Nie umiemy rozmawiać

Mamy narzędzia, dzięki którym jesteśmy w stanie komunikować się bez przerwy. Mówimy coraz więcej, ale zdaje się, że dociera do nas coraz mniej. Diagnoza jest prosta – nie umiemy rozmawiać. W najnowszej odsłonie profesora Dandyego zastanowimy się jak do tego doprowadziliśmy, a także jak możemy z tego wyjść.

Nie umiemy rozmawiać – film

Wszystko co wiemy o świecie, wiemy z mediów – to słowa Niklasa Luhmana, jednego z czołowych badaczy komunikacji. Twierdzenie może wydawać się radykalne, ale dość łatwo jest pokazać jego zasadność na przykładzie. Nikt z nas nie był w kosmosie, ale większość wie, jak z jego perspektywy wygląda nasza planeta. Wedle Marshalla Mcluhana, kolejnego wybitnego specjalisty w tej dziedzinie media są przedłużeniem działania zmysłów człowieka. Media zatem wpływają na to jaką rzeczywistość odbieramy i w jaki sposób się to odbywa.

Media – twórcy normalności

Media, poprzez przekazywanie obrazów rzeczywistości tworzą bądź podtrzymują tzw. dyskursy. Te zaś można zdefiniować jako formalną dyskusję na jakiś temat, odbywającą się w mowie lub piśmie. Mamy dyskursy ogólne, takie jak polityczny, czy naukowy, jak i szczegółowe, dotyczące jakiegoś konkretnego zagadnienia jak np. dyskurs bicia dzieci. Ten ostatni bardzo dobrze ukazuje zmienną naturę dyskursu – kiedyś karcenie dzieci w formie klapsa było obowiązującą normą, dziś sytuacja jest zgoła odmienna, w efekcie czego premier Donald Tusk przepraszał swego czasu, że stosował kary cielesne w stosunku do swoich dzieci. Media, poprzez selekcję tematów i ich przekazywanie, mają ogromny wpływ na to, co w danym momencie postrzegamy za normalne i prawidłowe. Doświadczenia medialnej propagandy z ubiegłego stulecia jasno pokazują jednak, że istnieje druga, ciemniejsza strona tego medalu. Nawet najbardziej radykalny przekaz, o ile nie znajdzie medialnej kontrpropozycji, może stać się powszechny i przyjmowany bez sprzeciwu, jak to miało miejsce w nazistowskich Niemczech.

Internetowa demokratyzacja

Pojawienie się Internetu, a następnie social mediów przełamało monopol mediów tradycyjnych na przekazywanie komunikacyjnych ofert. Wiele osób uważało ten proces za ostateczną wygraną demokracji. Wreszcie do debaty mogły włączyć się osoby, które wcześniej nie miały na to możliwości. Sama nazwa – media społecznościowe – jasno wskazywała, że najważniejszą ich funkcją jest tworzenie nowych więzi między osobami, bez względu na ograniczenia czasowe czy geograficzne. Demokratyczna debata miała doprowadzić nas do sytuacji, w której będziemy w stanie wspólnie przezwyciężyć różniące nas kwestie. Miała również pozwolić demaskować wszelkiego rodzaju zmowy i ciemne działania tradycyjnych grup wpływu. Zbyt idealne, nieprawdaż? Ani się obejrzeliśmy, a sytuacja stała się nawet gorsza od wyjściowej.

Żyjemy coraz szybciej, mamy coraz mniej czasu na weryfikowanie informacji, które do nas docierają. Nie śledzimy więc wszystkiego po kolei, wybieramy te źródła, które wydają nam się wiarygodne i są zgodne z wyznawanymi przez nas poglądami. Te, które naszym wyobrażeniom o świecie przeczą, często odrzucamy. I w ten właśnie sposób narażamy się na zamknięcie się w tzw. bańce informacyjnej.

Zamknięci w bańce

Z bańką informacyjną (filtrującą) mamy do czynienia wtedy, kiedy przekonani przekonują przekonanych. Głównymi winowajcami tworzenia się baniek są socialmediowe algorytmy. To one, by zwiększyć nasze zaangażowanie, podrzucają nam treści zgodne z naszymi poglądami i jednocześnie ukrywają te, które mogłyby nam nie przypaść do gustu.  W bańkach złożoność rzeczywistości redukowana jest do minimum, nierzadko przybierając formę czarno-białych klisz. Pojęcia są jasne, tak samo jak to, kto jest swoim, a kto onym. Niekiedy dochodzi też do zmiany znaczenia słów, np. by zdyskredytować pojęcia używane przez przeciwników.

Tak zorganizowane społeczności często się radykalizują, bo nie są nastawione na zmianę, lecz trwanie, a każdy kto choć częściowo sprzeciwia się obowiązującym dogmatom traktowany jest jako zdrajca. Ostre profile światopoglądowe takich grup wpływają na uczestników, nakazując im traktowanie wspólnych poglądów jako niezbywalne części ich samych. W konsekwencji, podważenie poglądu jest atakiem na jednostkę, jej osobowość i tożsamość, przed którym powinna się bronić wszystkimi dostępnymi środkami. O zbyt osobistym podejściu do poglądów mówiłem w materiale o konstruktywnej krytyce, więc w tym miejscu po prostu Was do niego odeślę.

Osobowościowa Jenga

Nie ma się w sumie co dziwić, że tak bardzo bronimy swojej osobowości, kiedy jej konstruowanie w dzisiejszym świecie zabiera ogromną ilość czasu, którego, jak już sobie powiedzieliśmy, i tak nie mamy. Na potrzeby filmu przyjmijmy, że nasza osobowość przypomina budowlę z klocków Jenga. Kiedy więc przyjdzie ktoś, kto ma moc wysunięcia naszych fundamentalnych przekonań i wywrócenia tym samym struktury wartości, mamy dwie opcje: albo pozwolić mu to zrobić i potem z mozołem odbudowywać się na nowo, albo w ramach reakcji obronnej wyrzucić go ze swojego świata i mieć święty spokój. Chyba nie muszę mówić, co jest łatwiejsze i przez to obecnie częściej wybierane, prawda?

Osobowość to struktura dynamiczna, zmienna, i powinno się ją kształtować w oparciu o coraz to nowe doświadczenia. O te jednak trudno, kiedy cały czas kisimy się we własnym sosie. Takie zamknięcie się w „osławionej” strefie komunikacyjnego komfortu tworzy stereotypy, przez pryzmat których nie jesteśmy w stanie dokonywać racjonalnego oglądu wielu spraw. Za mało skupiamy się na faktach, za dużo na emocjach. Te sfery, choć jest to trudne, da się rozdzielić, jak pokazuje przykład niezwykle popularnego ostatnio na YT profesora psychiatrii z Toronto Jordana B. Petersona.

Dyskusja wygrana dla wszystkich stron

W słynnym wywiadzie dla stacji Channel 4 (jeśli go nie widzieliście, to polecam go obejrzeć) powiedział, że przystępując do dyskusji powinniśmy być przygotowani na to, że nie wszystko co w jej ramach usłyszymy będzie dla nas przyjemne. Co więcej, powinniśmy mieć świadomość, że rozpoczynając debatę, zwłaszcza z osobą, z którą różnimy się w poglądach, ryzykujemy bycie urażonym. I nie ma w tym niczego złego, bo taka jest przecież istota konfliktu, którego dyskusja jest reprezentacją. Z tą różnicą, że konflikt intelektualny nie ma charakteru zero-jedynkowego, przez co nie musi zakończyć się porażką jednej ze stron. Ba, kiedy prowadzony jest merytorycznie, z poszanowaniem zasad dyskusji i osoby rozmówcy prawie zawsze przynosi korzyści obydwu stronom. Bo każdy z uczestników opuszcza dyskusję bogatszy. O nową perspektywę, argumenty, których nie brał pod uwagę, ciekawe wnioski. Przede wszystkim zaś o kontakt z osobą. Nie zdehumanizowanym przeciwnikiem, którego trzeba za wszelką cenę zniszczyć, a kimś, kto, choć różny, jest przecież taki sam jak my.

Wiele analiz zachowania profesora Petersona w trakcie tego wywiadu wskazywało na kilka aspektów, które pozwoliły mu wyjść z tej debaty zwycięsko. Chodziło m.in. o logikę wywodu, docenianie i rozumienie punktu widzenia przeciwnika, wyrażanie aprobaty dla części jego poglądów, aktywne słuchanie, cierpliwe czekanie na swoją kolej, nieprzerywanie… I teraz, skoro wspomniane zachowanie jest dzisiaj wyjątkiem a nie standardem, to chyba jest z nami naprawdę źle.

Co robić, jak zatem żyć?

Nie będę może za bardzo odkrywczy, ale w mojej ocenie kluczem do wyjścia z tej sytuacji jest wytworzenie w sobie otwartej postawy. Takiej, która nastawiona jest na drugiego człowieka nawet wtedy, kiedy jego przekonania są krańcowo różne od naszych. Konflikty ideowe są tak stare jak ludzkość, ba, możliwość szermowania się na koncepcje i argumenty jest jednym z największych motorów napędowych naszej cywilizacji. Mamy w tym względzie dwie opcje: albo prowadzić tę walkę na uczciwych zasadach, albo z perspektywy komunikacyjnych okopów, z których nie sposób jest dokonać pełnego przeglądu sytuacji. Czas dokonać wyboru – jaki będzie twój?

Podoba Ci się ten wpis? Nie krępuj się udostępnić go np. na Facebooku! Polecamy także inne materiały z zakresu naukowego podejścia do codzienności, które mogą Cię zainteresować:

Czy warto być skromnym?
Dlaczego bogaci ubierają się biednie?
Praktyczne pochodzenie zwyczajów
Mój Tata jest prawnikiem – o studiowaniu i rzuceniu prawa

*** Dandys na Sieradz Open Hair Festival ***

Nie ma wywiadu, w którym nie zostałbym zapytany o to jak to jest z tymi polskimi mężczyznami. Odpowiadam wtedy, że w kwestii dbania o jakość swojego życia, jako naród wyglądamy coraz lepiej i tego procesu nic już raczej nie zatrzyma. Już 21.07.2018 w ramach prezentacji na Sieradz Open Hair Festival będę miał okazję opowiedzieć o czynnikach, które wpłynęły na to, że ta rewolucja dzieje się akurat na naszych oczach. Bo w trakcie pięciu lat zgłębiania tego tematu w ramach studiów udało mi się dojść do kilku ciekawych wniosków 

http://bit.ly/DandyNaSieradzOpenHairFestival

Festiwal jest imprezą otwartą, więc jeśli interesujecie się tematyką nie tylko męskiej pielęgnacji, to warto pomyśleć o weekendowej wycieczce do Sieradza. Program i jak i lista gości specjalnych znajduje się na oficjalnej stronie wydarzenia.