Rzecz o odkładaniu na później

Wstajesz rano i mówisz sobie “co prawda mam dzisiaj dużo do zrobienia, ale siądę, zrobię to od razu, by potem móc trochę odpocząć”. Siadasz, spisujesz listę i patrzysz jak nieustannie się wydłuża. A potem bierzesz się do roboty i zamiast zgodnie z planem zrobić wszystko za jednym zamachem, to pewne rzeczy odkładasz na później. Z nadzieją, że może jakoś samoczynnie znikną. Potem dochodzą nowe i nowe, piętrzą się aż do momentu, w którym masz już serdecznie dość. A przecież prawie niczego nie zrobiłeś!

Prokrastynować – to brzmi dumnie!

By nieco  oswoić się z faktem, że jesteśmy bardziej skłonni do lenistwa aniżeli dawania czegoś światu w konsekwencji naszej pracy, wymyślono termin “prokrastynacja” ( z łac. odroczenie / zwłoka). “Opieprzanie się” brzmi słabo i negatywnie, “prokrastynowanie” zaś nadaje całej czynności zgoła wyższego statusu. Jest to bardzo użyteczna i zarazem niebezpieczna wymówka, gdyż bardzo szybko wchodzi w krew. A kiedy zamiast dokonać racjonalnego oglądu sytuacji posługujemy się wytrychem, to zderzenie z rzeczywistością może okazać się bardzo bolesne, o czym niedawno sam miałem okazję się przekonać.

Niby dużo pracy, a jednak nie…

Praca nad tworzeniem treści do Internetu bywa wymagająca, ale zdecydowanie nie można nazwać jej ciężką. Oczywiście zdarzają się momenty, w których trzeba “przycisnąć” (jak np. zarwana noc przy tworzeniu zestawienia okazji na Black Friday, kilkadziesiąt godzin poświęconych na znalezienie najlepszych prezentowych inspiracjiczy cały dzień spędzony w blaszanym warsztacie samochodowym przy temperaturze poniżej zera). Ale to nie ilość pracy do wykonania, a jej ciągłość bywa największym problemem, tak jak w przypadku wielu innych działalności opartych o ideę freelancingu. Bo niby możesz sobie założyć, że będziesz pracować przez osiem godzin. Wystarczy jednak, że odpuścisz sobie popołudniowe przejrzenie skrzynki mailowej, by narazić się na utratę całkiem intratnego zlecenia. O przesunięciach i elastycznych zmianach nie wspominając. W branży kreatywnej bowiem to, co szumnie nazywa się równowagą między pracą a życiem prywatnym (z ang. work life balance) jest jak Yeti. Wszyscy słyszeli, nikt nie widział. Mimo że formalnie nie jesteś w pracy, to cały czas z tyłu głowy musisz ją trzymać. I to jest pierwszy krok do tego, by bardzo efektywnie trwonić czas i odkładać rzeczy na później.

Będąc sfrustrowanym, postanowiłem skorzystać z rady mojej dziewczyny i rozłożyć sobie wszystkie aktywności na tygodniowym planerze. W połowie uzupełniania go zaczęło mi się robić wstyd. Nie ogólnie, ale przed samym sobą, że dałem się zwieść moim przewygodnym prokrastynacyjnym okularom. Kiedy połączy się to wszystko z wrodzoną niechęcią wobec drastycznych zmian, dostajemy prosty przepis na bycie w permanentnym niedoczasie, zawalony obowiązkami z brakiem chęci na odwrócenie tej sytuacji.

Nie bez kozery wybrałem tę sesję jako ilustrację dla wpisu. Została zrobiona ponad rok temu. I tak odkładałem jej publikację, że zdążyła odleżeć całą zimę, wiosnę, lato i jesień aż do dzisiaj…

Jak nie odkładać rzeczy na później – trzy proste kroki

Z wieloma rzeczami w życiu da się walczyć, to i z leniem można, a nawet trzeba. Jeśli miałbym z mojego doświadczenia wskazać co najlepiej zrobić w pierwszym kroku, to wskazałbym na odpowiednią ogarnięcie siebie i tego, co mamy do zrobienia. Nie ma bowiem braku czasu, jest tylko słaba organizacja, mawiają często specjaliści w tym temacie.

Po pierwsze niezbędne jest stworzenie listy i nadanie rzeczom/działaniom kategorii. Podział na rzeczy ważne i te mniej, stałe i losowe, problematyczne i neutralne – kiedy dobrze określimy jaki wpływ w krótkiej i długiej perspektywie będzie dla nas miało odłożenie ich w czasie, o wiele łatwiej będzie nam nadać im odpowiedni priorytet. Po nadaniu tegoż możemy przejść do kolejnego etapu.

Po drugie warto wypracować sobie rytm działań, dostosowany do naszego stylu życia i osobistych preferencji. Ja wolę zacząć od rzeczy większych, bardziej czasochłonnych, by po ich zamknięciu przejść do drobnicy. Ale to nie oznacza, że jak się zrobi odwrotnie, to będzie źle. Najgorsze, co można zrobić, to rozgrzebywać poszczególne zadanie, w efekcie żadnego z nich nie doprowadzając do realizacji. Skacząc z zadaniowego kwiatka na kwiatek niby jesteśmy produktywni, bo jednak cały czas coś robimy, ale cierpi na tym nasza efektywność. O multitaskingu jakiś czas temu rozmawialiśmy z Andrzejem Tucholskim. Jeśli interesuje was ta kwestia, to rozmowę znajdziecie pod tym linkiem.

Trzecią kwestią jest trzymanie się postanowienia, że chcemy przestać odkładać rzeczy na później. Innymi słowy chodzi o wyrobienie w sobie takiego nawyku. Wypracowywanie nawyków jest jak ćwiczenie mięśni – na początku boli i jest trochę niewygodne, ale  z czasem sama aktywność przestaje przeszkadzać, a może nawet stać się przyjemna. Każdy, kto kiedyś próbował nowej rzeczy wie jak to działa.

Razem z całym zespołem Dandycore zachęcam do zwalczania wewnętrznego lenia i nieodkładania rzeczy na później. Jeśli uda wam się coś w tym temacie zrobić, to będziemy wdzięczni, jeśli podzielicie się swoją historią w komentarzach.

Dzięki za poświęcony czas i uwagę i do napisania / zobaczenia!

Dawid

7 w 1? Przy dobrej organizacji to żaden problem 😉

Foto – Adam Ptak

Trencz – Zara
Marynarka / Kamizelka – Vistula
Golf – Zara
Poszetka – Shibumi
Spodnie – Massimo Dutti
Torba – Sartolane
Buty – Shoepassion