10 rzeczy, które dała mi praca w sklepie odzieżowym

Jak część z Was wie ponad trzy lata temu, korzystając z niezbyt napiętego grafiku na studiach w ramach MISH-u, zdecydowałem się podjąć pracę w salonie Massimo Dutti we wrocławskiej Renomie. Oprócz wielu zabawnych sytuacji, które opisywałem w ramach serii #ZPamiętnikaSprzedawcy na moim profilu na Facebooku (jeśli jeszcze mnie tam nie śledzicie, to serdecznie do tego namawiam), owa praca okazała się być nad wyraz przydatna w przypadku mojej blogowej działalności. W mojej ocenie taka aktywność może stać się pierwszym krokiem do tego, by realizować swoją modową pasję nie tylko w ramach hobby, ale i zawodowo. Z tego powodu postanowiłem w ramach dzisiejszej listy zebrać dziesięć najważniejszych rzeczy, które dała mi praca w salonie odzieżowym z nadzieją, że przyda się ona osobom rozważającym podobny ruch 🙂

Rzeczy, które dała mi praca w sklepie odzieżowym – film

1. Pokora

Wystarczy przejrzeć kilka losowych wpisów z początków mojego blogowania, by zobaczyć, że w tamtym czasie nie brakowało mi odwagi, wiary we własne możliwości i swego rodzaju blogerskiej buty, wynikającej z samego chyba tylko faktu posiadania własnego miejsca w internecie. Oprócz braku niekiedy elementarnej wiedzy i stylistycznego wyczucia (które to niedostatki skutkowały powstaniem m.in. takich zestawów), najbardziej bolesnym z perspektywy pracy w sklepie był deficyt pokory. Gdyby w tamtym czasie ktoś zapytał mnie, czy byłbym w stanie ubrać każdą osobę tak, by osiągnąć ciekawy wizualnie efekt i by czuła się ona w mojej propozycji dobrze, bez chwili zastanowienia odpowiedziałbym twierdząco. Sklepowa rzeczywistość jednak szybko i brutalnie zweryfikowała moje wyidealizowane wyobrażenie na temat sztuki ubierania innych osób. Zorientowawszy się, że nie jest to takie łatwe jak mi się wcześniej zdawało, postanowiłem przyjąć postawę sokratejską. Pozwoliło to z jeszcze większym skupieniem i zaangażowaniem uzupełniać braki w mojej wiedzy, nie traktować niczego za absolutny pewnik i szukać najbardziej optymalnych w danym przypadku rozwiązań.

2. Możliwość sprawdzenia wiedzy w praktyce

Miałem to szczęście, że udało mi się trafić do marki, która idealnie wpasowuje się w ulubioną przeze mnie stylistykę i której oferta w znaczącym stopniu składa się z absolutnych męskomodowych klasyków. Dzięki temu mogłem dość szybko przekonać się, że te wszystkie podstawowe elementy garderoby nie na darmo są określane jako uniwersalne i rzeczywiście pasują niemalże każdemu. Możliwość przetestowania ich w boju, w dodatku bez konieczności wydawania swoich pieniędzy, była jednym z czynników, który zdecydowanie przyspieszył rozwój tej strony. Nabierając doświadczenia, a w konsekwencji także ubiorowej swobody, byłem w stanie lepiej rozumieć, dlaczego pewne rzeczy zostały wymyślone tak a nie inaczej.

3. Zdobycie pierwszych stylistycznych szlifów

Pomimo że do dziś nie określiłbym siebie mianem stylisty, praca w salonie odzieżowym pozwoliła mi w niewielkim, ale jednak, stopniu posmakować tego fachu. Oprócz oczywistego stylizowania klientów podczas ich zakupów, do zadań sprzedawcy może także należeć dobieranie propozycji na manekiny, zarówno te sklepowe jak i witrynowe, jak również koordynacja układu produktów na stołach, w ścianach i innych punktach ekspozycji. Zaangażowanie się w działania z zakresu visual merchandisingu pozwala w dość szybkim tempie poznać zasady gry rządzące światem męskiej mody, jak również daje możliwość bezbolesnego testowania ich wytrzymałości (bo w przypadku nietrafionej propozycji wytarczy ją w całości bądź części wymienić, jedyną stratą jest odrobina wysiłku włożona w zamianę kolejności stosów czy przebranie nieco zbyt sztywnego kolegi) i korzystania przy tym także z tych rzeczy, których aktualnie nie posiadamy jeszcze w garderobie. Pomimo, że w każdym salonie Massimo Dutti zatrudnia się osoby odpowiedzialne za wygląd sklepu, sam chętnie przejmowałem jej obowiązki na dziale męskim (swego czasu znajdowałem się nawet na ścieżce szkoleniowej, ale nie mogłem jej kontynuować ze względu na studia i fakt, że praca w sklepie była dla mnie jedynie dodatkiem, a nie podstawową aktywnością). Po pewnym czasie moje zamiłowanie do vm-owych układanek postanowiłem realizować także w ramach bloga, efektem czego było wprowadzenie do stałego repertuaru lubianych przez większość z Was wpisów z serii “Kapsułkowa Garderoba” 🙂

4. Duża doza inspiracji

12565494_950818964965324_3305691937267033019_nPomarańczowa marynarka –  w sumie czemu nie?

Czasami wydaje się, że coś jest niemożliwe, a potem przychodzi ktoś kto tego nie wie i to robi. Dopóty nie uważałem niedopuszczalnego wedle klasycznego kanonu połączenia brązu i czerni za wartego mojej uwagi, dopóki projektanci MD nie wypuścili interesującej ściany skomponowanej w oparciu o camelowy brąz, czerń i jasną szarość (efektem były moje dwa stylizacyjne podejścia do tego tematu (Zakazany Owoc, Zakazany Owoc II)). Poza inspiracjami płynącymi z sali sprzedaży, mamy także wszelkiego rodzaju lookbooki, sesje zdjęciowe i całą masę szkoleń, które kształtując nasze kompetencje miękkie, mogą się przydać także poza czasem pracy.

5. Zrozumienie, że ubiór powinien służyć człowiekowi, a nie odwrotnie

Lwia część zasad klasycznej męskiej elegancji wypracowywana była w czasach, kiedy dbałość o ubiór wynikała ze społecznej umowy, a wszelkie odstępstwa od przyjętej normy były obwarowane sankcjami. Obecnie, kiedy powoli wyrywamy się z ram systemu klasowego, kwestia ubioru jest już sprawą osobistych preferencji i pozostało nam co najwyżej kilka okazji, które posiadają swój “dress code” (mowa tu oczywiście o ostatnich bastionach formalności, takich jak bale, gale, śluby, studniówki etc.). Coraz więcej osób jednak, i to także tych, które wykazują zainteresowanie ubiorem, postanawia nie wpasowywać się w stricte formalną konwencję nawet podczas wspomnianych okazji. Najczęstszym argumentem przemawiającym za zrezygnowaniem z garnituru (oprócz chęci wyróżnienia się na tle garniturowców) jest brak zbyt wielu okazji do jego założenia. Towarzyszy mu najczęściej także niedobór w garderobie tych elementów, które nadawałyby się do codziennego noszenia w ramach smart casualu. W takim przypadku jako sprzedawca stałem przed dylematem, jaką perspektywę powinienem obrać – trzymania się zasad czy wypełnienia oczekiwań klienta? Jako że nawet na początku swojej drogi nie byłem ortodoksem, szybko zacząłem szukać takich rozwiązań, które byłyby w stanie choć w najmniejszym stopniu pogodzić jakoś te przeciwności. Jednym z wyrazów takiego podejścia był wpis dotyczący ubioru dla gościa weselnego, który do dziś jest bezapelacyjnie najpopularniejszym ze wszystkich (ponad 80 000 unikalnych odsłon). Szukanie opcji dopasowanych do indywidualnych preferencji i stylu życia pozwoliło mi nie tylko uniknąć efektu tzw. luki empatycznej, ale także pozyskać całkiem sporą grupę zadowolonych klientów, którzy swoją wizytę w sklepie rozpoczynali od zapytania o mój grafik ;).

6. Nowe znajomości i relacje

Nie mówiłem chyba o tym wcześniej, ale nie dostałbym tej pracy, gdyby nie zaangażowanie Macieja, znanego Wam jako Wro Street Fashion. W niedługim czasie udało nam się stworzyć zgrany duet, który podczas pracy generował spore obroty, a po niej nadal nie miał siebie nawzajem dość i dbał o tworzenie jakościowych wpisów na Dandy’ego. Pomyśleć, że gdyby nie otrzymany na początku września 2013 r. telefon, to sprawy mogłyby potoczyć się zupełnie innym torem 🙂

10270737_785863041460918_4190415421983195466_nIt’s a match, Bro!

Oprócz bezcennej przyjemności współpracowania z Maciejem, praca w sklepie pozwoliła mi nie tylko poznać, ale także nawiązać bliższą, aniżeli jedynie sklepowa, relację z wieloma wartościowymi osobami. Stało się to w główniej mierze z powodu niezwykłej wręcz pamięci do twarzy, jak również odziedziczonej po Tacie przypadłości do pamiętania z pozoru nieistotnych szczegółów, jak np. lista rzeczy na paragonie. Z tego powodu każdy charakterystyczny klient, którego miałem przyjemność wcześniej obsługiwać, przy kolejnej wizycie witany był zapytaniem o zadowolenie z ostatnich zakupów, z wymienieniem konkretnych rzeczy. Jak mawiało hasło reklamy: “Są rzeczy, których kupić nie można” – miny zaskoczonych klientów były bezsprzecznie bezcenne. 😀

Wiadomo, że dobry serwis w czasach nieustannej rotacji pracowników jest na wagę złota, toteż udało mi się dorobić całkiem sporej grupy stałych klientów, którzy przychodzili tylko do mnie. Część z nich znała mnie z mojej blogowej działalności, a druga część stała się wiernymi Czytelnikami po poznaniu mnie w sklepie. Kontakt z osobami często równie zorientowanymi w temacie męskiej mody był niezwykle inspirujący, zapytania klientów niejeden raz posłużyły za kanwę dla blogowych wpisów, a pozytywny odbiór tworzonych przeze mnie treści stanowi motywację do dalszego działania.

7. Odporność na stres

10955167_858473820866506_75473634372514215_n Przykład kreatywności klientów stojących w wyprzedażowej kolejce 🙂

Pierwszy dzień wyprzedaży. Kilkudziesięcioosobowa kolejka utrzymującą się od godziny 10.00 do 20.00, równie liczna reprezentacja osób równolegle przeczesujących sklepowe półki. Tysiące złotych przechodzące przez Twoje ręce, kiedy stoisz na kasie, setki artykułów podanych klientom do mierzenia bądź bezpośredniego zakupu, gdy twoim zadaniem jest praca na sali sprzedaży. Ekspresowe dopełnianie brakujących kategorii produktowych, by sklep nie świecił pustkami, a sprzedane produkty zwiększały wysokość obrotowej premii. Grzeczne odpowiadanie na sypiące się zewsząd pytania klientów. Pełne skupienie przez dziesięć godzin. I tak, z drobnymi przerwami, przez jakieś dwa tygodnie, kiedy już tak naprawdę nie będzie czego sprzedawać 😉

8. Ciągła styczność z językiem angielskim w wersji mówionej

Nie ulega wątpliwości, że znajomość języka angielskiego nie jest obecnie żadnym nadzwyczajnym wyczynem. Co innego jednak język znać, a co innego swobodnie się nim posługiwać, zwłaszcza w mowie. W naszym kraju mieszka coraz więcej obcokrajowców, którzy rzadko kiedy władają językiem polskim w stopniu, pozwalającym im na wyartykułowanie potrzeby nabycia wełniano-jedwabnego swetra w kolorze oberżyny, wyposażonego w splot warkoczowy i dekolt w serek. Konieczność stosowania na co dzień języka Szekspira może przyczynić się do przezwyciężenia tak powszechnego strachu przed mówieniem w nim. A jak wynika z badań, często jest to strach zupełnie nieuzasadniony, gdyż od lat znajdujemy się w czołówce narodowości, które dobrze posługują się angielskim jako drugim językiem, co także potwierdzają liczne komplementy prawione przez obcojęzycznych klientów.

9. Efektywne składanie ubrań 

Pamiętam, że jeszcze trzy lata temu pakowanie się na nawet najkrótszy wyjazd było dla mnie istną drogą przez mękę. Wszystko zmieniło się, kiedy zostałem wprowadzony w tajniki trudnej sztuki posługiwania się plastikową deską i metalowymi spinaczami. Rezygnowanie z tzw. foldingu (czyli układania rzeczy przy pomocy desek na specjalnym, zapewniającym sztywność papierze) w czasie wyprzedaży i konieczność składania rzeczy na bieżąco bez wspomagania wyrobiły we mnie swego rodzaju automatyzm. Który nota bene przydaje się także w efektywnym organizowaniu swojej fizycznej garderoby, gdyż pozwala minimalizować ilość zajmowanego przez ubrania miejsca.

10. Potwierdzenie zasadności wybranej drogi

Gdybym nie interesował się modą i nie był początkującym blogerem, prawdopodobnie praca w sklepie odzieżowym nie byłaby dla mnie aż tak atrakcyjnym zajęciem. Możliwość skonfrontowania swoich wyobrażeń z realiami rynku, praca z klientami, wsłuchiwanie się w ich potrzeby i szukanie najbardziej optymalnych w danym przypadku rozwiązań – wszystko to okazało się przygodą równie fascynującą co rozwijającą. Jestem w stanie z pełną stanowczością stwierdzić, że gdyby nie ta posada, to moja droga do osiągnięcia akceptowalnego poziomu blogowania byłaby zdecydowanie dłuższa, a i podobnych do “Najgorszego zestawu Dandy’ego” wpadek byłoby o wiele więcej. Moja wiedza, wyniesiona z lektury blogów i książek dzięki posadzie ekspedienta otrzymała solidne wsparcie empiryczne. A jako że (według mnie) teoria jest warta tyle, ile jej praktyczna aplikacja, zyskałem solidne podstawy ku temu, by jeszcze efektywniej pomagać w męskomodowych dylematach. Przede wszystkim jednak przekonałem się, że cztery lata temu, stawiając wszystko na blogową kartę, prawidłowo odpowiedziałem na pytanie Laski, postaci z kultowego filmu pt.: “Chłopaki nie płaczą”. Praca w sklepie była zaś tylko środkiem do osiągnięcia większego celu.

Około czterech miesięcy temu uznałem, że z etatowej pracy sprzedawcy wycisnąłem wszystko, co było do wyciśnięcia. Nadal istniała oczywiście perspektywa rozwoju w ramach struktury, ale w mojej sytuacji nie była ona atrakcyjna (wiązałoby się to ze zwiększeniem ilości spędzanych w pracy godzin z około 100 do niekiedy ponad 160 miesięcznie, co w połączeniu ze studiami w trybie dziennym dość mocno uszczupliłoby zasoby czasu przewidzianego na tworzenie treści na Dandy’ego). Od samego początku przygody z męską modą moim priorytetowym zajęciem był blog, a wszystkie inne, poboczne aktywności, były podporządkowane jego rozwojowi. Kiedy dochodziło do kolizji, wybór był oczywisty. W pewnym momencie poczułem, że jestem gotowy na podjęcie bardziej stanowczej i jednocześnie ryzykownej decyzji.

Chciałbym oficjalnie poinformować Was, że po czterech latach internetowej działalności, dzięki Waszemu nieocenionemu wsparciu, blog, będący początkowo jedynie formą realizacji pasji, stał się moim sposobem na życie i jest obecnie moją jedyną zawodową aktywnością. Bez Waszego zaangażowania w tworzenie treści w postaci podsuwania interesujących Was tematów, komentowania wpisów, i udostępniania ich w kanałach social media nie mógłbym nawet pomarzyć o przejściu “na swoje”. Jestem Wam za to ogromnie wdzięczny i wierzę, że także czujecie się współtwórcami Dandy’ego 🙂

Pisanie bloga pochłania wiele pracy (w żadnym razie nie ciężkiej, ale niekiedy żmudnej), a w konsekwencji również czasu. Konieczność dzielenia go między pracę na etacie, studia dzienne i prowadzenie strony działała niekiedy na niekorzyść częstotliwości blogowania, w efekcie czego zdarzało mi się publikować 3 – 4 krótkie wpisy w miesiącu. Od lipca bieżącego roku, tj. od momentu zakończenia pracy w Massimo, udaje się utrzymać tempo 6 – 7 wpisów na miesiąc (zapewne większość z Was to zauważyła), przy czym nie mówimy tu o samych stylizacjach, ale o pełnowymiarowych poradnikach, liczących niekiedy ponad 15 000 znaków. Ponad sto godzin, które jeszcze do niedawna obligatoryjnie spędzałem w sklepie, poświęcam obecnie w głównej mierze na rozeznanie, które w przypadku wpisów bogatych w męskomodową wiedzę może zajmować od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin, jak również tworzenie i “szlifowanie” treści tak, by spełniały odpowiedni standard jakości. Kiedy rezygnowałem z etatu, nie byłem pewny, czy freelancerska forma będzie mi odpowiadała i czy sytuacja nie zmusi mnie do powrotu do etatu. Nic takiego jednak się nie stało i głęboko wierzę, że wszystkim nam taka sytuacja wyjdzie na dobre 🙂

1fai01

Na koniec jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję Wam za zaufanie, jakim obdarzyliście i wciąż obdarzacie młodego, pochodzącego z malutkiej wsi pod Wrocławiem dandysa, którego wielkim marzeniem było otrzymanie możliwości dzielenia się swoją pasją do męskiej mody. Bez Was nie byłoby tej strony i chciałbym, byście o tym stale pamiętali. Ilekroć dzielicie się publikowanymi na niej wpisami, dokonujecie zakupu poprzez umieszczone we wpisach linki, czy wyrażacie swoje opinie w komentarzach, przyczyniacie się do jej dalszego rozwoju. Siłę blogera mierzy się poziomem zaangażowania jego społeczności, a Wy swoim moglibyście obdzielić kilka zdecydowanie większych. Mam nadzieję, że nadal będziecie zadowoleni z efektów mojej pracy i że razem będziemy dalej pchać ten dandysi wózek 😉

Ściskam Was gorąco i serdecznie pozdrawiam,

Dawid / Dandy 🙂

Źródło grafiki okładkowej: Inditex.com
Pozostałe zdjęcia pochodzą z mojego profilu na FB