Ubranie to przebranie

W naszych rozmowach temat ubrania/przebrania pojawia się cyklicznie, może nie często, ale jednak. Stanowi on wieczną kość niezgody i nieporozumienia na drodze szerzenia prawidłowego rozumienia dandyzmu. Razem z Karolem Majchrzakiem – specjalistą ds. komunikacji, bacznym obserwatorem popkultury, pasjonatem mody męskiej od elegancji aż po styl militarny, jak również dumnym członkiem zespołu Dandycore postanowiliśmy “przebrać się” za samych siebie i pójść do lasu. Bo nic tak nie sprzyja rozmyślaniu o rzeczach ważnych jak otoczenie zapewniające odpowiedni dystans. Do jakich wniosków udało się dojść w rozmowie? Zapraszamy do lektury, która nie jest stenogramem nagrania.

Ubranie to przebranie – film

Ubiór – czym tak naprawdę jest?

Temat zaczniemy od próby zdefiniowania ubrania i przebrania, choć w zasadzie chodzi o to samo. Jak jest to możliwe? Biorąc pod uwagę perspektywę czysto pragmatyczną o ubraniu możemy mówić jako o sposobie na zakrywanie nagości, ochronę przed zimnem lub słońcem. Nikt jednak nie patrzy na ubiór w ten sposób, bo w jego przypadku nie sposób uciec od aspektu kulturowego. Każdy ubiór, oprócz tego, że jest rzeczą, powstała w wyniku umiejętnego zszycia kawałków materiału, jest także znakiem, który ma moc niesienia określonego znaczenia. I właśnie ten aspekt sprawia, że każde ubranie staje się przebraniem. Czasami mniej, czasami bardziej świadomym, ale jednak. 

Skąd w takim razie wziął się poruszany przez nas problem? Myślę, że wypadałoby zacząć od języka jakim blogi modowe i ogólnie dyskurs modowy się posługują. Mianowicie słowo “stylizacja” dość mocno stygmatyzuje i osadza nam dany ubiór w pewnej semantyce. O takim zestawieniu odzieży będziemy myśleć niejako o wymuszonym, specjalnie przygotowanym, funkcjonalnym jedynie w określonych okolicznościach (np. modowego wybiegu, ewentualnie na sesji zdjęciowej). Ot magia języka.

Idąc dalej tropem języka, “przebranie” najczęściej kojarzy nam się negatywnie. Ktoś będąc przebranym albo ma jakieś ukryte zamiary (niekoniecznie dobre), albo odtwarza rolę kogoś, kim nie jest, albo został zmuszony, przebrany na potrzeby chociażby okoliczności. Stąd też jeśli jakaś stylizacja (sic!) wydaje nam się nienaturalna, to  automatycznie przypinamy jej łatkę szeroko pojętego przebrania.

Komunikat komunikatowi nierówny

Określenie przebrania pojawia się bardzo często w przypadku modowych zjawisk, których nie rozumiemy, nie jesteśmy w stanie sobie poradzić z wytłumaczeniem funkcji i powodu, dla którego pojawiają się one w naszej przestrzeni. Nie ma w tym niczego złego, tak działa nasz mózg, który nie może cały czas na nowo, od podstaw interpretować otaczającego go świata. Dlatego właśnie często chodzi na skróty, posługując się stereotypami i heurystykami, by wystarczyło mu mocy obliczeniowej na normalne funkcjonowanie. W momencie kiedy dany ubiór nie ma mocnego ugruntowania w popularnej kulturze często bywa określony mianem przebrania.

Dużo łatwiej odbieramy esencjonalne, pojedyncze symbole niż całe ich zestawienie, mniej wyraźne, bardziej rozproszone. Podajmy prosty przykład. Mamy fana gry komputerowej, niech będzie to Assassin’s Creed. Chcąc zakomunikować swoje uwielbienie do popularnego dzieła Ubisoftu przywdziewa on koszulkę z nadrukiem przedstawiającym postać tytułowego asasyna. Dzięki temu od razu wiemy, że jest fanem serii i chce to jasno innym zakomunikować. Jednak jeśli ta sama osoba spróbuje przenieść na grunt codzienności ubiór postaci z gry, a nie jego symboliczny wyraz jakim jest t-shirt z nadrukiem, od razu zostanie sklasyfikowana jako osoba przebrana. Wszak nie mamy wzorca, który mówi, że takie ubieranie się na co dzień jest normalne.

Bez mediów ani rusz

Tak samo było klika lat temu z męską elegancją. Początkujący blogerzy i neofici elegancji spotykali się z zarzutami, że są przebrani, że to nie jest normalne, by tak mocno stroić się na co dzień. Wystarczyło jednak poczekać kilka lat, blogi modowe zafunkcjonowały w powszechnej świadomości, pojawiły się książki, męska elegancja stała się tematem poruszanym w mediach masowych. I właśnie dzięki tej mediatyzacji elegancja praktykowana codziennie coraz częściej jest już odbierana nie jako przebranie, a lifestyleowy wybór.

Doskonałym przykładem na działanie mediatyzacji jest streetwear. Charakterystyczne dla tej stylistyki, często ekstrawaganckie, śmiałe elementy odzieży są dla nas codziennością. Zalewają media społecznościowe, pojawiają się w witrynach sklepowych, są lansowane przez znane postaci. Wystarczy krótki, acz intensywny okres wystawiania społeczeństwa na mnogość przekazów o jednej tematyce i estetyce, żeby ta stała się powszechnie akceptowalna. Kontrprzykładem mogą być wzorce ustalone kilkadziesiąt lat temu, które tej mediatyzacji w danym kręgu kulturowym się oparły, bo nie miały na to historycznie i społecznie szansy. Styl preppy, który od lat pięćdziesiątych jest dla Amerykanów czymś normalnym, w Polsce natomiast może być odbierany jako próba rekonstrukcji albo silenia się na nadmierną oryginalność. Nie ma więc znaczenia, że coś już było, ba nie ma nawet znaczenia czy pojawiło się to w ogóle w popkulturze. Jeśli nie zaistniało w aktualnej nam zbiorowej świadomości, to jako konwencja jest niezrozumiałe i klasyfikowane jako przebranie.

Cena wyróżniania się

Wyłamywanie się ze schematu powinno być więc dokonywane  ze świadomością tego, że ktoś może uznać nas za przebranych. Dodatkowo jest obarczone jeszcze jednym ryzykiem –  wystąpienia błędu atrybucji. Podstawowy błąd atrybucji to pojęcie wprowadzone do psychologii społecznej przez Lee Rossa. Opisuje powszechną skłonność do wyjaśniania zachowania obserwowanych osób w kategoriach przyczyn wewnętrznych i stałych (np. cech charakteru) przy jednoczesnym niedocenianiu wpływów sytuacyjnych, zewnętrznych. W kontekście ubrania/przebrania możemy być więc posądzeni o zbytnie utożsamianie się z postacią lub epoką, dla której dany ubiór jest charakterystyczny. Mimo że nie wydaje nam się, że jesteśmy dziedzicem fortuny z pól naftowych, weteranem wojennym czy working class hero, to jednak taki sposób myślenia o nas samych może być nam przez postronnych przypisywany.

Paradoksalnie powodem tego jest również sposób myślenia o ubieraniu się osób “przebranych”. Wyobrażenie o czasie i całym procesie, który prowadzi do skomponowania danego kompletu odzieżowego, wyobrażenie o braku “luzu”, czy “prawdziwości” sprawia, że odbiorca jest przekonany o przebraniu właśnie. Co ciekawe ten sam proces nie zachodzi w momencie, kiedy ktoś przygotowując się do ważnej uroczystości poświęca dużo czasu na odpowiednie skomponowanie swojego ubioru. Powodowane jest to funkcjonalnością i okazyjnością takiej sytuacji. Co ciekawe osoba, która z odzieżowego schematu wyłamuje się na co dzień, najczęściej ma swoją garderobę skompletowaną w taki sposób, by ubieranie się zajmowało jej jak najmniej czasu. Pasjonat lubi ubrania nosić, lubi cieszyć się korzyścią, które ich noszenie daje, a nie godzinami się nad nimi zastanawiać.

Każde ubranie jest przebraniem. I będzie lepiej dla nas wszystkich, im szybciej uświadomimy sobie, że ubiór, codzienny czy niecodzienny, jest konwencją. A ta zawsze jest narzucona, czy to społecznie, czy przez własne wybory estetyczne.

A co Wy sądzicie? Każde ubranie jest przebraniem? A może da się wyznaczyć granice między tym co w ubiorze naturalne, a tym co konwencjonalne? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach pod artykułem jak i filmem. Mamy nadzieję, że nasz materiał stanie się przyczynkiem wielu ciekawych wniosków.

Pozdrawiamy,

Dawid i Karol