Len w październiku

wg01

Biorąc pod uwagę fakt, że sesja z koszulą w kratę vichy została opublikowana długo po terminie jej dostarczenia, ekipa Miler Menswear postanowiła zażartować sobie ze mnie i przy okazji wysyłki koszuli z granatowego lnu dorzuciła do paczki kartkę z poleceniem opublikowania z nią sesji w październiku. Jako że jestem dandys, co to żadnych wyzwań się nie boi, postanowiłem podjąć rzuconą rękawicę. Materiał zdążył się już nieco uleżeć, ale mam nadzieję, że panująca za oknem mroźna aura nie przeszkodzi Wam w jego odbiorze 🙂

wg03

wg04

wg05

Od pewnego czasu coraz bardziej skłaniam się ku poglądowi, że własnego stylu nie da się zbudować w oparciu o tylko sprawdzone rozwiązania. A biorąc pod uwagę fakt, że na polu mody czeka nas co najwyżej rozczarowanie pod koniec dnia, kiedy zestaw, choć początkowo spełniał nasze oczekiwania, jakoś po kilku godzinach te oczekiwania spełniać przestał. Grzechem jest nie próbować, gdy efekt może okazać się wart podjęcia tego ryzyka 🙂

Tak jak obrazowały to zdjęcia z wpisu o podstawach stylu casual ciemnoszary fakturowany sweatshirt może z powodzeniem zastępować sweter typu crew-neck. Postanowiłem sprawdzić, czy oprócz stricte nieformalnego zastosowania, nada się on także w przypadku zestawu mniej oczywistego. W efekcie stał się on linią demarkacyjną, oddzielającą dwa granatowe elementy w postaci koszuli i jeansów. Bezpośrednie połączenie dwóch tak ciemnych elementów mogłoby być dość ryzykowne (nawet w przypadku ich widocznego zróżnicowania odcieni), szary rozjemca załatwia jednak sprawę koncertowo.

wg06

wg07

wg09

Polubiłem ostatnio tweed. Bardzo. Tak bardzo, że zdarza mi się nosić moje dwie wykonane z tego materiału marynarki przez bite siedem dni tygodnia (a że wybrałem dość bezpieczne kolorystycznie opcje, nie ma problemu z doborem dodatków tak, by nikt tego nie zauważył 😉 ). Jego korzyści funkcjonalne są bezdyskusyjne, a na pytania w stylu: “czy tę marynarkę odziedziczyłeś po dziadku?” odpowiadam, że staram się dostosowywać mój ubiór do stanu mojego umysłu. Tak jak w ubiegłych latach podobnych marynarek była od groma w ofertach sklepów sieciowych, tak w tym sezonie tweed nie otrzymał należytej ekspozycji. Pozostanie chyba czekać do następnego sezonu jesień-zima z nadzieją, że projektanci okażą temu legendarnemu materiałowi odrobinę więcej miłości.

wg10

wg13

wg11

wg14

wg15

To bodajże pierwszy raz, kiedy na blogu w akcji pojawiają się moje balmorale, które po mojej nieudolnej próbie nadania im pożądanego koloru, zostały odratowane przez Andrzeja z The Shine. Muszę przyznać, że na początku trochę się bałem o ich uniwersalność (a ten aspekt była dla mnie szczególnie ważny, gdyż była to pierwsza para porządnych trzewików), ale okazało się, że wystarczy ulokowanie w ramach zestawu co najmniej jednego elementu, by nie było z tym problemu. Buty są piekielnie wygodne, mają piękny, intensywnie wiśniowy kolor, który zmienia swój odcień niczym kameleon w zależności od światła. Dodatkowym i bardzo dandysim walorem jest ich niebanalność – nie zdarzyło mi się jeszcze wyjść w nich z mieszkania i nie otrzymać zapytania o ich pochodzenie. Wpisują się one również we wspomnianą przy początku filozofię, w myśl której bez ryzyka nie ma (stylistycznej) zabawy. Zaryzykowałem i nie żałuję. Kto wie, może w niedalekiej perspektywie staną się one moim znakiem rozpoznawczym? 🙂

wg16

Foto – Adam Ptak

Marynarka – Massimo Dutti (podobna)
Koszula – Miler
Sweatshirt – Zara (podobny)
Poszetka – bez metki (podobna)
Jeansy – Cubus (podobne)
Balmorale – Yanko (wersja fabrycznie pomalowana, teraz w obniżonej cenie)