5 grzechów głównych stylistów w Polsce

Istnieje wiele problematycznych branż. Mało jest jednak tak słabo obstawionych jeśli chodzi o merytorykę jak branża stylistyczna. Głęboko wierzę, że nie da się rozwiązać istotnego problemu jeśli nie ma się świadomości jego istnienia. Dlatego w dzisiejszym materiale przedstawię 5 grzechów głównych stylistów w Polsce, które mają znaczący wpływ na ich postrzeganie w przestrzeni publicznej. Zapraszam do czytania i oglądania 🙂

5 grzechów głównych stylistów – film

 1. Styliści nie są dobrymi wizytówkami swojej pracy

Gdybym zadał Wam pytanie o najpopularniejszego stylistę w naszym kraju, to pewnie padłoby jedno nazwisko: Tomasz Jacyków. I gdybym uzupełniająco zapytał, czy chcielibyście, by zadbał on o Wasz wizerunek, prawdopodobnie w większości uzyskałbym odpowiedź negatywną. Ja sam także bym panu Tomaszowi mojego wizerunku nie powierzył.

Na swoją obronę styliści często powołują się na artystyczny charakter tej działalności. Nierzadko też porównują się do projektantów mody wybiegowej, którzy słyną z bardzo ekstrawaganckiego ubioru. O ile jednak tworzenie kolekcji ubrań haute couture spełnia znamiona sztuki, o tyle stylizowanie ma wymiar jak najbardziej praktyczny, można by nawet powiedzieć rzemieślniczy. Eksponowanie zawsze i wszędzie zestawów, które stanowią ekstrawagancki krzyk nie budzi zaufania co do umiejętności noszącego je stylisty. Wspominany Tomasz Jacyków w swojej książce mówił, że nie powinno się go oceniać po wyglądzie, ale po efektach jego pracy. Problem jednak w tym, że w przypadku specjalisty od kreowania fizycznego wizerunku nie da się tych kwestii oddzielić.

2. Stylistom brak wiedzy

Jak pisałem wyżej w mojej ocenie styliście bliżej do rzemieślnika niż do artysty. A nawet jeśli ktoś chce się za artystę uważać, to bez opanowania podstawowych kwestii z danej dziedziny nie da rady tego osiągnąć. Zwłaszcza w przypadku mody, która oprócz niewątpliwego aspektu estetycznego, posiada także wiele technicznych (kroje, tkaniny, gramatury etc.). Brak tego typu wiedzy jest szczególnie widoczny w przypadku mierzenia się stylistów z modą męską. Ta bowiem powstawała ewolucyjnie na przestrzeni kilkuset ostatnich lat i była tworzona przez mężczyzn – nie dziwi więc, że jest ona odzwierciedleniem męskiego, technicznego podejścia. Raczej nie chcielibyśmy, by nasz dom budował inżynier, który nie potrafi wyliczyć powierzchni danego pomieszczenia. Dlaczego zatem mielibyśmy oddawać się w ręce “specjalistów”, którym problem sprawia racjonalne i rzeczowe uzasadnienie dokonywanych przez nich stylistycznych wyborów?

Szczególnie, że dziś ta wiedza leży na internetowej ulicy i wystarczy tylko po nią sięgnąć. Razem z kolegami i koleżankami po blogowo-vlogowym fachu odrobiliśmy pracę domową z zagranicznych źródeł, więc nawet znajomość języka angielskiego nie jest tutaj ścisłym wymogiem. Wystarczy tylko przestać bezgranicznie wierzyć w moc swojego wyczucia, a następnie włożyć nieco wysiłku. Bo o tym, że bezgraniczna wiara w swoje wyczucie nie jest za dobrą postawą mówiłem już co najmniej kilka razy.

3. Styliści trzymają się schematów i sztywnych “zasad”

Przede wszystkim chodzi mi tutaj o dwa słowa: analiza kolorystyczna. Dla większości przedstawicieli branży stylistycznej jest to narzędzie, bez którego nie są w stanie się obejść. Problem tylko w tym, że opieranie się jedynie na takich sztywnych wytycznych nie tylko nie gwarantuje nam efektu, ale może doprowadzać do kuriozalnych sytuacji, takich jak opisana poniżej (zainteresowanym tematyką doboru kolorów polecam ten oto film).

Pamiętam jak jedna z osobistych stylistek miała za zadanie skomponować Panu ciekawy zestaw w stylu casual. Ostatecznie stanęło na kompozycji złożonej z brązowego grubego kardigana z wełny, miodowych spodni chino i czekoladowych zamszowych butów. Całość uzupełniał zwykły biały t-shirt z niewielkim nadrukiem, który to pan miał już na sobie w momencie wejścia do sklepu. Fajna, prosta kompozycja.

Ale dla stylistki to było za mało. odeszła dwa kroki do tyłu, złapała się za brodę i po chwili wypaliła:

“Niby fajnie, ale coś mi tu nie gra. To ten t-shirt, jest biały, a to jest za zimny kolor do takiej palety brązów. Beżowy byłby zdecydowanie lepszy.”

I wtedy właśnie upuściłem na ziemię wszystkie trzymane przeze mnie polówki. 

Jestem w stanie zrozumieć wiele i przymknąć oko na drobne braki w warsztacie. Ale gdy ktoś zaprzecza, że biel jest najlepszym wyborem gdy idzie o koszulkę czy koszulę (rozświetla twarz, zamiast ściągać z niej kolor, tak jak ma to miejsce w przypadku beżu), to nie dyskutuje z moją subiektywną opinią. Występuje przeciw podstawowym i powszechnie stosowanym przez entuzjastów zasadom doboru męskiej garderoby.

Ale ktoś, kto nigdy nie skalał swojego poczucia estetyki odrobiną praktycznej wiedzy tego nie zrozumie. I będzie nadal trzymał się “zasad” wynikających z analiz kolorystycznych, które wywodzone są na podstawie dwóch-trzech czynników (najczęściej kolor oczu i włosów). Bo tak chyba łatwiej zaimponować niezorientowanemu w temacie klientowi, co w konsekwencji przekłada się na bardziej realne korzyści.

4. Styliści forsują swoją wizję, nie kierując się przy tym potrzebami klientów

Klient korzystający z usług stylisty rzadko kiedy potrzebuje wyróżnienia się na siłę. Bardziej zależy mu na prostych, ale efektownych i uniwersalnych rozwiązaniach, które nie będą wymagały codziennego spędzania przed lustrem kilku godzin. Zadaniem stylisty jest dobrać takie ubrania, które nie tylko podkreślą atuty sylwetki klienta, ale także będą spójne z jego stylem życia. Można przecież wyposażyć klienta, np. celem odmłodzenia, w szafę pełną modnych jeansów z dziurami i bomberek. Problem jednak pojawia się wtedy, kiedy klient potrzebuje osiągnąć pewien określony poziom profesjonalizmu. A ten, umówmy się, raczej nie idzie w parze z odczuwaniem chłodnej bryzy w okolicach kolan.

Nie raz nie dwa spotykałem się z sytuacją, w której, celem utrzymania spójności w oczach klienta, styliści forsowali swą wizję za wszelką cenę.

“Nieważne, że sięgająca połowy uda marynarka nie pasuje klientowi z rozbudowanymi biodrami, albo nie będzie miał gdzie założyć czerwonych spodni.  Ma być tak, jak powiedziałam/em. Bo jestem stylist(k)ą, znam się na tym i nikt mi nie będzie tutaj podważał mojego autorytetu.

Zwłaszcza jakiś podrzędny sprzedawca o uszatej aparycji. Niech się lepiej weźmie za składanie rzeczy, które musiałam sprawdzić dla mojego klienta.”

A skoro już przy tym aspekcie jesteśmy…

5. Styliści nie szanują czasu klientów

Sobota, około południa. W salonie, jak to w trakcie weekendu, ruch widocznie wzmożony. Do sklepu wchodzi pani, jak burza przeczesuje kolejne wieszaki i półki, rozkładając przy tym kilkadziesiąt rzeczy. Zbywa moją propozycję znalezienia interesujących jej produktów, “czesze” dział dalej, po czym wychodzi. Po około dwóch godzinach, w trakcie których udaje mi się poskładać wszystkie rozłożone rzeczy, wraca. Z klientem. 

Klient wchodzi do przymierzalni, poi czym spada na niego lawina koszul, spodni, swetrów i dodatków. Pan, męcząc się niemiłosiernie, spędza tam ponad trzy godziny. Po czym kieruje się do kasy z JEDNĄ koszulą.

Rolą stylisty jest tak przefiltrować sklepową ofertę, by zaproponować swojemu klientowi najlepiej dopasowane do niego rozwiązania. Zarzucanie go tonami rzeczy nie tylko nie oszczędza mu czasu, ale daje jasny dowód na to, że “profesjonalny” doradca nie zna się na swojej robocie. Bo gdyby się znał, to nie musiałby sprawdzać wszystkiego bezpośrednio na osobie.

Tamta koszula nie leżała jakoś świetnie, sama w sobie też nie była szczególna. Nie zdziwiłbym się, gdyby pan zdecydował się na nią tylko po to, by nie mieć poczucia totalnie zmarnowanego czasu. Bo spędzić w jednym sklepie trzy godziny można wtedy, gdy się zakupy lubi. W przeciwnym razie jest to zwykła strata czasu.

***

Serdeczne dzięki za przeczytanie artykułu do samego końca. Pominąłem ważny w twojej ocenie negatywny aspekt pracy stylisty? Będzie mi bardzo miło, jeśli podzielisz się nim w komentarzu 🙂

Razem z moimi współpracownikami postanowiliśmy, że w obecnym roku stawiamy na biznesowy rozwój dandysich kanałów. W związku z tym jednym z pomysłów jest wprowadzenie w ramach Dandycore usługi personal shoppingu. Posiadamy bogate doświadczenie sprzedażowe, gdyż każdy z nas miał okazję przez kilka lat pracować w sklepach. Dajcie znać co o tym sądzicie i czy chcielibyście z tego typu usługi skorzystać.

Pozdrawiam i do napisania,

Dawid / Dandy