3 dandysie detale, o których zapominamy

Partnerem wpisu jest MOICO

Są takie detale, które jasno oddzielają doskonałość od standardu. Dążenie do perfekcji zaś jest wpisane w DNA dandyzmu, dlatego w dzisiejszym artykule powiemy sobie o tych kwestiach, o których powinniśmy pamiętać, a którym często w codziennej zawierusze nie poświęcamy dostatecznie dużo uwagi.

Na początku od razu zastrzegę, że nie znajdziecie w tym wpisie rozpraw na temat idealnych połączeń kolorystycznych, koordynacji dodatków, czy uzyskiwania łezki przy wiązaniu krawata. To oczywistości, o których wie każdy adept klasycznej męskiej mody, nawet ten minimalnie wprawiony w temacie. Na przywiązanie do ubiorowych detali zwracałem uwagę w jednym z najpopularniejszych stylizacyjnych wpisów, pt.: “Dandyzm w szczegółach”. Z perspektywy czasu jednak stwierdzam, że tak powszechne skupianie się na ubiorowej stronie dandyzmu odziera go z jego ideowej głębi. Bo, choć powtarzałem to sporą ilość razy i nawet Wikipedia wspomina to w swojej definicji na pierwszym miejscu, to nadal dla wielu nie jest jasne, że dandyzm to nie styl ubioru, a styl życia. Kluczem do jego prawidłowego zrozumienia zaś jest poznanie historii stojącej za tym ruchem. Tylko wtedy bowiem mamy możliwość prawidłowego zinterpretowania jego założeń i dostosowania ich do wymagań współczesnego świata.

A kiedy podstawy mamy już przerobione, to nie pozostaje nam nic innego jak przejść do konkretów.

Ubiór – wizytówka ciekawego wnętrza

Pierwotny dandys żył ubiorem i dla ubioru, współczesny może pójść w jego ślady, ale nie musi. W czasach dworskiej galanterii dbałość o strój była wyrazem szacunku dla innych, jak i symbolem przynależności do określonej grupy osób znajdujących się na tym samym poziomie (kiedy więc chciało się być członkiem socjety, to tak naprawdę nie miało się w tym względzie wyboru). Dziś, kiedy ubiorowe rygory nam się luzują, wiele osób rezygnuje z dbania o te sferę, uznając ją za niedostatecznie ważną, by poświęcać jej więcej swojego czasu i uwagi, aniżeli to potrzebne. Na drugim biegunie zaś mamy osoby przywdziewające miano dandysa tylko z samego faktu lubowania się w dwurzędówkach, spodniach z zakładkami, seven foldach i double monkach. Osoby takie mogą godzinami rozwodzić się dlaczego four-in-hand jest królem wiązań krawata jak lew jest królem dżungli. Wystarczy jednak zejść na temat mniej modowy i od razu pasjonacki zapał ustępuje pola niepewności i zdenerwowaniu. To wtedy właśnie okazuje się, że przysłowiowy król, choć dopięty na ostatni guzik, tak naprawdę jest nagi. Bo przy kilkugodzinnej polerce lustra na noskach swoich oksfordów zapomniał, że ich blask powinien stanowić punkt wyjścia do poznania ciekawej świata, niebanalnej osobowości, a nie wieszaka na ubrania.

Nikt nie lubi ludzi monotematycznych. Uczestniczyłem kiedyś w spotkaniu entuzjastów męskiej elegancji, na którym był obecny także kolega-fanatyk piwa. Jego pasja nie stanowiła problemu per se. Problem tkwił w tym, że niezależnie od kontekstu rozmowy, starał się on ukierunkować ją na piwną tematykę, która pozostałych uczestników spotkania interesowała nieco mniej. Odnalezienie pasji, która sprawi, że poczujemy wewnętrzny, napędzający do działania ogień jest kluczowo ważne i im szybciej nam się uda to zrobić, tym lepiej. Trzeba jednak uważać, by w tym uniesieniu nie spłonąć doszczętnie, bo jedyne co nam pozostanie to popiół i dym.

Dandyzm jest na wskroś humanistyczną ideą, co oznacza, że stara się podchodzić do każdej kwestii wielotorowo i z uwzględnieniem różnych racji. Pierwotni dandysi byli mistrzami dworskich gier nie dlatego, że kreowali ubiorową modę, ale dlatego, że byli ciekawymi, wyróżniającymi się ludźmi, zorientowanymi w tematach, którymi żyli członkowie salonowych elit. Jak nikt inny byli świadomi, że najlepszą inwestycją jest inwestycja w siebie, swoją wiedzę, kompetencje i umiejętności. Jak mawiał jeden z moich znajomych, prawdziwy humanista wie wszystko o czymś i coś o wszystkim. A skoro dandys jest humanistą, to nie potrzeba tutaj chyba większego wyjaśnienia.

Szacunek dla innych osób i ich odmiennych przekonań

Bardzo lubię spotkania z odbiorcami dandysich treści. Dają mi one sporo frajdy, motywują do działania i ich wspomnienie pozwala przetrwać trudne chwile, które raz na jakiś czas się zdarzają. Zauważyłem jednak, że wiele osób, widząc mnie np. na ulicy, nie nawiązuje kontaktu, gdyż boją się negatywnej oceny swojego stroju. Jakoś tak utarło się w zbiorowej świadomości, że osoba zajmująca się tematem mody z automatu musi być modowym hejterem. Od początku mojej działalności staram się jasno stawiać sprawę w tej kwestii. Nie uważam się za jakąś wyrocznię, której prawdy są objawione i niezastosowanie się do nich jest karygodnym błędem. Staram się pokazać, że przykładanie wagi do kwestii ogólnie pojmowanego wizerunku może być nie tylko opłacalne, ale jest przede wszystkim świetną, pasjonującą zabawą. To co robię stanowi ofertę, którą można przyjąć bądź nie. Nie wymagam. Pokazuję możliwości.

Dandyzm wyrósł z chęci wyemancypowania się ze środowiska, które nie posiadało pełni praw i społecznej pozycji. Chęci osiągnięcia w życiu czegoś więcej. To dzięki wolności wyboru i ogromnym nakładom pracy udało się przedstawicielom ruchu nie tylko zrównać się z członkami starej arystokracji, ale także zmienić ich sposób myślenia, który doprowadził do powstania w nowych, rynkowych warunkach szerszej i nie tak wykluczającej kategorii inteligencji. Wymagając szacunku dla swoich wyborów, dandys nie może deprecjonować prawa innej osoby do dokonywania wyborów odmiennych. Biorąc pod uwagę powyższe, np. krytykowanie ubioru osób, które nie przykładają do niego wagi mija się z celem, bo jest to  elementem ich świadomej decyzji i dandysowi nic do tego. Kiedyś wymóg dbania o ubiór był społecznym, z góry narzucanym konwenansem, dziś jest jedną z dostępnych opcji. Powrót do tamtego stanu jest z wielu powodów niemożliwy. I dobrze. Bo nie wiem, czy ubrania dawałyby mi taką frajdę, gdyby do zainteresowania się nimi ktoś mnie zmuszał.

Język

Na koniec zostawiłem, jak mawia klasyk, prawdziwą “truskawkę na torcie.” W materiale dotyczącym skromności, powołując się na tezę Ludwiga Wittgensteina, mówiłem, że to w jaki sposób mówimy, ma wpływ na to jak myślimy. Ci z Was, którzy są ze mną od jakiegoś czasu wiedzą, że bardzo lubię kwestie języka. Do tego stopnia, że kiedyś rozważałem nawet wybranie się na polonistykę, by zyskać szansę stania się kiedyś specjalistą pokroju Profesorów: Miodka, Bralczyka czy Markowskiego. Pod wpływem różnych perypetii związanych z moja akademicką drogą nie dane mi było ostatecznie podjąć studiów w tym kierunku, ale wspomniane zamiłowanie do dziś znajduje realizację w ramach blogowo-vlogowych działań.

Co ciekawe kwestia tzw. galanterii w języku pojawia się w kontekście dandyzmu bardzo często. I ma to swoje uzasadnienie, gdyż w czasach dominacji arystokracji piękny i bogaty język był jednym z głównych oręży w salonowej walce. To on, wespół w zespół z gustownym strojem i nienagannymi manierami składał się na obraz dandysa jako nadgentlemana, czyli osoby, realizującej gentlemańskie ideały w najpełniejszy sposób.

Dziś oczywiście czasy nieco nam się zmieniły i wiele osób wieszczy odwrót od skomplikowanych językowych form na rzecz standaryzacji i uproszczenia komunikacji. Dlatego też bynajmniej nie namawiam do tego, by każde wypowiedziane zdanie wykuwać niczym inskrypcję w marmurowym bloku. Zachęcam jednak do tego, by o swój język dbać i go ćwiczyć, by, jak napisał Juliusz Słowacki, jeden z największych rodzimych dandysów, “język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”.

Warto uświadomić sobie, że język, tak jak zachowanie czy strój, warto dobierać do sytuacji. Innego anturażu wymaga spotkanie w gronie znajomych, inny obowiązuje w miejscu pracy, jeszcze inny zaś w Internecie. Ba, jeśli ktoś równolegle śledzi mnie na blogu i kanale na YT, jak i towarzyszącym Dandycore profilom social media (najbardziej charakterystycznym przykładem będzie tutaj wykop.pl) z pewnością zauważył, że moja komunikacja różni się nieco w każdym z tych miejsc. Umiejętność dostosowywania się do charakteru danego miejsca (pięknie ujęta w przysłowiu: Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one) nazywa jest w naukach o komunikacji Kompetencją Komunikacyjną i Socjalną i dość powiedzieć, że w stale fragmentaryzującym się świecie jest jedną z kluczowych. Dandys, będąc duszą towarzystwa, powinien dołożyć wszelkich starań, by taką kompetencję posiąść.

By dostosowywać przekaz językowy do określonych sytuacji potrzebujemy zbudować bazę, z której będziemy w stanie wybierać najbardziej odpowiednie opcje. Z tego powodu właśnie zachęcam do poszerzania zasobów swojego słownictwa, w czym bardzo pomocne jest zapisywanie nowopoznanych słów w specjalnym zeszycie. Prowadziłem takowy zeszyt w czasach licealnych i do dziś, gdy zdarza mi się przeglądać go po powrocie do mojego rodzinnego domu, pamiętam definicje większości zawartych w nich słów. Dzielenie się ciekawymi i trudnymi pojęciami, a w konsekwencji wzbogacanie swojego słownictwa, weszło do harmonogramu treści publikowanych na mojej czytelniczej grupie na FB. Jeśli więc ten wpis wzbudził w was potrzebę wzbogacenia swojego zasobu leksykalnego, to zapraszam do dołączenia 🙂

***

Dzisiejszego artykułu nie byłoby, gdyby nie wrocławski dostawca internetu – MOICO – którego mam przyjemność być ambasadorem. To właśnie sytuacja z podłączeniem ich ultraszybkiego, symetrycznego łącza Greet, pozwalającego na transfer do 1000 Mb/s stanowiła bezpośrednia inspirację dla tekstu o detalach, które potrafią nam w najmniej oczekiwanym momencie umknąć. W tym przypadku takim detalem okazał się zainstalowany w moim mieszkaniu router, który mimo deklaracji transferu na odpowiednio wysokim poziomie, nie był w stanie udźwignąć szybkości łącza. Razem z ekipą MOICO spędziliśmy dobre kilkadziesiąt godzin na szukaniu przyczyn problemu niedostatecznie szybko działającego internetu. Ostatecznie okazało się, że nie wzięliśmy pod uwagę rzeczy niezwykle prozaicznej, tj. ograniczeń sprzętu, . Morał z tego płynie jednoznaczny – przed podjęciem decyzji o przyłączeniu tak szybkiego internetu należy sprawdzić, czy infrastruktura, którą dysponujemy (łącze internetowe, router, karty sieciowe w poszczególnych urządzeniach) są przystosowane do należytej obsługi tego typu szybkości. Dziś jednak wszystko działa już należycie, dzięki czemu udało nam się zrealizować materiał dotyczący sposobów pastowania butów w formie live’a na YT. Kolejny live, tym razem na Instagramie, odbędzie się już w najbliższy piątek około południa 🙂

dandycore Dawid Tymiński moico testy

Osoby z Wrocławia jeszcze przez kilka dni mogą wziąć udział w konkursie, w którym do wygrania oprócz darmowego roku internetu jest także wymarzony komputer. Szczegóły znajdziecie tutaj.

Dziękuję wam pięknie za uwagę i do napisania,

Dawid / Dandy