Partnerem wpisu jest John Malker
Wielu zwolenników klasycznej męskiej elegancji zgodzi się, że krawat jest dla tej konwencji tym, czym wisienka dla przysłowiowego tortu – zwieńczeniem i dopełnieniem większości formalnych i smart-casualowych zestawień. Mimo, że na przestrzeni lat wiele innych akcesoriów próbowało podkopać jego pozycję, nadal pozostaje on głównym i najbardziej popularnym wyborem w kwestii zdobienia męskiej szyi. W swoim archiwalnym wpisie dotyczącym historii i rodzajów „zwisu męskiego ozdobnego”* przybliżyłem pochodzenie tego elementu garderoby (warto w tym miejscu wspomnieć, że sięga ono czasów starożytnych), a druga część towarzyszącego artykułowi filmu poświęcona została różnym rodzajom, w jakich występuje on współcześnie:
Wielu współczesnych mężczyzn nie pała jednak zbytnim uczuciem do krawatów, co wiąże się z postępującą tendencją do luzowania ubiorowych rygorów. W czasach postępującej każualizacji ten element garderoby zaczął jednoznacznie kojarzyć się ze sztywną, odświętną i przede wszystkim niewygodną elegancją. Zamieszczony powyżej materiał jasno jednak wskazuje, że klasyczna wersja krawata, choć najpopularniejsza, jest tylko jedną z opcji, dostępnych z całkiem bogatego spektrum. Tak jak większość elementów garderoby współczesnego eleganta, tak i krawat daje się stopniować pod względem formalności, efektem czego w mniej zobowiązujących sytuacjach nie jesteśmy skazani na wybór między gołą szyją a tradycyjnym modelem wykonanym z gładkiego jedwabiu. W dzisiejszym wpisie postaram się przybliżyć Wam najlepszą w mojej ocenie opcję dla tych, którzy chcieliby oswoić ten element garderoby. Mowa tu o krawacie dzierganym, zwanym potocznie knitem.
Czym charakteryzuje się knit?
Knity, jak wskazuje sama nazwa, w przeciwieństwie do tradycyjnych krawatów, wykonuje się z dzianiny, co nadaje im charakterystyczny prześwit (dzięki dużemu wrobieniu przędzy) i zapewnia wysoką elastyczność. Potocznie stosowana nazwa tego typu krawatów – „skarpeta” – jest poniekąd uzasadniona, gdyż w procesie technologicznym wykorzystuje się podobne procedury i maszyny jak przy produkcji skarpet. Najbardziej charakterystycznym wyróżnikiem krawatów dzierganych jest ich ścięty na płasko, niespotykany w przypadku innych rodzajów krawatów koniec (tzw. bobtail). Nie jest to jednak element ściśle wymagany, gdyż na rynku można znaleźć egzemplarze charakteryzujące sie tradycyjnie trójkątnym wykończeniem (tzw. pointed knit ties).
Czy knit to wymysł naszych czasów?
Źródło: Rootbizzle
Choć design knita może wydawać się bardzo nowoczesny, sam koncept mniej formalnego, tektsurowanego krawata ma co najmniej pół wieku (Esquire’s Encyclopedia of 20th Century Men’s Fashions datuje ich powstanie na lata 20. XX w.). Jednym z największych popularyzatorów tego typu akcesorium w latach 60. ubiegłego stulecia była popkulturowa postać Agenta 007 grana przez Seana Connerego (na zdjęciu widzimy kadr z filmu Goldfinger). Nieformalny sznyt knita doceniali także inni przedstawiciele świata globalizującej się kultury, jak członkowie zespołu The Beatles czy James Dean, będący ikoną amerykańskiego casualu. Knity zdobiły często także szyje pracowników Wall Street jak również studentów Ivy League, którym zawdzięczamy wypracowanie specyficznego stylu uczelnianego, tzw preppy. Jako że w naszym kraju w tamtych czasach panował jedyny słuszny ustrój, który skutecznie zohydził ludziom codzienną elegancję poprzez powiązanie jej z aparatem partyjnym, nie mieliśmy okazji upowszechnić tego wzorca. Z tego powodu nawet dziś, w dobie internetu i rozwiniętych tradycyjnych mediów, założenie knita nadal może budzić zdziwienie bardziej konserwatywnych w kwestii ubioru osób.
Idealny knit – na co zwrócić uwagę?
Po pierwsze: materiał
Lwią część oferty sklepowej stanowią modele wykonane z jedwabiu, występującego w dwóch wersjach: gładkiej (soft) i chropawej (crunchy). Wersja gładka charakteryzuje się ścisłym układem włókien, przez co dzianina jest dośc zbita i jednolita, pry zachowaniu jednak miękkiego chwytu. W przypadku wersji chropawej mamy do czynienia z większymi prześwitami, faktura jest mniej jednorodna i bardziej wyraźna, a sam materiał sztywniejszy. Delikatny połysk charakterystyczny dla jedwabiu czyni wykonane zeń krawaty dziergane eleganckimi i modele takie, kiedy utrzymać je w bazowej kolorystyce, spokojnie nadają się do noszenia nawet z klasycznymi garniturami. Tak jak tradycyjne krawaty, tak i jedwabne knity nadają się do całorocznego noszenia.
Knity w wersji gładkiej (soft) i chropawej (crunch), w tym konkretnym przypadku dodatkowo z fakturą zigzag. Zródło: Timelessman.com
Drugim materiałowym klasykiem w przypadku dzierganych krawatów jest wełna (niekiedy kaszmir). Wełniane knity charakteryzują się miękkim chwytem, włoskowatą strukturą i bardziej matowym wykończeniem. Ze względu na swój nieformalny charakter bardzo dobrze uzupełnią nieco cięższe, jesienno zimowe zestawy.
Latem zaś warto rozważyć modele wykonane z bawełny bądź lnu, bądź mieszanek tych materiałów z jedwabiem czy wełną. Krawaty wykonane z wspomnianych przędzy są bogate w fakturze i podatne na zagniecenia, co świetnie koresponduje np. z letnią, lnianą sportową marynarką i wykonanymi z cienkiej bawełny spodniami chino.
Na rynku dostępnych jest także wiele modeli wykonanych z poliestru, ale tych nie jestem zwolennikiem z kilku powodów. Po pierwsze poliester charakteryzuje się połyskiem, któremu w kwestii subtelności daleko do naturalnego jedwabiu. Po drugie takie krawaty zazwyczaj trudniej się wiążą. Po trzecie zaś, mimo że generalnie poliester jest tańszy w produkcji, wykonane z niego krawaty nie są często o wiele tańsze od ich naturalnych odpowiedników.
Po drugie: szerokość i dobór węzła
Szerokość tradycyjnych krawatów zawiera się zazwyczaj w przedziale od 7 do 9 cm w najszerszym miejscu. Krawaty dziergane, jako że są z zasady grubsze od swych klasycznych odpowiedników, najczęściej są też węższe (5-6,5cm). Z tego powodu najlepszym stylistycznie wyborem wiązania będzie węzeł prosty (four-in-hand) jak również jego wersja z podwójną pętlą (prince Albert). Zastosowanie jednego z tych dwóch sposobów pozwoli uniknąć nadmiernej, nieproporcjonalnej w stosunku do pozostałej części krawata objetości węzła.
Po trzecie: kolor i wzór
Tak jak w przypadku klasycznych modeli, tak samo przy knitach na początku warto zwrócić się w stronę bazowej kolorystyki (granat, bordo, brąz, szarość etc.). By w ramach tej bezpiecznej palety nie było zbyt nudno, można pokusić się o sprawienie sobie sezonowo odpowiednich odcieni. I tak kolory utrzymane w jasnej tonacji, pastelowe jak i te intensywne będą świetne na sezon wiosna-lato, podczas gdy te głębsze, zgwaszowane udanie dopełnią jesienną ziemistą kolorystykę.
Knity, oprócz najbardziej oczywistej wersji jednolitej, występują w dość szerokiej gamie ciekawych wzorów. Gdy już oswoimy ten element garderoby, warto rozejrzeć się za modelami w mniej lub bardziej regularnie rozstawione pasy, groszki, kropki, kwadraciki i innego rozdzaju mikrowzory (jak np. jodełka)
Dlaczego jest to najlepszy wybór na początek?
Oprócz niewątpliwego braku sztywności, który często odstręcza mężczyzn od tradycyjnych modeli, krawaty dzianinowe w pełni wpisują się w charakterystykę tych elementów garderoby, które nazywam „kameleonowymi”. Rzeczy-kameleony to takie, których charakter kształtowany jest w głownej mierze przez pozostałe, współtworzące dany zestaw elementy (innymi przykładami rzeczy-kameleonów mogą być np. czekoladowe zamszowe chukka boots czy granatowy blezer). W świetle tej koncepcji knit, przy pełnym zachowaniu swego smart-casualowego sznytu może być mniej lub bardziej formalny, gdyż wszystko zależy od kompanów, z którymi przyjdzie mu zaistnieć w ramach konkretnego zestawu.
By nie być w tym względzie gołosłownym, wraz z Maciejem (Wro Street Fashion) przygotowaliśmy dla Was sześć zestawów, ukazujących niemalże pełne spektrum, w jakim można zastosować knity, podzielonych na trzy stylistyki: formal, smart-casual i casual.
Formal
Szarość, błękit i bordo – nieco korporacyjnie, ale zastosowanie fakturowanego knita zamiast tradycyjnego litego krawata wprowadza w mojej opinii nieco więcej polotu do prezentowanego zestawu.
Garnitur – Massimo Dutti
Koszula – Strenstroms
Krawat – John Malker
Poszetka – Bows’n’ties
Wpinka – Bytom
Buty – Yanko
Propozycja Macieja zaś przywodzi na myśl klimaty studniówkowo-ślubne, czy jedne z tych niewielu ostatnich okazji do formalnego ubioru. W tym kontekście knit może być alternatywą dla krawata jednolitego bądź w mikrowzór.
Garnitur – Massimo Dutti
Koszula – TmLewin
Krawat – John Malker
Poszetka – bez metki
Wpinka – TkMaxx
Kamizelka – Miler Bespoke
Buty – Berwick
Smart-casual
Konserwatywni Brytyjczycy mówią, że w ramach elegancji blue and green shall not be seen. Ja średnio się z tym stwierdzeniem zgadzam, dlatego lubię zestawiać oliwkę z intensywnym odcieniem niebieskiego. Połączenie nieoczywiste i ciekawe wizualnie 🙂
Marynarka – Massimo Dutti
Koszula – Miler
Krawat – John Malker
Poszetka – Bytom
Okulary – bez metki
Spodnie – Zara
Buty – Yanko
Pomimo początkowo zgłaszanych przez Macieja problemów z doborem odpowiedniego zestawu dla niebieskiego knita w białe kwadraciki, ostatecznie udało się skomponować wielowarstwowy i co ważniejsze spójny kolorystycznie zestaw, oparty na kontrastach. Kto by pomyślał, że kobalt tak dobrze odnajdzie się w towarzystwie ziemistego brązu?
Marynarka – Massimo Dutti
Koszula – TmLewin
Krawat – John Malker
Poszetka – bez metki
Kamizelka – Miler Bespoke
Spodnie – Zara
Skarpety – Gutteridge
Buty – Massimo Dutti
Stali Czytelnicy bloga wiedzą, że zaprezentowana propozycja jest połączeniem dwóch zestawów (Aviator i Aviator II), które już pojawiły się na blogu. Jak zwykle zresztą diabeł tkwi w szczegółach i tym razem razem takim właśnie detalem jest żółć krawata, która całkiem wdzięcznie łączy się koniakowym odcieniem skóry.
Kurtka – Massimo Dutti
Koszula – Miler
Krawat – John Malker
Sweter – Burton
Spodnie – Cubus
Buty – Massimo Dutti
Ortalionowa kurtka i krawat? Współcześnie wiele niedawno jeszcze niedorzecznych połączeń zdobywa coraz to więcej zwolenników. W momencie kiedy mamy tak wiele opcji zamiennych dla klasycznej marynarki grzechem byłoby z nich nie korzystać 🙂
Kurtka – Massimo Dutti
Koszula – Massimo Dutti
Krawat – John Malker
Spodnie – Cubus
Buty – Marks and Spencer
Mam nadzieję, że ten wpis jasno pokazuje siłę drzemiącą w tym niepozornym akcesorium jakim jest knit i przekona tych, dla których do tej pory popularna „skarpeta” wydawała się nieciekawą opcją. Dzisiejszy artykuł nie powstałby, gdyby nie marka John Malker – dystrybutor klasycznych męskich akcesoriów, przede wszystkim jedwabnych knitów. Jak widać na powyższych zdęciach krawaty są dość szerokie (6,5cm) i mięsiste, co sprawia, że łatwo się wiążą, dając dynamiczne, asymetryczne węzły. Biorąc pod uwagę fakt, że ich cena oscyluje w granicach 100 zł, można śmiało nazwać je znakomitą opcją tzw. low entry level, która początkującym pozwoli zapoznać się z klasycznym designem tego typu krawata, a wprawionym w stylistycznych bojach entuzjastom zapewni produkt, który na pewno spełni ich oczekiwania.
Konkurs
Zanim jednak pognacie do sklepu, warto rozważyć wzięcie udziału w organizowanym w ramach współpracy z marką John Malker konkursie, dzięki któremi dwoje z Was będzie mogło za darmo przekonać się, że moje moje pozytywne recenzje znajdują poparcie w rzeczywistości. Tak jak już wspominałem knit, oprócz tego, że jest dobrą opcją na początek krawatowej drogi, jest także formalnie-nieformalnym kameleonem, który znakomicie odnajduje sie w różnych otoczeniach. W ramach konkusowego zadania chciałbym prosić Was o zaprezentowanie waszej interpretacji idei formalnej nieformalności. Zgłoszenie w dowolnej, wybranej przez Was formie należy opublikować w komentarzu pod tym wpisem (pamiętajcie o wypełnieniu pola e-mail – jest ono widoczne tylko dla mnie i ułatwi późniejszy kontakt ze zwycięzcami). Jeśli zdecydujecie się na multimedia, to nie wysyłajcie mi ich drogą mailową, ale załadujcie je na odpowiedni serwer i w komentarzu zostawcie odsyłający doń link.
Nagrodami w konkursie są:
I miejsce – Zestaw dwóch dowolnych krawatów dzierganych z oferty sklepu John Malker
II miejsce – Dowolny krawat dziergany z oferty sklepu John Malker
Konkurs trwać będzie przez pięć dni, tj. do 25.10.2016 r. do godziny 23.59, wyniki zostaną ogłoszone do dnia 31.10.2016r. Każdy uczestnik może zgłosić jedną konkursową propozycję, kolejność zgłoszeń nie ma znaczenia. Liczę, że tak jak w przypadku poprzednich konkursów tak i teraz przysporzycie mi jurorskiej pracy. Do dzieła!
Pozdrawiam,
Dawid 🙂
*Oficjalna nazwa handlowa krawata w okresie PRL-u wymyślona w ramach językowej krucjaty, której celem było zastąpienie wyrazów obcego pochodzenia nazwami o typowo polskim rodowodzie. Jak widać bardziej opisowa nazwa nie przyjęła się i pozostała jako relikt poprzedniego systemu, wspominany w humorystycznym kontekście 🙂
*** Aktualizacja (31.10.2016) ***
Kolejny konkurs za nami. Tak jak w przypadku poprzednich nie zawiedliście, tak frekwencyjnie, jak i w aspekcie jakości zgłoszeń, które były niezwykle różnorodne. Niestety każdy wybór jest przemocą, a w przypadku konkursów z ograniczoną liczbą nagród jest to szczególnie dotkliwe, zwłaszcza wtedy, kiedy trudno jest znaleźć pobiektywna płaszczyznę porównania. Liczę jednak, że przygotowywanie zgłoszeń dostarczyło wam tyle radości, ile mnie przysporzyło ich przeglądanie 🙂
Zwycięzcami zostają:
I miejscie (dwa dowolne knity z ofert sklepu John Malker) – Krzysiek
Zgłoszenie Krzyśka od razu przywiodło mi na myśl Distinguished Gentlemen’s Ride – inicjatywę, skupiającą zwolenników klasycznej męskiej elegancji jak i motocyklowej jazdy, której celem jest zbieranie funduszy na walkę z rakiem prostaty i zwiększanie świadomości w tym temacie. Skupiające się jak w soczewce wolność wraz z umiłowaniem zasad tworzą formalnie-nieformalną konwencję, którego stylistycznym wyrazem mogą być ukazane na grafikach propozycje. Jak widać knit może odnaleźć się i w takim otoczeniu 🙂
II miejsce (dowolny knit z asortymentu sklepu John Malker) – Paulina K.
Brytyjskie klasyki w postaci tweedowego kaszkietu i kraciastej marynarki, szelki na guziki, poszetka i podwiązki do rękawów (sic!) – wszystko gustownie dobrane zgodnie z kanonami męskiej mody i wpisujące sie w formalnie-nieformalną konwencję. Wiem, że istenieje wielu przeciwników przejmowania męskich elementów ubioru przez kobiety, ale ja do nich z pewnością nie należę (z tego powodu umieściłem Sarę Ann Murray na liście najlepszych w mojej opinii zagranicznych blogerów). Stylizacja Pauliny potwierdza, że kiedy są one zapożyczone mądrze i wzbogacone typowo kobiecymi akcentami (jak np. czółenkami na obcasie), robią naprawdę imponujące wrażenie 🙂
I wyróżnienie (20% rabatu na cały asortyment sklepu John Malker) – Przemek
„Formalność, jej brak i różne formy pośrednie przewijają się na łamach blogów o męskiej elegancji równie często, jak przewija się noworodki. Nie należy jednak zapominać, że męska elegancja to nie jedyna sfera życia, w której możemy zaobserwować przeciwstawną parę: formalny vs nieformalny. Najczęściej z dualizmem tym spotykamy się chyba w mowie i piśmie, jednak nie powinna nam umknąć dziedzina, w której kontrapozycja formalności i jej braku są bodaj najsilniejsze. Mowa oczywiście o matematyce.
Współczesna matematyka wyrażana jest językiem do bólu wręcz formalnym i rygorystycznym. Poziom formalizmu matematyki niespotykany jest w żadnej innej dziedzinie ludzkiego życia.*
Mimo to, każdy formalny dowód twierdzenia matematycznego ma swój początek w rozumowaniu nieformalnym. Formalizm nie bierze się znikąd, rodzi się z chaotycznych notatek gdzieś na marginesach, z myśli przychodzących do głów w nieoczekiwanych momentach. Kluczową rolę odgrywa intuicja.
Pięknym i pouczającym przykładem ‚formalnej nieformalności’ jest historia liczb nieskończenie małych i ich związek z rozwojem rachunku różniczkowego i całkowego w XVII i XVIII wieku.
Analiza matematyczna zaczyna się tam, gdzie zaczyna się pojęcie ‚granicy’. Jej intuicyjne zrozumienie opiera się na nieformalnym pojęciu liczb ‚nieskończenie małych’. Mówimy na przykład, że ciąg liczb jest zbieżny do jakiejś liczby L, gdy od pewnego momentu wszystkie wyrazy tego ciągu są ‚nieskończenie blisko’ liczby L, tzn. ich odległość od liczby L jest liczbą ‚nieskończenie małą’. Innymi słowy, wyrazy ciągu zbliżają się do liczby L tak blisko, jak byśmy sobie tego życzyli.**
Właśnie na takim nieformalnym rozumieniu pojęcia granicy Newton i Leibniz*** (niezależnie od siebie, oskarżając się wzajemnie o plagiat) położyli podwaliny pod znany i kochany przez studentów politechnik rachunek różniczkowy i całkowy. Mimo braku formalizmu, ich rozumowanie ‘działało’ i okazało się bardzo skutecznym narzędziem do opisu otaczające rzeczywistości. W przypadku Newtona i Leibniza, nowo stworzonego narzędzia używano do opisu zagadnień mechaniki klasycznej (zwanej teraz mechaniką Newtonowską, w odróżnieniu od mechaniki relatywistycznej).
Matematycy nie byliby sobą, gdyby zadowalał ich jednak sam fakt tego, że ich teoria wydaje się ‘działać’ w zastosowaniach fizyki. Matematycy potrzebują twardych dowodów, a raczej, dowodów matematycznych. Problemem z intuicyjnym pojęciem liczb nieskończenie małych było to, że przez następne 150 lat nikomu nie udało się dowieść, że ich intuicyjne właściwości muszą koniecznie być prawdziwe. Dopiero w pierwszej połowie XIX wieku prace takich matematyków jak Bolzano, Cauchy i Weierstrass pozwoliły na udowodnienie wszystkich stwierdzeń poczynionych przez Newtona i Leibniza, którzy opierali się na intuicji i niedowiedzionych właściwościach liczb infinitezymalnych****. Co zaskakujące, praca Weierstrassa (uznawanego za ojca współczesnego języka analizy matematycznej) w ogóle nie odnosiła się do pojęcia liczb nieskończenie małych! Okazało się, że w XIX okiełznanie tego dobrze działającego braku formalności i wciśnięcie go w sztywne ramy matematycznego rygoru było niewykonalne. Zamiast tego, Weierstrass użył znienawidzonych przez wszystkich współczesnych studentów tzw. definicji (ε, δ)***** Nie wdając się w techniczne szczegóły, definicje te mogą początkowo wydawać się dużo mniej intuicyjne i dużo trudniejsze do pracy niż idee liczb nieskończenie małych, mają jednak tą niewątpliwą przewagę, że pozwalają (z pewnym wysiłkiem) udowodnić i pokazać poprawność ogromnej liczby bardzo przydatnych twierdzeń. Czy zatem tutaj kończy się nasza historia, tryumfem formalności nad intuicją? Nic bardziej mylnego!******
Potrzebny był znaczący postęp matematyki i rozwój logiki matematycznej (a w szczególności teorii modeli), by w połowie XX wieku prace takich matematyków jak Skolem, Łoś i Robinson****** wprowadziły pojęcie liczb hiperrzeczywistych i umożliwiły formalne zdefiniowanie pojęcia liczby nieskończenie małej! Będąc uzbrojonymi w nowe, jeszcze połyskujące definicje, matematycy byli w stanie udowodnić, że oryginalne podejście Newtona i Leibiniza było właściwe! Liczby nieskończenie małe zaliczyły tryumfalny powrót, a ich teoria (znana jako analiza niestandardowa) otrzymała formalne, matematyczne podstawy. Wszystkie znane twierdzenia rachunku różniczkowego i całkowego udowodniono również używając nowej-starej ‚maszynerii’; pokazano również jej równoważność z ‚klasycznym’ podejściem (ε, δ). Tym samym, liczby nieskończenie małe stały się zaskakującym przykładem formalnej nieformalności.
By jeszcze lepiej wyjaśnić ich formalną nieformalność warto zaznaczyć, że pojęcie liczb inifinitezymalnych jest dużo bardziej intuicyjne i przystępne niż definicje Weierstrassa. Z tego powodu matematycy rozmawiając czy rozumując używają pojęć Newtona i Leibniza, a dopiero później tłumaczą je na formalny język Weierstrassa. Udowodnienie, że liczby nieskończenie małe dają się zamknąć w sztywnych, formalnych ramach, pokazało że takie podejście mimo pozornego braku formalności, nic z niej nie traci!
P.S. Tych z czytelników, którzy są zaznajomieni z analizą matematyczną, przepraszam za szereg uproszczeń. Musiałem je zastosować by uczynić mój esej bardziej przystępnym dla laików.
*Wątpiących zachęcam do lektury ‘Principia Mathematica’ Bertranda Russela.
** Jako przykład dla tych, którzy przespali lekcje analizy w klasie maturalnej, pomyślcie co się dzieje z wyrazami 1/n gdy zamiast n podstawiamy coraz większe liczby naturalne.
*** Nie mylić z herbatnikami.
**** ang. infinitesimal – nieskończenie mały.
***** czyt. ‘epsilon-delta’
****** Panie Radosławie K., jeśli Pan to czyta, proszę się zgłosić z fakturą.
****** Tak, Łoś był polskim matematykiem, a Robinson nigdy nie mieszkał na bezludnej wyspie [bo na bezludnej wyspie z definicji nikt nie mieszka]”
Mimo że moja matematyczna edukacja zakończyła się na poziomie licealnym, to zgłoszenie czytałem z przyjemnością i zaangażowaniem, a wszystko to jest zasługą niezwykłej przejrzystości wywodu. Autor ma niewątpliwy talent do ujmowania istoty rzeczy w ciekawy i prosty do zrozumienia sposób – oby wszyscy nauczyciele, zarówno szkolni jak i akademiccy, mieli taką łatwość przekazywania wiedzy, to świat zdecydowanie byłby piękniejszy! 🙂
II wyróżnienie – (20% rabatu na cały asortyment sklepu John Malker) -Jacek Szpakowski
„Postanowiłem podejść do tematu od innej strony.
Moją interpretacją idei formalnej nieformalności jest połączenie smaków, które wydawać by się mogło, że do siebie nie pasują. Mianowicie chodzi mi tu o drink whisky sour. Jeśli pomyślę o najbardziej klasycznym czy formalnym alkoholu to przychodzi mi do głowy właśnie whisky. Nieformalnością w przypadku tego drinka będzie połączenie go z świeżo wyciśniętym sokiem z cytryny, syropem cukrowym, angusturą i białkiem jajka. Owo połączenie smaków sprawia, że nasz ulubiony alkohol nabiera słodko-kwaśnego smaku z gorzkim finiszem, dzięki czemu idealnie wpisuje się w powyższą ideę.”
Proste i klasyczne połączenie kontrastowych smaków. Nic dodać, nic ująć 🙂
Na koniec pozowolę sobie także wyróżnić w ramach tzw. Honorable Mentions te zgłoszenia, których nie mogę niestety nagrodzić, ale które także warte są wspomnienia ze względu na swój inspirujący charakter:
Look
Mimo że nie jestem zwolennikiem noszenia koszuli winchester poza otoczeniem formalnym (garnitury i zestawy klubowe), to sama koncepcja swetra z dekoltem henleyowym jako warstwy pośredniej pomiędzy marynarką a koszulą jest w mojej ocenie interesująca i warta wypróbowania.
Bartłomiej S.
„Formalna nieformalność czy nieformalna formalność?
Temat, jak widać, możemy ugryźć z dwóch stron. Obie stylizacje wyróżnia wspólny mianownik – elegancja. Jedną w mniejszej, a drugą w większej dawce. Knit potrafi zdziałać cuda – w połączeniu z kardiganem, formalny na pozór ubiór, nie emanuje patosem i wygląda zdecydowanie „lżej”. Krawat ten również może niesamowicie współgrać z jakże często pomijanym (a bardzo charakternym) elementem – harringtonką.
Niekiedy chcemy „zadziałać” w lekko innej konwencji. Niezależnie od tego, czy chcemy nałożyć piękną marynarkę czy klasyczną kurtkę, knit zdecydowanie odnajdzie się w każdym położeniu.”
O ile marynarka wydaje mi się być nieco zbyt garniturowa do zaprezentowanego zestawu (ale kamieniem nie rzucę, bo sam mam na swoim koncie podobne w zamyśle, lecz zupełnie niebroniące się z perspektywy czasu kompozycje), o tyle zestaw z harringtonką jest w mojej ocenie bardzo dobrze wyważony i przyjemny dla oka.
Kuba
„Formalna nieformalność – jak to właściwie rozumieć?
Słysząc termin „formalna nieformalność” jesteśmy konfrontowani z oczywistym oksymoronem. Swoisty dualizm tego twierdzenia jest jednak bardzo łatwy do wytłumaczenia – o tyle, o ile skupimy się na jego niematerialnym, bardziej metafizycznym, mentalnym aspekcie. Wszystko co na siebie zakładamy jest oczywistym przedłużeniem charakteru, wizualizacją naszego postrzegania świata, sposobem komunikacji z nim, swoistym (bez politycznych skojarzeń) kodem.
Idąc tym tropem, nasza modowa formalność jest pewnego rodzaju komunikatem dla ludzi wokoło nas: respektuję Was, to miejsce i okoliczności , równocześnie proszę, a nawet oczekuję tego samego. Ubierając się formalnie pokazujemy naszą zdecydowaną, można by powiedzieć, samczą stronę natury, która nie idzie na kompromisy.
I kiedy tak sztywno postawione reguły tej wizerunkowej „gry” mogłyby odstraszyć co niektórych z pomocą przychodzi jakże niedoceniana nieformalność. Znowu wszystko zaczyna się od głowy, od naszego świetnego wręcz samopoczucia w swojej własnej, i tej drugiej, skórze. Często widzimy na ulicy mężczyznę, którego ubiór doceniamy jednak czuć, że jest on „przebrany”, a nie ubrany. Gdy tylko spojrzymy na ubóstwianego w dandysim światku Lino Ieluzziego zobaczymy człowieka do głębi szczęśliwego, naturalnego, który swoje dwurzędowe marynarki i krawaty z haftowaną siódemką nosi jak ulubiony szlafrok czy kapcie w domowym zaciszu. I to jest właśnie dla mnie personifikacja formalnej nieformalności.”
Podpisuję się rękoma i nogami pod takim rozumieniem roli ubioru w życiu dandysa – dopóty ma on sens, dopóki jest wyrazem, a nie substytutem, pięknego wnętrza 🙂
Jędrzej
Piękna kamizelka – skłamałbym, jeśli bym powiedział, że jej nie zazdroszczę 😀
Dziękuję serdecznie wszystkim uczestnikom za zaangażowanie. Zapraszam do udziału w kolejnych konkursach, których miejmy nadzieję już niebawem będzie więcej 🙂
Pozdrawiam,
Dawid / Dandy
Stylizacja z niebieskim knitem wyszła świetnie! 🙂
Też mi się podoba, zresztą tak jak napisałem w jej opisie. No i mogę z pełną stanowczością powiedzieć, że to ja ją złożyłem, bo Maciej miał nieco inna koncepcję na ten zestaw 🙂
Wyszło z tego niezłe kompendium. Knity nie są chyba zbyt popularne w Polsce, ale może dzięki takiemu podłożu i wyrazistym przykładom przynajmniej parę nowych osób się na nie skusi. Co do stylówek, dzisiaj nie widzę wyraźnie zwycięzcy, obaj się bardzo postaraliście.
Po ostatnich porażkach w ankietach postanowiłem tym razem odpuścić. Z efektu jestem jednak bardzo zadowolony 🙂
Świetny artykuł, podoba mi się długość i liczba zdjęć. No i gratuluję, że udało Ci się namówić Dana Trepaniera do udziału w sesji zdjęciowej, hehe ;).
Fajnie by się czytało, gdybyś nie popełnił kilku błędów stylistycznych, które z przykrością wytykam:
„Krawaty dziergane, jako że w kontekście zewnętrznego materiału są grubsze od swych klasycznych odpowiedników, najczęściej są węższe (5-6,5cm).”
„Z tego powodu najlepszym stylistycznie wyborem w kontekście węzła będzie wiązanie proste (four-in-hand) jak również jego wersja z podwójną pętlą (prince Albert). ”
„Tak jak w przypadku klasycznych modeli, tak samo w kontekście knitów na początku warto zwrócić się w stronę bazowej kolorystyki (granat, bordo, brąz, szarość etc.). ”
Nie jestem polonistą, ale moim zdaniem nadużywasz słowa „kontekst” i używasz go w niewłaściwym znaczeniu. Kontekst oznacza: okoliczność, otoczenie wypowiedzi, informację potrzebną do właściwego zrozumienia wypowiedzi. Pierwsze cytowane zdanie jest po prostu fatalne, niezrozumiałe i pogmatwane na siłę. W drugim zdaniu powinno być po prostu „wyborem węzła”. W trzecim powinno być „w przypadku knitów”.
Pozdrawiam.
Dziękuję za miłe słowa, honorarium Dana pochłonęło lwią część wynagrodzenia, ale warto było 😀 Co do stylistyki języka chyba rzeczywiście przeszarżowałem i obiecuję dziś wieczorem przeredagować wspomniane zdania, by brzmiały bardziej poprawnie.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
O co chodzi z Danem?
Maciej jest tu do niego bardzo podobny 🙂
https://plus.google.com/photos/photo/115116835491316840918/6344711186631915650?icm=false&authkey=CJbVqcGSrvy40AE
+ Szare spodnie z mankietem i wiśniowe broguesy Samuela Windsora
Czym jest dla mnie „formalna nieformalność”?
Wg. mnie jest to opis tego, kim jesteśmy i co robimy. Tak, jak słowo „gentleman” zawiera w sobie dwie pozorne skrajności – łagodność i męską siłę, tak też życie samo w sobie pełne jest kontrastów. To właśnie „formalna nieformalność” jest tym, do czego powinien dążyć każdy mężczyzna w kwestii swojego ubioru, charakteru, manier. Całe życie powinniśmy znać zasady (zarówno te stosowane przez nas, jak i te łamane), zachowywać pewność siebie – w taki sposób, by ludzie zawsze patrzyli na nas z podziwem i chęcią naśladowania. Jest to „formalny” element drogi mężczyzny. W tym miejscu wkrada się właśnie skrajność – stosując taki styl życia i ubioru zawsze powinniśmy czuć się swobodnie, luźno, niczym nie skrępowani. Nawet w momentach gdy odziani w pełen garnitur prezentujemy się całemu światu powinniśmy czuć się komfortowo w tym co robimy, nie być sztywnym i nie przerażać ludzi dookoła nas (jesteśmy mężczyznami, a nie robotami). Łącząc te dwie drogi życia łączymy formalność z nieformalnością. To ona pozwala nam odejść od całkowitej klasyki i założyć ubiór klubowy, wełniany knit i eleganckie, lecz nie do końca formalne buty. „Formalna nieformalność” jest stylem życia, do którego dąży współczesny mężczyzna.
Co to znaczy „zgwaszowany”? Pierwszy raz widzę to słowo, nie ma go też w słownikach, a w Internecie jest tylko na Twojej stronie. 🙂
Termin ten pochodzi od gwaszu, czyli farby wodnej z dużą domieszką białego pigmentu (najczęściej pyłu kredowego). Zgwaszowane kolory, to kolory przydymione, nie tak intensywne.
https://s9.postimg.org/tsvvv1nkv/IMG_1577.jpg
https://s18.postimg.org/86c1q7yu1/Kola.jpg
Oto moja interpretacja 🙂
Pozdrawiam 🙂
Najbardziej oryginalna i wdzięczna interpretacja 😉
Dawidzie! Zastanów się nad wprowadzeniem do komentarzy plusików, co by doceniać dobre pomysły!
Dzięki za opinię, może w nowym szablonie się uda 🙂
Formalność, jej brak i różne formy pośrednie przewijają się na łamach blogów o męskiej elegancji równie często, jak przewija się noworodki. Nie należy jednak zapominać, że męska elegancja to nie jedyna sfera życia, w której możemy zaobserwować przeciwstawną parę: formalny vs nieformalny. Najczęściej z dualizmem tym spotykamy się chyba w mowie i piśmie, jednak nie powinna nam umknąć dziedzina, w której kontrapozycja formalności i jej braku są bodaj najsilniejsze. Mowa oczywiście o matematyce.
Współczesna matematyka wyrażana jest językiem do bólu wręcz formalnym i rygorystycznym. Poziom formalizmu matematyki niespotykany jest w żadnej innej dziedzinie ludzkiego życia.*
Mimo to, każdy formalny dowód twierdzenia matematycznego ma swój początek w rozumowaniu nieformalnym. Formalizm nie bierze się znikąd, rodzi się z chaotycznych notatek gdzieś na marginesach, z myśli przychodzących do głów w nieoczekiwanych momentach. Kluczową rolę odgrywa intuicja.
Pięknym i pouczającym przykładem 'formalnej nieformalności’ jest historia liczb nieskończenie małych i ich związek z rozwojem rachunku różniczkowego i całkowego w XVII i XVIII wieku.
Analiza matematyczna zaczyna się tam, gdzie zaczyna się pojęcie 'granicy’. Jej intuicyjne zrozumienie opiera się na nieformalnym pojęciu liczb 'nieskończenie małych’. Mówimy na przykład, że ciąg liczb jest zbieżny do jakiejś liczby L, gdy od pewnego momentu wszystkie wyrazy tego ciągu są 'nieskończenie blisko’ liczby L, tzn. ich odległość od liczby L jest liczbą 'nieskończenie małą’. Innymi słowy, wyrazy ciągu zbliżają się do liczby L tak blisko, jak byśmy sobie tego życzyli.**
Właśnie na takim nieformalnym rozumieniu pojęcia granicy Newton i Leibniz*** (niezależnie od siebie, oskarżając się wzajemnie o plagiat) położyli podwaliny pod znany i kochany przez studentów politechnik rachunek różniczkowy i całkowy. Mimo braku formalizmu, ich rozumowanie ‘działało’ i okazało się bardzo skutecznym narzędziem do opisu otaczające rzeczywistości. W przypadku Newtona i Leibniza, nowo stworzonego narzędzia używano do opisu zagadnień mechaniki klasycznej (zwanej teraz mechaniką Newtonowską, w odróżnieniu od mechaniki relatywistycznej).
Matematycy nie byliby sobą, gdyby zadowalał ich jednak sam fakt tego, że ich teoria wydaje się ‘działać’ w zastosowaniach fizyki. Matematycy potrzebują twardych dowodów, a raczej, dowodów matematycznych. Problemem z intuicyjnym pojęciem liczb nieskończenie małych było to, że przez następne 150 lat nikomu nie udało się dowieść, że ich intuicyjne właściwości muszą koniecznie być prawdziwe. Dopiero w pierwszej połowie XIX wieku prace takich matematyków jak Bolzano, Cauchy i Weierstrass pozwoliły na udowodnienie wszystkich stwierdzeń poczynionych przez Newtona i Leibniza, którzy opierali się na intuicji i niedowiedzionych właściwościach liczb infinitezymalnych****. Co zaskakujące, praca Weierstrassa (uznawanego za ojca współczesnego języka analizy matematycznej) w ogóle nie odnosiła się do pojęcia liczb nieskończenie małych! Okazało się, że w XIX okiełznanie tego dobrze działającego braku formalności i wciśnięcie go w sztywne ramy matematycznego rygoru było niewykonalne. Zamiast tego, Weierstrass użył znienawidzonych przez wszystkich współczesnych studentów tzw. definicji (ε, δ)***** Nie wdając się w techniczne szczegóły, definicje te mogą początkowo wydawać się dużo mniej intuicyjne i dużo trudniejsze do pracy niż idee liczb nieskończenie małych, mają jednak tą niewątpliwą przewagę, że pozwalają (z pewnym wysiłkiem) udowodnić i pokazać poprawność ogromnej liczby bardzo przydatnych twierdzeń. Czy zatem tutaj kończy się nasza historia, tryumfem formalności nad intuicją? Nic bardziej mylnego!******
Potrzebny był znaczący postęp matematyki i rozwój logiki matematycznej (a w szczególności teorii modeli), by w połowie XX wieku prace takich matematyków jak Skolem, Łoś i Robinson****** wprowadziły pojęcie liczb hiperrzeczywistych i umożliwiły formalne zdefiniowanie pojęcia liczby nieskończenie małej! Będąc uzbrojonymi w nowe, jeszcze połyskujące definicje, matematycy byli w stanie udowodnić, że oryginalne podejście Newtona i Leibiniza było właściwe! Liczby nieskończenie małe zaliczyły tryumfalny powrót, a ich teoria (znana jako analiza niestandardowa) otrzymała formalne, matematyczne podstawy. Wszystkie znane twierdzenia rachunku różniczkowego i całkowego udowodniono również używając nowej-starej 'maszynerii’; pokazano również jej równoważność z 'klasycznym’ podejściem (ε, δ). Tym samym, liczby nieskończenie małe stały się zaskakującym przykładem formalnej nieformalności.
By jeszcze lepiej wyjaśnić ich formalną nieformalność warto zaznaczyć, że pojęcie liczb inifinitezymalnych jest dużo bardziej intuicyjne i przystępne niż definicje Weierstrassa. Z tego powodu matematycy rozmawiając czy rozumując używają pojęć Newtona i Leibniza, a dopiero później tłumaczą je na formalny język Weierstrassa. Udowodnienie, że liczby nieskończenie małe dają się zamknąć w sztywnych, formalnych ramach, pokazało że takie podejście mimo pozornego braku formalności, nic z niej nie traci!
P.S. Tych z czytelników, którzy są zaznajomieni z analizą matematyczną, przepraszam za szereg uproszczeń. Musiałem je zastosować by uczynić mój esej bardziej przystępnym dla laików.
*Wątpiących zachęcam do lektury ‘Principia Mathematica’ Bertranda Russela.
** Jako przykład dla tych, którzy przespali lekcje analizy w klasie maturalnej, pomyślcie co się dzieje z wyrazami 1/n gdy zamiast n podstawiamy coraz większe liczby naturalne.
*** Nie mylić z herbatnikami.
**** ang. infinitesimal – nieskończenie mały.
***** czyt. ‘epsilon-delta’
****** Panie Radosławie K., jeśli Pan to czyta, proszę się zgłosić z fakturą.
****** Tak, Łoś był polskim matematykiem, a Robinson nigdy nie mieszkał na bezludnej wyspie [bo na bezludnej wyspie z definicji nikt nie mieszka]
Formalna nieformalność.
Według mnie reprezentowana np.: przez osobę mającą na sobie granatową marynarkę z łatami na łokciach, zarzuconą na ciemną koszulę w wyrazistą jasną kratę, z odpiętym jednym górnym guzikiem (tzn bez krawata). Na nogach jasne chinosy, na stopach zielone skarpety i monk strapy, tzn buty z klamrą. Dobrze dopasowana poszetka i gotowe.
Pracuję między innymi jako nauczyciel akademicki i myślę, że sformułowanie „formalna nieformalność” doskonale pasuje do sposobu, w jaki można nosić ubrania na Uniwersytecie. Choć nie istnieją w mojej instytucji sformalizowane zasady dress code’u, a co za tym idzie – panuje dowolność w dobieraniu strojów, to jednak staram się sięgać po rozwiązania klasyczne. Styl formalny nie pasuje do klimatu, który tworzę na swoich zajęciach i myślę, że mógłby być odbierany jako sztywny; dlatego też stawiam na smart-casual – styl, który z jednej strony nawiązuje do eleganckich rozwiązań (nie policzę ile razy moje zestawy koordynowane były nazywane „garniturem” :]), a z drugiej strony gwarantuje swobodę i, oczywiście, możliwość bawienia się kolorami i fasonami. Preferuję stonowane kolory, nieformalne marynarki i koszule z wzorami. Jeśli chodzi o dodatki to króluje wełna, której matowość i wizualna „miękkość” pasuje świetnie do stylu smart-casual. Choć, szczerze mówiąc, nie miałem jeszcze okazji nosić krawata dzierganego z jedwabiu :). Poniżej zdjęcie typowej, jesiennej stylizacji: beżowa, nieformalna marynarka z domieszką jedwabiu, bordowe chinosy, kraciasta, niebiesko-szara koszula i bordowy, wełniany knit.
https://s12.postimg.org/4yc5qu9l9/koordynowany.jpg
Super że przybliżasz czytelnikom ten rodzaj krawata. Jest on ciekawym elementem garderoby jednak Polacy chyba sie go boją, nie za bardzo wiedzą jak i z czym go łączyć dlatego na polskiej ulicy nie często je widać.
https://lowcamarek.blogspot.com/
Czym jest dla mnie formalna nieformalność? Kiedy czuję się swobodnie, bez uczucia skrępowania, ale zarazem jestem przekonany, że są w tym elementy eleganckie takie jak np. krawat, w którym „fourhand” knotem podkreślam swój luz. Najważniejsze to ubiorem wyrażać swój styl bycia i być pewną siebie osobą. Trzeba być przekonanym o tym, że się dobrze wygląda a zarazem świetnie czuje w swojej „skórze” 🙂 Muszę przyznać, że jeszcze nie miałem okazji ubrać dzierganego knita, ale po tym wpisie zdecydowanie się do nich przekonam 🙂
http://images83.fotosik.pl/108/a0007844c9f95aa1med.jpg
Na wstępie chciałbym pogratulować wspaniałego wpisu. Przekonał mnie on żeby pojąć krok dalej w klasycznej elegancji i spróbować krawatu na codzień, a nie tylko od święta. A jaki krawat bedzie lepszy na początek jak nie knit.
Moją definicja formalnej-nieformalności jest połączenie eleganckiego z codziennym. Połączenie formalnej białej koszuli z granatowym knitem w paski, do tego zielony sweter, a na to zamiast marynarki jesienna kurtka, która podkreśla nieformalność zestawu. Brązowe spodnie casualowo podwinięte z eleganckimi butelkowymi skarpetkami idealnie pasują do niekoniecznie klasycznych butów tylko dopełniają całość ubioru. Moim celem było pokazanie zestawu eleganckiego idealnego dla osoby zaczynającej przygodę z dandyzmem takiej jak ja, kiedy jeszcze nie ma się odwagi by na codzień ubrać sie w zestaw koordynowany. Mam nadzieję że się wam spodoba.
https://drive.google.com/open?id=0B9B2FQDBQLHuSGx0LUR4TG9TbWc
Postanowiłem podejść do tematu od innej strony.
Moją interpretacją idei formalnej nieformalności jest połączenie smaków, które wydawać by się mogło, że do siebie nie pasują. Mianowicie chodzi mi tu o drink whisky sour. Jeśli pomyślę o najbardziej klasycznym czy formalnym alkoholu to przychodzi mi do głowy właśnie whisky. Nieformalnością w przypadku tego drinka będzie połączenie go z świeżo wyciśniętym sokiem z cytryny, syropem cukrowym, angusturą i białkiem jajka. Owo połączenie smaków sprawia, że nasz ulubiony alkohol nabiera słodko-kwaśnego smaku z gorzkim finiszem, dzięki czemu idealnie wpisuje się w powyższą idee.
https://www.instagram.com/p/BK_M_aHD-yn/?taken-by=typowyszpaku
Formalna nieformalność – jak to właściwie rozumieć?
Słysząc termin „formalna nieformalność” jesteśmy konfrontowani z oczywistym oksymoronem. Swoisty dualizm tego twierdzenia jest jednak bardzo łatwy do wytłumaczenia – o tyle, o ile skupimy się na jego niematerialnym, bardziej metafizycznym, mentalnym aspekcie. Wszystko co na siebie zakładamy jest oczywistym przedłużeniem charakteru, wizualizacją naszego postrzegania świata, sposobem komunikacji z nim, swoistym (bez politycznych skojarzeń) kodem.
Idąc tym tropem, nasza modowa formalność jest pewnego rodzaju komunikatem dla ludzi wokoło nas: respektuję Was, to miejsce i okoliczności , równocześnie proszę, a nawet oczekuję tego samego. Ubierając się formalnie pokazujemy naszą zdecydowaną, można by powiedzieć, samczą stronę natury, która nie idzie na kompromisy.
I kiedy tak sztywno postawione reguły tej wizerunkowej „gry” mogłyby odstraszyć co niektórych z pomocą przychodzi jakże niedoceniana nieformalność. Znowu wszystko zaczyna się od głowy, od naszego świetnego wręcz samopoczucia w swojej własnej, i tej drugiej, skórze. Często widzimy na ulicy mężczyznę, którego ubiór doceniamy jednak czuć, że jest on „przebrany”, a nie ubrany. Gdy tylko spojrzymy na ubóstwianego w dandysim światku Lino Ieluzziego zobaczymy człowieka do głębi szczęśliwego, naturalnego, który swoje dwurzędowe marynarki i krawaty z haftowaną siódemką nosi jak ulubiony szlafrok czy kapcie w domowym zaciszu. I to jest właśnie dla mnie personifikacja formalnej nieformalności.
https://www.gentlemansgazette.com/wp-content/uploads/2012/05/typical-milanese-courtyard.jpg
Jestem skłonny lubić knity… ale niech ktoś mi wyjaśni jedną rzecz – dlaczego nie można ich zakończyć jak zwykłego krawata, tylko trzeba robić z nich skarpetę? Przecież to wygląda komicznie.
Są też zakończone trójkątne.
Koszula, krawat, marynarka – dla niektórych to szczyt formalności! Postanawiają więc dla równowagi włożyć do takiego zestawienia jeansy – i gotowe! Jest i formalnie i nieformalnie, elegancko ale sportowo, klasycznie ale wygodnie. Zgroza. Czy takie zestawienie może się jednak udać? Przy odpowiednim doborze faktur i wzorów może. W prezentowanym zestawie obok klasycznych jeansów mamy koszulę w wyraźną kratę vichy, marynarkę z wełnianej flaneli oraz knit pod szyją – wszystko w mało formalnych odcieniach brązu, zieleni i granatu. Chyba się udało.
https://1drv.ms/i/s!AhHZUVo_VahSjnTSqsgdrwJUhRvM
Lubię Twoje konkursy Dawidzie, gdyż pozwalają na dużą swobodę w tworzeniu zgłoszeń.
Po raz kolejny coś namalowałem:
http://ufiakah.deviantart.com/art/Biker-642108438
Dopasowana jeansowa kurtka jest niezłym substytutem dla marynarki- ładnie kształtuje sylwetkę i jest w świetnym kolorze indygo.
A skóra- to po prostu świetna, wytrzymała kurtka na lata. Podobnie jak marynarka daje komfort noszenia i pozytywnie zmienia naszą percepcję własnej osoby.
Poza konkursowo:
Fajny wpis o knitach. Zimową porą czasami aż prosi się by koszula pod szyja była dopięta. Nie miałbym nic przeciwko gdyby taki gadżet był na ulicy czymś zwyczajnym i niekrzykliwym. A tak… to w ostatnie deszcze wyjaśniałem niektórym znajomym, że trench to żadna okazja (z wyjątkiem „każdego możliwego rodzaju deszczu. (…)Deszcz zacinający z boku i taki, co padał jakby z dołu w górę”) 😉
Formalna nieformalność czy nieformalna formalność?
Temat, jak widać, możemy ugryźć z dwóch stron. Obie stylizacje wyróżnia wspólny mianownik – elegancja. Jedną w mniejszej, a drugą w większej dawce. Knit potrafi zdziałać cuda – w połączeniu z kardiganem, formalny na pozór ubiór, nie emanuje patosem i wygląda zdecydowanie „lżej”. Krawat ten również może niesamowicie współgrać z jakże często pomijanym (a bardzo charakternym) elementem – harringtonką.
Niekiedy chcemy „zadziałać” w lekko innej konwencji. Niezależnie od tego, czy chcemy nałożyć piękną marynarkę czy klasyczną kurtkę, knit zdecydowanie odnajdzie się w każdym położeniu.
https://s22.postimg.org/rxdi5iqhd/image.jpg
Formalna nieformalność… Kwestia o tyle skomplikowana, że nie poddająca się jakimkolwiek obiektywnym ocenom. W każdym jednak przypadku trzeba zadać sobie dwa pytania: czym jest dla mnie strój formalny oraz czym jest nieformalny. Zwykłem różnicę między tymi określać w ten sposób: strój formalny ma podkreślać chwilę, wydarzenie, fakt; z kolei nieformalny podkreśla mnie w kontekście sytuacji. Zawsze wydawało mi się, że ta skrótowa klasyfikacja jest – w swej lapidarności – idealną zasadą, którą warto wprowadzać. W kontekście „formalnej nieformalności” jestem zmuszony stworzyć trzecią podstawę klasyfikacji. Jest to sytuacja, w której strój mój strój podkreśla mnie w kontekście sytuacji i sytuację w kontekście mnie. A więc: poszukuję kompromisu między tym, co należy a tym co lubię. W tym punkcie muszę wspomnieć o knitach – sam posiadam cztery takie sztuki i idealnie dopełniają mną wszystkie wydarzenia, w których udział przychodzi mi brać. Formalnie, bo wiem dlaczego gdzieś idę oraz w jaki kontekst wpisuję moją obecność; nieformalnie, bo jednak mogę – i korzystam z tego ochoczo – wpisać dokładnie siebie, pozbawionego sztywnych – acz pięknych – reguł bywania. Pozdrawiam, B.
Idea formalnej nieformalności prezentuje się najlepiej jako połączenie codziennych czynności z wygodnym strojem w charakterze prostej, naturalnej elegancji, a rower stanowi dla mnie „formalny” atrybut „nieformalnego” styl życia 🙂
https://postimg.org/image/pj9h2sb2d/
Oto moja interpretacja formalnej nieformalności:
https://drive.google.com/file/d/1pNU27jQKRzti-gdBdGxOPZeQQDTuTflsDA/view?usp=sharing
Granatową całość przełamałem drobnym mikrowzorem na koszuli, dwurzędową kamizelką i moim ulubionym krawatem w beagle ;).
https://postimg.org/image/kuss8s51x/
Moja interpretacja, wykonana w pośpiechu.
Drogi Dawidzie,
formalną nieformalność interpretuję niniejszym malarsko, nawiązując tym samym do wspomnianego przez Ciebie gwaszu.
Chyba nikt nie zaprzeczy, że formalna nieformalność to coś pomiędzy formalizmem a jego brakiem. Nieformalny strój to w tym okienku kalejdoskopu odpowiedzi konkursowych malarstwo „prymitywne”. Jest łatwe w osiągnięciu, najbardziej powszechne, daje nam poczucie, że potrafimy wykrzesać ze swojego pędzla dość, aby udowodnić umiejętność malowania czegokolwiek. Formalizm natomiast jest alegorią malarstwa akademickiego, gdzie osiągnięto najwyższy poziom perfekcjonizmu, jednakże pustką zionie pole dla widza. Jest doskonale – i tyle. Oko możemy cieszyć dłużej dopiero, gdy sięgniemy po perfekcję techniki akademików, jednocześnie puszczając cugle rumaka naszej wyobraźni. Pogalopujemy wtedy na nim w stroju nie tylko nie wywołującym zastrzeżeń, ale zostającym w pamięci na dłużej. A to dzięki temu, że ma w sobie wolność, poezję, zasady i perfekcję naraz.
Dla leniwych: nie osiągniemy pełni możliwości korzystając tylko z jednego źródła.
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam wszystkich alchemiko-artystów ubiorowych, w tym Ciebie, Szanowny Autorze.
PS Uffff, zdążyłem.
Dziękuję serdecznie za wyróżnienie! 🙂
Dawidzie, jak oceniasz wykonanie krwatów? Ja mam zielony knit właśnie od John Malker i mam wrażenie że jest mocno podatny na „zaciąganie” jedwabnych włókien. Miałeś podobny problem? Jak się z tym obchodzić? Będę wdzięczny za pomoc.
Knity same z siebie, ze względu na fakturę mają tendencję do zaciągania się. W przypadku moich krawatów nie zauważyłem niczego niepokojącego. Co do jakości materiału, węzła i odporności na zagniecenia mogę powiedzieć, że sprawują się nadspodziewanie dobrze 🙂
Czyli to jest generalna tendencja tego typu krawatów tak? Bo w moim egzemplarzu takie rzeczy dzieją się głównie podczas wiązania. Zastanawiam się czy nie zrobić wyjątku i nie zostawić po prostu tego krawata zawiązanego na stałe. A Ty Dawidzie w jaki sposób przechowujesz swoje krawaty? Albo czy masz jakieś „patenty” żeby unikać tego zaciągania włókien ogólnie podczas użytkowania?