Coś się kończy…

Już niebawem dotrzemy do momentu, w którym Dandy obchodzić będzie swoje piąte urodziny! Kto by pomyślał, że decyzja o założeniu internetowego pamiętnika wywrze tak poważny wpływ na całe moje życie.

Takie wydarzenia sprzyjają wspominkom, dlatego też chciałbym Was zabrać dziś w nieco sentymentalną podróż, w ramach której przypomnimy sobie wszystkie te momenty, które wywarły wpływ na rozwój prowadzonego przeze mnie, a współtworzonego w dużej mierze przez Was, miejsca w Internecie. Mam nadzieję, że zarówno Ci z was, którzy są tutaj od samego początku, jak i Ci, którzy dotarli w dandysie progi niedawno, chętnie się w tę podróż wybiorą 🙂

Początki Dandysiej Drogi (lata 2012-2013)

Dandy pojawił się na blogowej arenie 20 sierpnia 2012 r i, ku mojemu zdziwieniu, dość szybko zaskarbił sobie całkiem sporą rzeszę oddanych Czytelników (w pierwszym półroczu liczba osób odwiedzających witrynę wyniosła około 2500 osób miesięcznie). Tak jak wspominałem w tym wpisie moda była bliską mi dziedziną od czasów gimnazjalnych, dopiero jednak możliwości wynikające z przeprowadzki do stolicy Dolnego Śląska, celem podjęcia studiów prawniczych, podsunęły mi pomysł, by zacząć się dzielić nią za pośrednictwem bloga. Rozpoczynając moją działalność, postanowiłem przywdziać nieco zapomniane miano dandysa – osoby traktującej elegancję, której najbardziej widoczną realizacją jest dbałość o ubiór, jako dobrowolnie wybrany styl życia. Z czasem okazało się, że to, co miało być jedynie odskocznią od studiowania paragrafów, zaczęło absorbować mnie coraz bardziej i bardziej. Do tego stopnia, że zamiast z kodeksem w ręku w wydziałowej bibliotece, częściej można mnie było spotkać pozującego na wrocławskich ulicach. A Ci z was, którzy śledzą moje poczynania od pierwszych wpisów wiedzą, że niełatwo mnie było wtedy przegapić. I nie był to bynajmniej powód do dumy.

Kiedy patrzę z dzisiejszej perspektywy na tamten czas, nieustannie dziwi mnie ileż to buty, przekonania o własnej wiedzy i zupełnie nieuzasadnionej wiary w umiejętności było w stanie zmieścić się w tak nienachalnej postury chłopaku. Jak widać Efekt Krugera-Duninga znalazł zastosowanie i w tym momencie. Ubiorowej „kreatywności” zdecydowanie mi wtedy nie brakowało, a usprawiedliwianie swoich wybryków lukami w garderobie stało się uniwersalną wymówką. W pewnym momencie jednak złapałem się na tym, że trwanie w takim podejściu jest nie fair wobec moich Odbiorców. Że skoro mam całkiem spore zamiary, muszę postarać się o zgromadzenie korespondujących z nimi sił. Czarę goryczy przelała publikacja najgorszego zestawu w historii bloga, która okazała się być kubłem niezwykle zimnej, otrzeźwiającej wody. Powiedzieliście pas mojemu brakowi wyczucia i podstawowej wiedzy, za co do dziś jestem wam ogromnie wdzięczny. To wtedy zaczęła się moja prawdziwie dandysia droga, gdyż zdałem sobie sprawę, że nie będę w stanie wejść na kolejny poziom, jeśli nadal będę działał na pół gwizdka. Po przekalkulowaniu swoich szans wyszło mi, że lepiej chyba być dobrym w swoim fachu panem od mody, niż kiepskim prawnikiem. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy wielu utalentowanych absolwentów prawa ma spore trudności z dostaniem się na aplikację i zahaczeniem się w dobrej kancelarii. Po długich rozmyślaniach postanowiłem zakończyć moją prawniczą edukację na drugim roku. Z dzisiejszej perspektywy była to druga najlepsza decyzja, jaką w swoim życiu podjąłem. Wtedy jednak wiązała się z nią pewna poważna konsekwencja, z którą przyszło mi się zmierzyć.

Moja rodzinna wieś – Szczepanów – liczy sobie około 500 mieszkańców i to chyba tylko wtedy, kiedy wszyscy zjadą się dwa razy do roku na święta. Każdy, kto pochodzi z małej miejscowości (bądź oglądał kilka odcinków serialu Ranczo), wie, że przed tak niewielką społecznością niczego nie da się ukryć. A kiedy ze studiów rezygnuje osoba, która z nauką nie miała nigdy problemów, pojawia się problem jak o tym mówić. I w tym przypadku udało mi się „przyfarcić przy zerowym skillu”, bo kilka dni po formalnym porzuceniu prawa otrzymałem zaproszenie na nagranie programu Pytanie na Śniadanie. Obecnie występ blogera w popularnej śniadaniówce nie robi aż takiego wrażenia, gdyż redaktorzy coraz chętniej i częściej sięgają po contentowe wsparcie osób „z internetów”. Wtedy jednak nie było to częstą praktyką. Dla mnie ów występ miał kluczowe znaczenie – nie dość, że dawał mocne potwierdzenie, że coś w temacie mody jednak potrafię, to jeszcze jasno pokazywał, że jest to dla mnie ważne. Moi bliscy dostali dzięki niemu użyteczne narzędzie. Po co zatem mówić każdemu sąsiadowi z osobna, czym zajmuje się twoje dziecko, skoro szybciej i efektywniej zrobi to za ciebie telewizja? Dziesięciominutowe wejście wystarczyło, by cała wieś przestała mieć problem z moją decyzją, a ja od tamtej pory powtarzam, że zostałem ocalony przez komunikację wizerunkową, z którą postanowiłem akademicko się związać po dziś dzień 😉

Tuż po rekrutacji na nowe studia pojawiła się okazja poszerzenia moich modowych horyzontów poprzez podjęcie pracy w salonie Massimo Dutti we wrocławskiej Renomie. Wiele osób decyduje się na łączenie studiów z dorywczą pracą wyłącznie z pobudek finansowych, ja zaś miałem ogromne szczęście otrzymać propozycję atrakcyjną z co najmniej kilku powodów (zainteresowanych odsyłam do artykułu opisującego wszystkie te rzeczy, które dała mi praca w sklepie odzieżowym). Z perspektywy czasu mogę jednoznacznie stwierdzić, że gdyby nie ta praca i zaufanie, jakim zostałem obdarzony przez kierownictwo sklepu, ta strona wyglądałaby zupełnie inaczej.

Dandysie Dojrzewanie (lata 2014-2015)

Kolejnym z kamieni milowych w rozwoju Dandyego był udział w blogerskich konkursach w postaci Modowej Bitwy Miast oraz Bloga Roku 2014. W przypadku pierwszego z nich nagrodą główną był wyjazd na Łódzki Fashion Week, ale to nie on był dla mnie główną motywacją. Ową stanowiła nowiutka maszyna do szycia dla mojej Mamy – pasjonatki w rzeczonym temacie, której wysłużony już Łucznik nie dawał sobie rady z co bardziej precyzyjnymi zadaniami. Gdyby nie cierpliwość i oddanie mojej Rodzicielki, mógłbym co najwyżej pomarzyć o szybkim i bezkosztowym przerabianiu większości zakupionych przeze mnie rzeczy, dlatego też przystąpiłem do konkursu niezwykle zmotywowany. Idea sprezentowania DandyMamie nowego narzędzia spotkała się z waszym ciepłym odbiorem i nawet kilkustopniowa formuła internetowego głosowania nie była w stanie powstrzymać Was od realizacją założonego celu. Ostatecznie udało się wygrać etap regionalny, co otworzyło przed moją Mamą w dużej mierze zamknięty do tamtej pory świat szyciowych możliwości. Ja zaś miałem okazję przekonać się, że atmosfera imprez o charakterze „high-fashion” nie za bardzo mi odpowiada i ucieszyć się z faktu, że dla osoby związanej z branżą męskiej użytkowej mody istnieją alternatywne dla wybiegu drogi

Organizowany przez Onet od 2005 r. konkurs Blog Roku stał się dla wielu blogerów (można w tym miejscu wspomnieć choćby Konrada z Halo Ziemia czy Michała z Jak Oszczędzać Pieniądze?) trampoliną do ścisłego topu, nadającego rytm całemu środowisku. Zachęcony sukcesem w Bitwie Miast, postanowiłem nie zasypiać gruszek w popiele i zgłosić się do jubileuszowej, dziesiątej edycji. Konkurs od samych swych początków dzielił blogosferę, głównie ze względu na sposób głosowania w pierwszym etapie, odbywający się poprzez SMS-y (z jednego numeru można było oddać jeden głos). Przeciwnicy powoływali się na duże pole do nadużyć związane z kupowaniem głosów (sam otrzymałem maila, w którym zaoferowano mi kupno 100 głosów), zwolennicy wskazywali możliwość przetestowania konkretnego zaangażowania swojej społeczności w praktyce. Do drugiego etapu wchodziło 10 osób z największą liczbą głosów, by następnie zostać ocenionym przez jurora przypisanego do danej kategorii, którego zadaniem było wyłonienie trójki finalistów. Od pierwszych dni konkursu wykazaliście się dużym zaangażowaniem, w efekcie czego udało się zająć dogodną i bezpieczną pozycję w połowie pierwszej dziesiątki. Pamiętam to napięcie, kiedy w ostatnim dniu głosowania Internet w wynajmowanym mieszkaniu zdecydował się odmówić posłuszeństwa, w efekcie czego spędziłem pół nocy w całodobowym McDonaldzie. Bo przecież głupio jest odpuścić finisz, kiedy przez cały dystans biegło się równym, szybkim tempem. Bieg został zakończony satysfakcjonującym rezultatem, gdyż, zająwszy piąte miejsce, zakwalifikowałem się do drugiego etapu. Później, dzięki decyzji Mai Sablewskiej, jurorki w kategorii Moda i Uroda, miałem przyjemność uczestniczyć w finałowej gali. I mimo że nie wygrałem, nie czułem zawodu, czy któregokolwiek z tych niskich uczuć, które często się w takich chwilach pojawiają. Czułem się zmotywowany i podbudowany Waszą postawą i zaangażowaniem, której żaden werdykt nie był mi w stanie już odebrać. Po więcej szczegółów zapraszam do wpisu podsumowującego mój start w tych zmaganiach.

Końcówka roku 2014 i pierwsza połowa 2015 były dla mnie ważnym okresem także z kilku innych powodów. Dandy przestał funkcjonować w ramach domeny .blogspot.com, co stało się pierwszym nieśmiałym krokiem w kierunku profesjonalizacji strony. W lipcu Maciej wpadł na pomysł stworzenia czegoś na wzór spotkań entuzjastów męskiej mody podczas targów Pitti Uomo, czego realizacją okazała się inicjatywa Gentlemen’s Walk, będąca pierwszą tego typu w Polsce, a która szybko zyskała grono licznych naśladowców. I mimo że formuła tych spotkań zdążyła się już wyczerpać, to zbudowane w jej ramach przyjacielskie relacje trwają do dziś i znajdują także wyraz w blogowych treściach (Wpisy gościnne Macieja, Karola i Jacka). Początek roku to też ciepło przyjęty, choć zdecydowanie przedwczesny debiut dandysiego kanału na YT, jak również przerwanie trzyletniej blogowej alienacji poprzez wyjazd na konferencję See Bloggers. Ta okazała się brzemienna w skutkach, gdyż stała się pierwszym krokiem do regularnego wizytowania tego typu imprez, poznawania inspirujących ludzi, słuchania świetnych, merytorycznych prelekcji i wymiany doświadczeń. Nie minęło pół roku, a sam otrzymałem okazję, by, u boku m.in.: Radzki, CyberMariana i Żiżeja, sprawdzić się w roli blogerskiej gadającej głowy podczas wydarzenia MayBeWeb. Okazja ta była tym bardziej cenna, że przyszło mi zaprezentować się w murach mojej macierzystej jednostki, jaką jest Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWR.

Dandys na pełen etat (lata 2015-obecnie)

Równoległe studiowanie w trybie dziennym, praca na pół, a niekiedy ¾ etatu i prowadzenie bloga wraz ze wszystkimi pobocznymi aktywnościami, bez których nie jest w stanie on istnieć, pochłaniało mnie bez reszty. Blog, któremu podporządkowałem wszystkie inne działania, rozwijał się w powolnym, acz satysfakcjonującym tempie. Nadal jednak nie byłem w stanie pozwolić sobie na poświęcenie się mu w całości, co w efekcie dawałoby perspektywę przekształcenia go w sposób na życie. Współprace komercyjne zdarzały się sporadycznie, przez co nie byłem pewien, czy po odcięciu kranu z comiesięczną wypłatą będę w stanie dopiąć swój budżet. Sytuacji nie poprawiał fakt, że moja praca w salonie odzieżowym przestała być tak angażująca, jak w pierwszych dwóch latach, kiedy codziennie niemal uczyłem się czegoś nowego w zakresie technologii produkcji, visual merchandisingu czy bezpośredniej sprzedaży. Rutyna niestety jest w stanie zabić największą pasję i w pewnym momencie złapałem się na tym, że nawet miłe słowa pytających zawsze o mnie, stałych klientów nie są w stanie mnie zmotywować do bardziej intensywnej pracy. I wtedy po raz kolejny okoliczności złożyły się w sposób co najmniej fortunny 🙂

Pod koniec roku zgłosiła się do mnie jedna z sieci marketingu afiliacyjnego z propozycją wypróbowania tej formy promocyjnego działania w ramach mojego bloga. W tamtym czasie temat ów stawał się coraz bardziej popularny, głównie ze względu na idący z góry przykład dużych twórców, jak choćby wspominani już dwaj Michałowie: Szafrański i Kędziora; Pierwszy z nich, polecając lokatę, zarobił 69 000zł w osiem dni, drugi mógł pochwalić się niezwykle wysokim zaangażowaniem w przypadku sprzedaży produktów odzieżowych. Mój początkowy zapał szybko ostudziły piętrzące się wątpliwości co do niewystarczającej skali mojego bloga (a to ona w głównej mierze była powodem wspomnianych powyżej sukcesów moich blogowych kolegów), jak również obawa, że ulokowanie w artykule linków partnerskich sprawi, że nie będziecie już sięgać po nie tak chętnie jak wcześniej. Wątpliwości wzięły górę i temat został przeze mnie odłożony.

Do czasu, kiedy uświadomiłem sobie, że czasami lepiej jest przecież żałować podjętej decyzji, niż później biedować, że nie wykorzystało się dogodnej okazji. W przygotowaniu miałem wpis o ubiorze dla studenta w formie kapsułkowej garderoby, której wprowadzenie do blogowego repertuaru także chodziło mi po głowie od dłuższego czasu. Format oparty na połączeniu oszczędnej wizualnie formy wraz z konkretnymi zestawami i produktowymi rekomendacjami okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, o czym świadczyć może fakt, że wpisy z serii „Kapsułkowa Garderoba” zostały do tej pory wyświetlone ponad 100 000 razy. Liczby to jedno, ale dla mnie o wiele bardziej cenne były Wasze pozytywne reakcje, komentarze i dowody zadowolenia z dokonanych zakupów. Okazało się, że zasięg jest tylko pustą liczbą, dopóki nie idzie w parze z zaangażowaniem, a tego w tym przypadku nie zabrakło. Potem nadszedł czas na pierwszą odsłonę dandysich wyprzedażowych okazji, które także z miejsca stały się żelazną pozycją w publikacyjnym harmonogramie. I nic w tym dziwnego, kiedy w ostatniej ankiecie prawie 20% respondentów wskazało, że jest to ich ulubiony format.

Początek roku przyniósł konferencję Wroblog, podczas której miałem okazję dłuższą chwilę porozmawiać z królową damskiego modowego Youtube’a w postaci Radzki. Dowiedziałem się wtedy, że jej widzowie nie raz nie dwa dopominali się treści z zakresu męskiego stylu, który, ze względu na odmienną specyfikę, nie był jej domeną. Efektem tej pogawędki była inauguracja wspólnej serii pt. „Męskim Okiem”, realizowanej na kanale Magdy. Okazało się, że nasze zgranie w kwestii temperamentów i szybkości mówienia zyskało spore grono oddanych widzek i widzów, a cała seria została uznana przez subskrybentów Radzki za trzeci najciekawszy materiał 2016r. Gdyby nie ta propozycja, to prawdopodobnie nadal ociągałbym się z powrotem do nagrywania treści wideo na swój kanał (jeśli jeszcze nie mieliście okazji się z nim zapoznać, to serdecznie zapraszam tutaj).

Idąc kronikarską ścieżką w tym momencie powinienem odnotować wpis pt. „Sportowa Elegancja”, który z okazji Prima Aprillis stworzyliśmy wraz z Maciejem oraz Kają (So Kayka). Jeśli jego publikacja umknęła Wam, to serdecznie zapraszam do nadrobienia zaległości. Nie powiem o nim niczego więcej jak tylko to, że po prostu trzeba go zobaczyć 😀

Nie jestem człowiekiem, który podejmuje pochopne decyzje, w efekcie czego zawsze muszę rozważyć wszystkie za i przeciw. Niekiedy doprowadza to do sytuacji, w której rozwlekłość dywagacji odracza bądź wręcz uniemożliwia dokonanie wyboru. Kilka akapitów wcześniej pisałem, że pod koniec 2015 roku miałem wątpliwości co do mojej dalszej pracy. Wraz z początkiem wiosny pojawiło się poczucie, graniczące z pełnym przekonaniem, że z etatu sprzedawcy w sklepie odzieżowym wycisnąłem już absolutne maksimum. Temat afiliacji na Dandym rokował dobrze, ale nadal nie byłem przekonany czy wystarczająco, by móc odciąć się od comiesięcznego przypływu środków. W tym przypadku miałem to szczęście, że kolejna okazja do spotkania blogowych znajomych w postaci drugiej edycji Blog Conference Poznań nadarzała się w niedługim czasie. A gdzie porozmawiać o kwestiach „przechodzenia na swoje” jak nie podczas wydarzenia poświęconemu stricte finansowej stronie tworzenia treści w Internecie? Wszystkie osoby, którym przedstawiłem swoją sytuację, zgodnie stwierdziły, że gdyby były na moim miejscu, to nie wahałaby się ani chwili dłużej. Postanowiłem także już dłużej się nie wahać i tuż po powrocie do Wrocławia złożyłem wypowiedzenie. Miesiąc później po raz ostatni przestąpiłem próg sklepu jako sprzedawca, a trzy miesiące później poinformowałem o tym na łamach bloga (po szczegóły zapraszam tutaj).

Początek obecnego roku to wyjazd na Pitti Uomo i był to wypad tak spontaniczny, że do dzisiaj zastanawiam się jakim cudem udało się go zorganizować. Skłamałbym, gdybym stwierdził, że zawizytowanie Florencji „targową porą” należało do moich wielkich marzeń. Stwierdziłem jednak, że pojechanie tam i przekonanie się na własnej skórze jak to z tym całym Pitti jest leży w moim blogerskim obowiązku. Sam wyjazd okazał się bardzo udany, a atmosfera targów osobliwie ciekawa (niezwykle bawił mnie widok okutanych od stóp do głów i szczękających zębami Włochów; temperatura oscylowała wtedy na poziomie kilku-kilkunastu stopni powyżej zera, co kwalifikowało ją jako ekstremalnie niską). Przede wszystkim miałem okazję naocznie się przekonać, że Pitti Uomo jest najlepszym przykładem na poparcie komunikologicznej tezy, że każdy przekaz medialny jest jedynie profilowanym odbiciem rzeczywistości, a nie jej wiernym odzwierciedleniem. Relację z mojego pobytu znajdziecie w tych oto wpisach: Dandysie Pitti Uomo #1Dandysie Pitti Uomo #2Dandysie Pitti Uomo #3.

Dzięki pięcioletniej internetowej działalności miałem okazję poznać ogromną ilość szalenie wartościowych, inspirujących ludzi, otrzymałem też wstęp do wielu miejsc, o których odwiedzeniu bez blogerskiej legitymacji mógłbym jedynie pomarzyć. Blog stał się nie tylko platformą realizacji pasji, ale także punktem wyjścia dla podjęcia wielu ważnych życiowych decyzji, które miały kolosalny wpływ na to, kim dziś jestem. Podczas tych niemalże pięciu lat na blogu pojawiło się ponad 300 wpisów, które wygenerowały zaangażowanie w postaci prawie 6500 komentarzy. Dandy dotarł do prawie miliona unikalnych użytkowników, goszcząc na ekranach ich komputerów, telefonów i tabletów prawie 4 000 000 razy. Reanimowany kanał na Youtube zdołał zgromadzić ponad 3000 subskrybentów, do tej pory opublikowaliśmy na nim 30 filmów, które obejrzano ponad 155 000 razy. Ciekawym statystycznym miernikiem uwagi na YT jest podsumowanie łącznego czasu wyświetlania filmów, który w przypadku mojego kanału wynosi 530 000 minut, co równa się prawie 365 dniom oglądania bez przerwy. Można by powiedzieć, że to satysfakcjonujący wynik, gwarantujący realizację celów, które stawiałem sobie w 2012 r. Dandys jednak nie ma w zwyczaju spoczywać na laurach. Nie w momencie, kiedy perspektywa osiągnięcia lepszego wyniku jest tak wyraźna jak obecnie.

Od dłuższego czasu jednak nabierałem przekonania, że wykorzystana przed pięcioma laty formuła nie jest w stanie pomieścić tego wszystkiego, co mam wam do zaoferowania i czym chciałbym się z wami dzielić na łamach moich kanałów. W momencie zakładania bloga, jak wynika także z zamieszczonego powyżej przeglądu, nie dysponowałem wyczuciem, wiedzą jak i doświadczeniem, które pozwoliłyby mi działać w pełni profesjonalnie od samego początku. Dziś, dzięki Wam, Waszemu zaangażowaniu, oddaniu i merytorycznemu wsparciu, jestem w zupełnie innymi miejscu. Fakt ów nakłada na mnie obowiązek jeszcze większego dbania o jakość i formę nie tylko tworzonych treści, ale także platform, w których się one pojawiają.

Po długich rozmyślaniach podjąłem decyzję, że dzisiejszy wpis będzie ostatnim opublikowanym na blogu Secondhand Dandy. Niezastąpiony Andrzej Sapkowski, autor kultowej sagi Fantasy o Wiedźminie Geralcie z Rivii, w tytule jednego ze swych opowiadań mówi jednak, że każdy koniec jest równocześnie początkiem czegoś innego. Nie inaczej będzie w tym przypadku.

Będą zatem zmiany. Ewolucyjne, a nie rewolucyjne. Takie, które kosztowały mnie sporo koncepcyjnego wysiłku, jak również wymagały solidnego roku pracy całkiem sporego zespołu ludzi. Wierzę jednak, że efekt okaże się dla Was wartościowy. W trakcie tych prawie pięciu lat przeżyliśmy razem wiele ważnych chwil. Liczę, że i w tej nadchodzącej będziecie razem ze mną.

Pozdrawiam Was gorąco i do zobaczenia za tydzień,

Dawid / Dandy

Autorem grafik jest Adam Ptak