Nigdy nie byłem w stanie wpasować się w sztywną ramę człowieka, który przez całe życie zajmowałby się tylko jedną dziedziną. Z realizacją owej filozofii nie musiałem czekać aż do rozpoczęcia zawodowego życia, gdyż natrafiłem na studia, które mi ją umożliwiły 🙂
Zanim jednak odnalazłem swoją drogę, musiałem zaliczyć nieco mniej udany akademicki epizod. Adaś Miauczyński, ikoniczna wręcz postać wykreowana przez Marka Koterskiego, a znana głównie z kultowego Dnia Świra, powiedział: “Co za ponury absurd… Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?”. Mimo że brzmi to brutalnie, w owej sentencji zawiera się ponura diagnoza większości życiowo-zawodowych niepowodzeń, charakterystycznych zwłaszcza dla młodych ludzi. Obecny system edukacji, mimo że teoretycznie, ale także w pewien sposób praktycznie, zapewnia dość szeroki poznawczy horyzont, poprzez dążenie do korporacyjnej wręcz standaryzacji nie daje tak naprawdę pełnej możliwości wyboru. Choć może się to wydawać śmieszne, pracownicy (czy to nauczyciele, czy tez pedagogowie, psychologowie, doradcy zawodowi etc.) powinni pomóc uczniom w zadaniu sobie arcykluczowego pytania, które pada w filmie Chłopaki nie płaczą: “Co lubię w życiu robić?”. Ale nie robią tego. Bo matury. Rankingi. I wszystkie inne statytsyczne aspekty, które skutecznie potrafią przykryć to, co w tym wszystkim jest najważniejsze – czyli człowieka.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że ja także w okresie licealnym byłem kretynem. Co prawda sumiennym, żądnym wiedzy, zaangażowanym w różnego rodzaju przedmiotowe olimpiady i konkursy, ale jednak kretynem. Dlaczego? Bo nie zadałem sobie właśnie wspomnianego powyżej pytania. Wszystkie moje aktywności były bezsprzecznie dobre i interesujące, ale nie miały waloru podporządkowania określonemu celowi, którego istnienie pozwoliłoby mi zaplanować mój dalszy rozwój. Jak tysiące innych młodych ludzi u progu pozornej dorosłości zostałem przemielony przez tryby społecznych oczekiwań, które są w stanie zaoferować jedynie pozornie bezpieczne schematy, tępiące wszelkie niestandardowe ambicje.
Zagubiony i przytłoczony ciężarem odpowiedzialności za moją przyszłość zdecydowałem sie na bezpieczny, maturalny pakiet humanisty, którego zdanie na odpowiednim poziomie dało mi wstęp na wszystkie niemalże humanistyczne kierunki, w tym niekwestionowanego króla w postaci prawa. Czytelnicy obecni na blogu od początków jego istnienia wiedzą, że jeszcze dwa lata temu, bardziej niż jako specjalistę z zakresu męskiej mody, widziałem siebie w roli dystyngowanego notariusza, którą to profesję uważałem za “najczystszą” z prawniczego spektrum. W pewnym momencie jednak, (a było to rok po powstaniu bloga, który w pierwotnym zalożeniu miał być formą eskapizmu od niezbyt porywającego przedmiotu studiów) znalazłem w sobie na tyle siły, by stwierdzić, że obrana przeze mnie droga nie jest tą właściwą. Co więcej bardzo mnie unieszczęśliwia, przez co nie jestem w stanie się dzięki niej realizować. Temat ów pojawił się już na blogu, zainteresowanych odsyłam do wpisu pt. Odważ się!
Po zakończeniu trudnej relacji z przepisami i wywodzonymi zeń normami stanąłem przed dylematem wyboru alternatywy. Nie chciałem uprzedzać “naturalnego” biegu wydarzeń i decydować się od razu na pełnoetatową pracę, która pochłaniałaby lwią część mojego czasu. Studia, oprócz aspektu dydaktycznego, mają także kilka innych ciekawych stron (choćby wszelkiego rodzaju zniżki, którymi nie może pogardzić osoba o dusigroszowym usposobieniu 😉 ), z których nie uśmiechało mi się rezygnować. Miałem także świadomość tego, że jeśli nie podejmę kolejnych studiów, to prawdopodobnie może się to skończyć całkowitą rezygnacją z wyższego wykształcenia – z czasem coraz ciężej jest wykrzesać z siebie pokłady energii, potrzebne do ścierania się ze specyfiką Uniwersytetu. Oprócz umiarkowanej presji ze strony mojej kochanej Babci (która przy każdej mojej wizycie w rodzinnym domu, przypomina mi o konieczności ukończenia studiów), istniał jeszcze jeden powód, dla którego potrzebny mi jest dyplom wyższej uczelni – odkąd pamiętam marzyła mi się praca w charakterze akademickiego dydaktyka.
Jako że chciałem, aby kolejne studia okazały się wreszcie tymi właściwymi, pozostały do końca semestru czas przeznaczyłem na bieganie od wydziału do wydziału i wizytowanie zajęć z różnych kierunków w charakterze wolnego słuchacza. Interdyscyplinarna forma, będąca blisko klasycznego rozumienia procesu studiowania i wymagająca dużej dozy samodyscypliny, bardzo mi się spodobała i niezmiernie ucieszyłem się, kiedy odkryłem, że dzięki Międzyobszarowym Indywidualnym Studiom Humanistycznym i Społecznym (Popularny MISH) mogę w taki sposób studiować. Elastyczna formuła studiowania, polegająca na możliwości wyboru zajęć, naukowemu zgłębianiu interesujących mnie dziedzin i dostosowania planu tak, by wystarczało czasu na bloga, pracę, grę w teatrze, prowadzenie szkoleń etc. sprawia, że moge realizować się na wielu polach, a wszystkie te aktywności przybliżają mnie do realizacji wspomnianego wyżej marzenia. Obecnie bowiem posiadanie doktoratu nie jest juz warunkiem sine qua non dla bycia akademickim nauczycielem. Na moim kierunku wiodącym, tj. komunikacji wizerunkowej spora część zajęć prowadzona jest przez tzw. współpracowników, czyli osoby nieposiadające naukowego stopnia doktora, jednakże będące specjalistami w swojej dziedzinie i z tego powodu cenne w procesie uniwersyteckiego nauczania. Już dawno przestałem dalekosiężnie planować, ale kto wie, jeśli wystarczy czasu i sił, to może pokuszę się o przebycie tradycyjnej akademickiej drogi i zrobię ten doktorat. Dobrze jest jednak wiedzieć, że zawsze istnieje opcja zapasowa 🙂
Kończąc wątek mojego spojrzenia na proces nauczania jak i historii mojego studiowania, pozwolę sobie przejść do samego zestawu, który w założeniu ma być twórczą interpretacją stereotypowego profesorskiego uniformu. Pracownicy wyższych uczelni, szczególnie Ci leciwi i oddani służbie humanistycznej prawdy, zazwyczaj przedstawiani są jako poczciwi idealiści, dla których tak przyziemne rzeczy jak ubiór nie mają najmniejszego znaczenia. Z tego powodu nie przykładają oni doń zbyt wielkiej wagi, decydując się na dość konserwatywne kroje oraz cięższe materiały, takie jak wełniane tweedy czy bawełniane sztruksy. Znakiem firmowym dla tej grupy jest połączenie brązowej marynarki i swetra, który najcześciej przyjmuje formę golfu i to właśnie owe połączenie postanowiłem wykorzystać. Personalne akcenty stanowią tutaj najbardziej dandysie z butów, czyli monki oraz wyzierający spod golfu kołnierzyk. Oprócz aspektu wizualnego ma on także uzasadnienie praktyczne – niestety ze względu na nadwrażliwość skóry nie toleruje ona długotrwałego kontaktu z wełną. Buforowa warstwa kołnierzykowej bawełny pozwala mi cieszyć się wszystkimi zaletami mojego antracytowego, ciepłego golfu, który przy tak wietrznej pogodzie jak dziś jest trudny do zastąpienia 🙂
Foto – Patrycja Madejczyk
Marynarka – Massimo Dutti
Golf – ZARA
Koszula – H&M (secondhand)
Kurtka – H&M
Okulary – bez metki
Wpinka – Bytom
Pasek – Massimo Dutti
Jeansy – H&M
Skarpety – H&M
Buty – Shoepassion
Znakomity wpis!
Widać w nim szczerość i satysfakcję z podjętych wyborów. Gratuluję i powodzenia.
A gdzie słynne sztruksowe spodnie? 😉
Wybacz Dandy, jakoś nie przekonuje mnie moda wyciągania kołnierzyka spod golfa – jak dla mnie to wygląda na niezamierzone niechlujstwo 🙂 Przywołuje jakies skojarzenia z koszulą z kołnierzykiem na stójce jak dla muszki , no właśnie…. Szkoda że tylko skojarzenia. Ale sam zestaw bardzo ładny. Jak również otoczenie które zrobiło lwią robotę. Okulary niesamowicie pozytywnie pasują tu do tematu. Aż się uśmiechnąłem.
Pozdrawiam
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak ciężka i wybrukowana trudami jest droga akademicka. Nie mówiąc o użeraniu się z wyścigiem szczurów na uczelni, począwszy od robienia doktoratu (na 99% za darmo – stypendia dostaje maleńki ułamek, u mnie na wydziale jest to około 5 doktorantów w ogóle), który jak mówisz – nie gwarantuje zatrudnienia na stanowisku asystenta. A nawet jeśli – zarobki asystenta po doktoracie, są co najmniej śmieszne, adiunkt – czyli osoba najczęściej po 30 – niewiele więcej. Czyli tak de facto do momentu uzyskania stopnia doktora habilitowanego (i około 4 lata po owej habilitacji – zatrudnienia na stanowisku profesora), zarabia się śmieszne pieniądze, a i te profesorskie – w osłupienie nie wprawiają. Nie mówiąc już o tym, że w żadnym wypadku nie odzwierciedlają trudu włożonego w prowadzone badania, zazwyczaj napisaniu kilku monografii czy kilkudziesięciu artykułów (o liczbie konferencji nawet nie wspomnę). Tak jak pisałeś – jest to zawód o najwyższym prestiżu społecznym (co wynikało z sondaży), dla ludzi ideowych – ale idei mimo wszystko nie włożysz do garnka. Dlatego nie trudno znaleźć ludzi z tytułem doktora, którzy mimo zatrudnienia na uczelni ubierają się gorzej niż studenci – mają inne priorytety. Za coś trzeba wyżyć, a i pasuje już pomyśleć o zakładaniu rodziny koło tej 30stki 😉
Hej a ja mam pytanie z innej beczki 🙂 czego używasz do układania włosów?
A mnie sie podoba takie kreatywne podejście. Ostatecznie każdy zwyczaj w modzie męskiej wziął się stąd, że jakiś nieszablonowy cwaniak zaczął interpretować po swojemu. Kto wie – może Dandy za parę lat zaprojektuje specjalny kołnierzyk do golfu? To by było niezłe, potrzeby tylko człowiek z wizją tego, co można zmienić w standardowych 😀
Witam,
Pomyślałem sobie, że warto byłoby się spotkać w celu nawiązania współpracy partnerskiej.Chciałbym Pana zaprosić na degustację win i dań z nowej karty menu Questa Restauracji w BW Plus Q Hotel we Wrocławiu w dniu 16.04 tj Czwartek,godzinie 18:00. Szczegóły na BW Plus Q Hotel i Questa Restauracja. Byłoby to fajną okazją do zaprezentowania na tę okazję outfit’u. Będzie obecny fotograf Piotr Kuna.Fajnie aby ludzie ubierali sie na specjalne okazje tak jak Ty ( Pan ) Pozdrawiam i czekam na kontakt, Robert Zieliński
Nikt w Polsce nie posiada tytułu naukowego doktora – zgadnij dlaczego?
Bo to stopień naukowy a nie tytuł.
Czym się różni doktor od doktorowego?
(w oryginale było czym się różni pani doktor od doktorowej)
Dałem się ponieść potocznemu rozumieniu tego terminu. Wyedytowane 🙂
Dzięki za czujność
Profesor Dandy znowu samo chwałka.
Po prostu wyższe niż polska średnia poczucie własnej wartości 😉
Tytulu profesora nie przyznaje sie za poczucie wlasnej wartosci tylko za lata bardzo ciezkiej pracy i ogromny talent. Wiecej pokory.
Biorąc pod uwagę fakt, że jestem aktywnym studentem mogę stwierdzić, że o ile jestem w stanie się zgodzić, że lata ciężkiej pracy są warunkiem sine qua non bycia profesorem, o tyle z talentem bywa różnie. Tytułem wpisu, bardziej niż konkretną naukową godność, chciałem podkreślić swoje naukowe podejście do mody.
Pozdrawiam 🙂
Ciekawie, ciekawie…. 🙂
Rzadko kiedy spotyka się kogoś tak bardzo utalentowanego 🙂 Naprawdę, rzadko kto ma taki talent do pisania jak Ty, a wiem co mowie, ponieważ dane mi było czytac naprawdę dużą ilosc roznego rodzaju blogow o roznej tematyce. Twoj jest naprawdę wyjątkowy w tym calym gąszczu 🙂 Polecam go szczerze kazdemu, kto szuka czegoś do czytania w sieci.
Nie myślałeś, żeby zrobić kilka kg na siłowni? Myślę, że wszystko wyglądałoby o wiele lepiej. Aczkolwiek teraz też nie jest źlex)
Czesc 🙂 Uwielbiam wrecz czytac Twojego bloga, naprawdę jest swietny, znajduje tu wiele inspiracji oraz ciekawych rozwazan, do których (tych w komentarzach), właśnie osobiscie zamierzam dolaczyc 🙂 Mam nadzieje, ze go nie zmarnujesz i dalej będziesz pisac na blogu, a moge się zalozyc, ze w koncu ktos Cię zauwazy i Twoj blog okryje się duza slawa 🙂 Nalezy Ci się to jak malo ktoremu blogerowi 🙂 Mam tez wrazenie, ze stanie się to o wiele szybciej niż myslisz, hehe 🙂 Pozdrawiam i trzymam kciuki 🙂
Witaj. Dawno nie czytałem tak dobrego tekstu w sieci 🙂 Naprawdę. Warto tutaj zaglądać, bo widzę, że Twoje teksty trzymaja naprawdę wysoki poziom. A to jest rzadko spotykane 🙂 Piszesz gdzies więcej? Chetnie przeczytałbym jeszcze więcej Twoich tekstow, jeśli jest tylko taka mozliwosc 🙂 Proszę o odpowiedz. Pozdrawiam 🙂
Czołem Marku!
Bardzo serdecznie dziękuję za tyle miłych słów! Na ten moment moją jedyną platfromą pisarską jest blog, ale kto wie, może w przyszłości będę się udzielał także na innych. Na ten moment planuję zwiększenie blogowej aktywności, więc może uda się zwiększyć częstotliwość ukazywania się wpisów 🙂
Pozdrawiam 🙂
Przez przypadek trafiłem dziś na Twoją stronę. Zainteresowało mnie kilka wpisów. Nie spodziewałem się, że trafię na mishowca (czy jak wolą niektórzy – misia ;)). Podzielam Twoje zdanie na temat tego trybu studiowania. Kto raz został mishowcem, ten już na “normalnych” studia zawsze będzie się dusić 😉