (równie obytymi z pracą w laboratorium) po czym nie zrobią w czwórkę doświadczenia w izolacji od uczniów robiąc przy okazji kilka fotek. Dziwne byłoby też, gdyby osoby z zewnątrz (uczniowie) nie wiedzieli co w danym momencie robią prowadzący zajęcia. Trudno jest dajmy na to dowiedzieć się, czy jegomościowie badają bakterie, czy drożdże, a może jednak nic nie badają – obserwatorzy widzą, że cała czwórka dobrze się bawi i co ciekawe – doświadczenie wyszło! Oczywiście w ocenie ludzi, którzy je przeprowadzali. (no bo jak mogło nie wyjść – pokazali, że wiedzą jak zrobić, to przecież chyba czegoś nauczyli, no nie?:)
Aby kogoś czegoś nauczyć, trzeba mu powiedzieć czego się go uczy. Nie wiem Kolego Miro, czy pytasz jako nauczyciel, czy jako osoba z tym związana, ale mam nadzieję, że zrozumiesz sens mojej wypowiedzi. Nie przychodzi wszak nauczyciel na kurs i nie mówi: “Ja i moli koledzy, którzy zaraz przyjdą już to potrafimy! Pokazaliśmy, że chcieć to móc. Jesteśmy mistrzami swojej dziedziny.” Człowiek nawet najlepszy w swoim zajęciu okazuje trochę pokory, szczególnie kiedy ma zamiar uczyć kogoś innego. Jak mawiał jeden z profesorów: uczeń ma przerosnąć mistrza. Aby było to jednak możliwe, trzeba mieć z uczniem kontakt.
Tym razem dużo więcej prostoty i elegancji. To ważny krok (walk), bo mija nieprzyjemne wrażenie “pochodu przebierańców”, jakie u wielu powstawało po poprzednich edycjach. Tak trzymać 🙂 … i szukać więcej autorskich i oryginalnych rozwiązań stylistycznych.
Drogi Dandy nie będę precyzował odnosząc się do jakichś szczegółów typu: brzydka poszetka, czy za długie spodnie. Jeśli chodzi o estetyczną stronę eventu to było ok, choć ewidentnie jest to inspirowane Piti Uomo, co moim zdaniem nie jest dobrym wzorcem na polskie ulice. Piti to zjad pawi, chcących przyciągnąć wzrok aparatów. Poza imprezą są często bardziej stonowani w strojach (choć nie wszyscy, to fakt), co widać po ich zdjęciach na instagramie.
W każdym razie, chodzi mi o ogólny odbiór imprezy. Nie ma większego znaczenie co wy sobie o tej imprezie myślicie. Możecie dodawać sobie stos filozofii i tłumaczenia, ale najważniejsze jest to co przeciętny człowiek o tym wszystkim sobie pomyśli. Ten, który nie czyta blogów, nie jest z buta w butoniercie, dba o siebie, ale patrzy na to z dystansu. Komunikat jaki dotrze do niego dotrze jest sednem sprawy. Moje dwie koleżanki i rodzina zareagowały na takie zdjęcia negatywnie, jako na przejaw strojenia się i narcyzmu. Sam miałem wątpliwości, ale już nie mam. Tak to wiele osób odbierze, a nie jako promocję eleganckiego wyglądu i zachowania.
Bo i co właściwie możemy z tej relacji wywnioskować?
Paru znajomych przyjechało odstrojonych do Poznania, pospacerowali, najedli się, napili, pogadali, wypili i porobili sobie fotki. Wszystko w wąskiej grupie w klimacie ogólnego samozadowolenia. Czy mamy tu jakiś głębszy przekaz? wyższe wartości? Raczej promocja konsumpcjonizmu i “fajnego życia”, ale na wyższym poziomie. Dla mnie to pustka – dlatego proponuję trochę pokory – czyli prawdy o sobie.
Arata – to udowadnianie, o którym piszesz bardzo czuć. Tylko po co cokolwiek, komukolwiek udowadniać? A może czegoś w środku Tobie brakuje (poczucia wartości, meskości, akceptacji itp.) i chcesz udowodnić wszystkim, że to jednak nie prawda? No bo popatrz – np. bogaty człowiek wcale nie potrzebuje udowadniać, że ma pieniądze… Skąd ta potrzeba udowadniania? Jak dla mnie objawia jakąś pustkę w środku człowieka. Nie oceniam Cię oczywiście, bo Cię nie znam, ale takie mam spostrzeżenia.
W każdym razie życzę sukcesów w rozwoju osobistym:)
Pozdrawiam,
Rafał
Zgadza się, mam wiele sobie i innym do udowodnienia ale nie o tym tutaj rozmawiamy. Chłopaki niczego nikomu nie udowadniają. Pokazują, że można inaczej. Inteligentny człowiek coś z tego dla siebie wyciągnie, pozostali będą bablali o tym co, kto i dlaczego. Nie oceniam was(?) och wait jednak oceniam.
Po co ta paplanina o nauczaniu? Garnitur to nie fizyka kwantowa choć mają wiele wspólnego (99.99% procent naszego społeczeństwa jest to obce zagadnienie). Widać, że nie zrozumiałeś sensu i starasz się wszystkim wcisnąć swoją wydumaną ideologię. W tego typu inicjatywach chodzi o podglądanie i zawsze o to chodziło. Edukacja poprzez obserwację, coś na zasadzie “fake it till you make it”. Wszyscy podglądali, nawet obecni miSZCZowie sprezzatury. Kwestia kogo. Jedni ojca inni dziadka a jeszcze inni kumpli. Cel zawsze ten sam. Każdy wyciągnie coś dla siebie. Jeden połączenie kolorów, inny wzorów a jeszcze inny będzie chciał wiedzieć gdzie dostanie DOKŁADNIE taki sam krawat. Dlaczego? No bo jest genialny! W kopiowaniu nie ma nic złego (w tym przypadku). Coś co u kogoś może wyglądać dobrze u innej osoby sprawi się średnio a jeszcze u innej kiepsko. Jednak nie to jest ważne. Istotną jest fakt, że się komuś chciało. Zbieranie doświadczeń i wyciąganie wniosków.
Tabu związane z garniturem trwa do dziś między innymi przez powielanie stereotypów i złych schematów. Chcecie wiedzieć ile jest do zrobienia, to zerknijcie na stronę MR V. Morze sierot, które nie są w stanie kupić butów czy spodni bez opinii swojego “guru”. Ja Walk odbieram jako inteligentną formę przekazania wzorca a nie debilne pokazywanie palcem, że trzeba tak i tak.
Zresztą kto powiedział co i jak trzeba? “Noszę się jak mi się podoba i teraz jestem wyśmiewany a za 20 lat będą mnie pokazywali jako prekursora i ikonę. Tylko tacy ludzie mają pozostawią po sobie jakiś ślad.”
Moim zdaniem właśnie według takiego schematu został zbudowany Walk. Co by nie było, to nie jest fanbojem Dawida i jego bloga ale to co wy tu “uprawiacie” wywołuje u mnie poczucie i obowiązek walki z ciemnotą.
Nie jestem również trollem i hejterem chociaż każdy z nich takie coś by napisał ;). Jednak to, co musicie o mnie wiedzieć —> mam uczulenie na pier*olenie.
Na koniec zastanówcie się co wam przeszkadza? Chłopaki jadą w 2 klasie i palą papierosa? Co z tego? Chodzą po mieście w kolorowych fatałaszkach i robią sobie zdjęcie? Nie bardzo rozumiem waszą postawę. Zazdrościcie bo musicie wykopki na wsi robić czy gnić w marnie płatnej robocie po 12h zamiast latać w fatałaszkach po mieście z ludźmi o podobnych zainteresowaniach? Doprawdy napisanie czegoś pochlebnego kosztuje dokładnie tyle samo energii a nie pisanie niczego jeszcze mniej. Po co wylewać pomyje? Kompleksy, frustracje czy inne problemy z ego?
Zrobią 15 edycję, to będzie się można czepiać teraz potrzeba im konstruktywnej krytyki i pomysłów jak coś można poprawić a nie wytykania co jest ch*jowe a co jeszcze gorsze.
Na koniec klasyk, który jak by idealnie się przy tej okazji nada:
“Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy.” J. Piłsudski
Dobre podsumowanie czytelników Mr.V, chociaż oczywiście nie wszystkich ale Ci co zadają pytania jakie buty kupić albo czy ładne te czy inne buty to na prawdę sieroty
Masz uczulenie a mimo to pierdolisz jak potłuczony. Masochista?
aaaapsik
Dziękuję, Kolego Mateuszu. Rozumiem teraz dobrze, zgadzam się z takim podejściem.
Tak, jestem nauczycielem, uczę przedmiotu tzw. humanistycznego, ale prowadzę też czasem zajęcia przyrodnicze – więc podany przez Ciebie przykład do mnie przemawia.
Pozdrawiam
Dzięki za wspomnienie. 🙂
Oj chłopcy rozbawiliście mnie do łez.
G jak… gogusie.
Brakuje wam monokli!
Czy ktoś jest dżentelmenem na pewno nie decyduje ubiór, sorry wygląd. Nienaganny wygląd jest tylko… uwaga będzie szok… uzupełnieniem całości.
Czytam komentarze, porównuje ze zdjęciami i chyba mam coś z oczami bo ja na tych zdjęciach nie widzę nikogo “wystrojonego”. Normalnie, schludnie ubrani ludzie. Połączenia kolorów i elementów stroju mniej lub bardziej trafione, ale przesadnych ekstrawagancji nie zauważam. Do pawi z Pitti daleko (i dobrze). Mogę się zgodzić, że idea samego spotkania jest dyskusyjna, bo raczej pusta (żeby nie powiedzieć próżna). Nie zmienia to faktu, że w zakresie stroju, uczestnicy zachowali umiar. Podejrzewam że gdyby zamiast nic nie wnoszącego spacerowania, zorganizować jakąś inicjatywę (panel dyskusyjny, zbiórkę, cokolwiek), to efekt byłby znacznie lepszy i bardziej naturalny. Wszyscy i tak zadbaliby o wygląd, zdjęcia wyszłyby nie gorsze, a uczestnicy i otoczenie więcej by z tego wynieśli.
Komentujący czepiają się też określenia “gentlemen’s”, a przecież jest to proste przeniesienie na nasz grunt gotowego, zagranicznego wzorca o tej właśnie nazwie. Problem wynika wyłącznie z innego niż na zachodzie rozłożenia akcentów znaczeniowych terminu “dżentelmen”.
Dlaczego jak spotykają się miłośnicy trabantów, kotów, fotografii, nie budzi to takiego oburzenia, jak ludzie interesujący się modą, w dodatku klasyczną. Oczywiście, że jest to puste, ale chyba nie każdą minutę swojego życia trzeba przeznaczyć na medytację. Konkurs Chopinowski też jest według takich kryteriów pusty, bo nie niesie wyższych wartości. A jeszcze jak zrobić fotorelacje, z min uczestników, to ubaw będzie jeszcze lepszy niż na Piti. Ale muzyka jest piękna i to wystarczy. Dobór skarpetek, albo golenie się brzytwą to małe rzeczy, które cieszą w życiu tak samo jak sztuka, dobre wino czy krwisty stek z grilla. I tak się żyje jak to napisał ks. Jan Kaczkowski na pełnej petardzie, choć oczywiście że w życiu chodzi o coś więcej.
Nie będę wdawała się w dyskusje.. Szacun za pasje, pomysł i robienie czegoś co lubią w swoim życiu. 🙂