Artykuł zawiera lokowanie produktów marki Lancerto
Kiedy zamienić pasję w pracę?
Dość powszechnie uważa się, że nie ma szczęśliwszych ludzi nad tych, którzy znaleźli najpierw swoją pasję, a potem przekuli ją w dobrze prosperującą działalność. Wiele osób twierdzi nawet, że bez pasjonackiego ognia nie da się dziś porwać ludzi swoim produktem czy usługą. Ale czy rzeczywiście sama pasja jest tym fundamentem biznesu, który pozwoli pokonać wszelkie pojawiające się przeciwności? W dzisiejszym tekście postaramy się przyjrzeć tej kwestii nieco bliżej.
Kiedy zamienić pasję w pracę? – film
Wszystko zaczęło się od kawy…
Miałem niedawno okazję uczestniczyć w warsztatach z zakresu rozpoznawania smaków i aromatów kawy, które profesjonalnie nazywa się cuppingiem. Prowadził je Krzysztof, finalista wielu kawowych konkursów polskich i międzynarodowych, jeden z najlepszych specjalistów w tej materii w naszym kraju. Na pierwszy rzut oka ten ubrany w błękitną koszulę ocbd i jeansy chłopak o półdługich włosach i lekko nieobecnym wejrzeniu nie wydawał się być kimś, kto może skutecznie przykuć uwagę kilkudziesięciu uczestników spotkania, którzy do tej pory nie odklejali nosów od ekranów swoich smartfonów. Wystarczyło jednak kilkanaście sekund, by było wiadomo kto tego wieczora będzie rządził. On nie mówił o kawie. On spalał się niczym Agnieszka Chylińska w jednej z piosenek O.N.A. I na pewno nie miał nawet cienia wątpliwości, że warto. Ziarna kawowca wytatuowane na jego dłoniach, stanowiły jasny i dobitny symbol tego, co jest sednem jego życia.
Słuchanie Krzyśka i patrzenie jak bardzo zależy mu na tym, by pokazać nam choć cząstkę tego, co dla niego jest całym światem skłoniło mnie do refleksji. Uświadomiłem sobie, że kiedyś usilnie szukałem dziedziny, której, tak jak Krzysztof, byłbym w stanie w całości się poświęcić. Takiej, która spychałaby wszystkie przyziemne sprawy na dalszy plan, czyniąc je zupełnie nieistotnymi. Przez pewien czas myślałem, że w końcu udało mi się ją znaleźć. Że to tematyka męskiej mody jest tym, co podrywa mnie z łóżka każdego ranka, kiedy telefoniczny budzik wybrzmi trzecią drzemkę. W tamtej chwili dotarło do mnie, że przez te ładnych kilka lat nigdy nie udało mi się nawet zbliżyć do emfazy, jaka towarzyszyła opowieści o przeszczepieniu pewnego gatunku kawy z Kolumbii do Panamy, bo panują tam lepsze warunki. Wbrew pozorom, nie poczułem się z tego powodu zły czy smutny. Ta sytuacja potwierdziła jedynie to, co od dłuższego czasu podskórnie przeczuwałem.
Potwierdziła, że nie jestem typem osoby, która zadowoli się robieniem w życiu cały czas tego samego.
Pochwała bycia średnim
Kiedy twoją domeną jest iście dandysi multitasking, prędzej czy później dopadnie cię zmęczenie tematem, któremu w danym momencie zdecydowałeś poświęcić się najmocniej. Bowiem, jak mawiał klasyk:
„Mamusię oszukasz, tatusia oszukasz, ale natury nie oszukasz”
Gdy patrzę z perspektywy, to chyba z tego właśnie niezdecydowania wynikły moje przeboje z pierwszym akademickim wyborem, dzięki któremu jestem w stanie mówić dziś o sobie jako o niedoszłym-upadłym prawniku. Potem pojawiła się moda, która pozwoliła mi skupić się na konkretnym celu, jakim było wyrwanie się z układu, który ani nie był przyjazny, ani nie dawał interesujących widoków na przyszłość. Przez trzy kolejne lata wszystko, co robiłem, podporządkowane było jednemu tylko celowi – przekuciu swojej pasji w pracę. I kiedy w końcu udało się mi się posiąść ów święty graal nie sądziłem, że w nieco ponad rok później dotrę do ściany. Której sforsowanie będzie możliwe tylko wtedy, gdy wykorzystam to, co do tej pory traktowałem jako swoją największą bolączkę – bycie średnim. Czyli całkiem niezłym w wielu różnych dziedzinach. A to zawsze jest dobry punkt wyjścia do tego, by każdej chwili móc spróbować czegoś innego.
Rutyna – największy wróg pasji
Steve Jobs w swoim słynnym wykładzie na Uniwersytecie Stanforda opowiadał studentom o tym, jak wyrzucenie z Apple’a okazało się jedną z najlepszych rzeczy, jakich doświadczył w swoim życiu. Robiąc cały czas to samo można poważnie się zasiedzieć. Przekierowanie swoich wysiłków z domeny, w której czujemy się bardzo pewnie na tę jeszcze nie do końca odkrytą jest odświeżające, pozwala złapać oddech, jak również wzbogacić perspektywę o nowe doświadczenia, zarówno pozytywne jak i te mniej. Niedawno dowiedziałem się, że ojciec jednej z moich koleżanek, gdy jeszcze mieszkała z rodzicami, codziennie wieczorem pytał ją co danego dnia jej nie wyszło. Był bardzo zdenerwowany, kiedy nie miała mu nic do powiedzenia. Twierdził, że w takim razie nie spróbowała niczego nowego. Jeśli nie złapiesz szerszej perspektywy, to pewnego dnia, niby nagle, możesz obudzić się wypalony. Rutyna bowiem zabija pasję niepostrzeżenie i powoli.
Z tego powodu w nowej odsłonie dandysiego bloga postanowiłem rozszerzyć formułę. Dzięki temu wszystkie ciekawe w mojej ocenie kwestie, które przez długi czas leżały odłogiem z powodu nadmiernego skupienia się na temacie mody i chęci utrzymania sztywnej formuły, mogą obecnie należycie wybrzmieć. Wasze zaangażowanie i pozytywne reakcje tylko potwierdzają, że nie warto się ograniczać, a wierzyć, że na dobrą robotę zawsze znajdą się osoby, chętne poświęcić jej swój czas i uwagę.
To w końcu warto czy nie?
Na koniec pozwolę sobie wrócić do punktu wyjścia, tj. tego, kiedy warto zdecydować się na pomieszanie sfer pasji i pracy. Jeśli twoja pasja rozpala cię dzień po dniu, będąc tlenem, bez którego nie możesz się obejść, to przełożenie jej na pracę, tak jak w przypadku przywoływanego wyżej Krysztofa, raczej nie wyrządzi jej krzywdy. Wtedy istnieje duża szansa, że uda ci się zrealizować słowa Konfucjusza i nie przepracujesz w swoim życiu ani jednego dnia. Jeśli jednak za pasję uznamy coś, czego realizacja sprawia nam „tylko” sporo frajdy, to wraz z upływem czasu owa frajda może się zmniejszyć aż do drastycznie niskiego poziomu przykrego obowiązku. Warto dołożyć wtedy starań, by móc choć na chwilę uciec w coś innego, złapać odrobinę świeżej perspektywy. Może to być typowo niezarobkowe hobby, może być inna rynkowa działalność.
Życie to podróż i warto być otwartym na wszystko to, z czym w jej ramach dane nam będzie się zmierzyć. To, że w pewnym momencie tej podróży zadecydowałem, by przebyć ją stylowo nie oznacza, że do samego końca zostanie ona podporządkowana tematowi mody. Pozostanie on jej ważnym elementem.
Ale jednym z wielu.
***
Foto – Maciej Gajdur / Wro Street Fashion
Płaszcz – Lancerto
Golf – New Yorker
Szalik – Lancerto
Torba – Sartolane
Jeansy – Petrol Industries
Buty – Massimo Dutti
Na sam koniec zaś chciałbym serdecznie zaprosić Was do zapoznania się z zapisem prezentacji, jaką miałem przyjemność wygłosić niedawno w murach Wydziału Prawa, Administracji i Ekonomii Uwr. Dotyczyła ona kwestii bardzo mi bliskiej ostatnimi czasy, tj. tego jak powinno podchodzić się do tematu wystąpień publicznych. Całość spokojnie można potraktować jako podcast, więc jeśli nie macie możliwości obejrzeć całości nagrania, to bardzo dobrze nadaje się ono jako tło dla np. obiadu. Wszelkie opinie i uwagi jak zwykle mile widziane 🙂
Buty na suwak? Oł dżizas…
Faktycznie buty porażka. Dziś na suwak, jutro na rzepy.
Nigdy nie miałem trzewików typu split-toe derby, więc kiedy nadarzyła się okazja nabycia takowych w atrakcyjnej cenie, niespecjalnie przeszkodził mi suwak. Jeśli któryś z kolegów pokaże mi równie ładny model w cenie poniżej 250zł (tyle dałem za pokazane na zdjęciach), to od razu dokonam wymiany na lepszy 😉
Pozdrawiam,
Dawid
Nigdy nie chciało mi się wiązać trzewików, więc kupiłem takie z suwakiem. Idealnie pasują do krawata na gumce, bo jego też wiązać mi się nie chce.
Uczepili się Panowie tego suwaka jak rzep psiego ogona i równie głośno skomlecie. Skoro tak wam przeszkadzają takie rzeczy powinniście wyrzucić wszelkie ubrania z tym dziełem szarlatana i poluzować gumki od majtek. Trochę przyzwoitości.
Mam pytanko: czy istnieje jakas wieksza roznica pomiedzy markowymi prawidlami do butow(np. Saphir), a tymi, ktore wstawiasz do linkow? Roznica w cenie jest ogromna(55 zl wobec 170), stad moja pytanie o twoje doswiadczenia w tym temacie? Czy to inna jakosc cedru? Niby jak mialoby sie to wyrazac? Mniejsza sklonnoscia do pochlaniania wilgoci, bardziej wyrazistym aromatem? A moze chodzi o jakosc konstrukcji?
Dołączam się do pytania!
Myślę, że główna różnica może wyrażać się w intensywności zapachu olejku, którym nasączane jest drewno (mimo nazwy, do produkcji prawideł nie używa się prawdziwego cedru, bo jest on bardzo drogi, tylko standardowego drewna bukowego). Drugą sprawą jest tez kwestia marki, jej pozycjonowania i adekwatności ceny do reszty asortymentu 🙂
Pozdrawiam,
Dawid
Przez dwa lata prowadziłam bloga łączącego lifestyle i publicystykę (Pierwsza Dama, może pamiętasz, bo rozmawialiśmy kilkakrotnie na konferencjach). Całkiem go lubiłam, ale jednak nie czułam go „aż tak”, żeby poświęcać mu tyle czasu, ile potrzebował. I nie rozumiałam, dlaczego, bo przecież lubię te tematy, które poruszałam, uwielbiam pisać – no czego tu brakowało?
Odkryłam to pod koniec ubiegłego roku – brakowało tu pasji, takiego absolutnego zafiksowania na temat, o którym pisałam. Bo, wiesz, na tamtym blogu pisałam tylko o tym, co mnie interesuje, ale tego był ogrom, a w efekcie – wszystko liźnięte tak po wierzchu.
Postanowiłam ugryźć kwestię blogowania inaczej (bo nie chciałam go porzucać) i otworzyłam nowego bloga, na którym poruszam jedyny temat, który omijałam wcześniej – zwierzęta. One i pisanie to jedyne pasje, które trzymają się mnie od dziecka, no i zaklikało. W końcu piszę z ogromną przyjemnością, przygotowuję po kilka artykułów w ciągu dnia (zamiast, jak wcześniej, „odbębniać” jeden w dzień publikacji i mieć spokój) i autentycznie cieszę się z tego nowego miejsca, które sobie w internecie stworzyłam.
O tym, że to był doskonały ruch, niech świadczy fakt, że w ciągu nieco ponad miesiąca na nowym blogu opublikowałam artykuły w ilości 1/3 wszystkich, które na poprzednim opublikowałam w ciągu dwóch lat.