Na bezrybiu i rak…

W przypadku każdej wyprzedaży na przestrzeni ostatnich dwóch lat standardem stało się, że mojej garderobie przybywało dwie marynarki. W tym sezonie o mały włos nie sprawiłbym sobie ani jednej. 

GW3-16

Często powtarzam, że budowanie dobrze prosperującej męskiej garderoby powinno przypominać raczej maraton a nie sprint. Wydaje mi się, że powoli dobiegam do tego momentu, w którym nie ma się ochoty na nagłe podbijanie tempa. Staram się starannie selekcjonować dostępne opcje ubiorowe i coraz rzadziej zdarza mi się dokonywać zakupów w stylu “wezmę, bo tanie” (No chyba, że są to krawaty, ale je oprócz noszenia także kolekcjonuję. A kolekcje mają to do siebie, że nie muszą spełniać żadnych innych wymogów jak tylko cieszenie kolekcjonera 😉 ). Moje preferencje coraz bardziej także się krystalizują, efektem czego z miejsca odrzucam większość sezonowych rozwiązań, których obecne kolekcje są wypełnione aż po brzegi. W przypadku sezonu AW 2014 razem z Maciejem stwierdziliśmy, że w asortymencie naszego renomowego salonu znaleźć można wiele ciekawych na pierwszy rzut oka egzemplarzy, które  wiele tracą jednak przy dłuższej analizie przydatności. Bo co z tego, że bardzo podobał mi się i całkiem nieźle na mnie leżał zapinany na rząd guzików, dwustronny bezrękawnik, kiedy z jednej strony był bazowo granatowy, a z drugiej – wściekle pomarańczowy, a ten kolor nie jest mocno reprezentowany w mojej garderobie. Przykłady można by mnożyć, ale wszystkie potwierdzają jedno – nadal dość trudno jest znaleźć klasyczne, pozbawione nadmiernej inwencji projektanta fasony, a kiedy, ze względu na swoja sylwetkę, ma się jeszcze bardziej ograniczone pole manewru, cała operacja staje się jeszcze trudniejsza.

GW3-18

Prezentowana dziś na zdjęciach marynarki nie mieliśmy w regularnej ofercie, przyjechała do nas w jednym z wyprzedażowych transferów i wśród trzech modeli akurat trafił się mój rozmiar. Po długim namyśle (który to ma miejsce zawsze wtedy, gdy kwota przewyższa pułap stu złotych) postanowiłem dokonać jej zakupu pomimo dwóch problematycznych kwestii: primo marynarka wyposażona została w dwie cięte kieszenie z patkami i jedynie nakładaną brustaszę, podczas gdy do tej pory wszystkie moje marynarki sportowe miały nakładane kieszenie. Secundo model ten, nieco na angielską modłę, jest odrobinę dłuższy od dotychczas posiadanych przeze mnie egzemplarzy.  Tertio podczas pierwszych przymiarek rękawy okazały się być przydługie, a ja nie miewam w zwyczaju odwiedzać krawca z rzeczami, za które płacę nieco więcej niż równowartość butelki dobrego piwa. Możecie sobie tylko wyobrazić jakiego rozgoryczenia musiałem doświadczyć, że moja dandysia natura detalisty pozwoliła mi na tak daleko idące odstępstwa od sztywnych do tej pory reguł 🙂

2

Co skłoniło mnie do dania jej szansy? Pierwszym aspektem był jej kolor, oscylujący między brązem a intensywnym bordo. Wystarczy przejrzeć blogowe archiwum by zorientować się, że najczęściej prezentowanym na stronie elementem jest moja zakupiona niespełna dwa lata temu bawełniana brązowa marynarka. Stwierdziłem, że jeśli nadal będę ją tak mocno eksploatował, to nie posłuży mi zbyt długo. Prezentowany na zdjęciach egzemplarz z powodzeniem wpisuje się w większość zestawów, w których pierwsze skrzypce grał wspomniany wcześniej model. Moje zamiłowanie do brązu zdaje się nie być jednostronnym, gdyż nie raz nie dwa otrzymywałem informację, że kolor ten dobrze współgra z moją karnacją. W końcu trzecim pozytywnym aspektem okazała się być tkanina, wykonana z połączenia wełny i jedwabiu, w stylu bottonato (z ang. speckled) czyli wyposażona w delikatnie kontrastujące przetknięcia, nadające fakturę podobną do donegal tweedu. Nie miałem do tej pory niebawełnianej, sportowej marynarki, a biorąc pod uwagę niezwykłą trójwymiarowośc i teksturalną głębię użytego materiału zdawała się ona dobrze wpisywać w tak lubianą przeze mnie konwencję smart-casualowego balansowania na granicy formalności.

Po kilku założeniach okazało się, że najpoważniejszy zarzut, tj konieczność doinwestowania doń u krawca odpadł, gdyż podczas użytkowania materiał delikatnie podciągnął się w miejscu łokciowego zgięcia, skracając tym samy długość rękawów. Przed skierowaniem swych kroków do zakładu, warto zatem sprawdzić jak tkanina sprawdza się w codziennym boju – po dokonaniu krawieckiej interwencji na ewentualne odwrócenie efektu może być już po prostu za późno.

3

Dalibyście wiarę, że te wiśniowe skórzane brogsy kosztowały jedynie 40zł? Ja też bym nie dał, gdybym ich sam nie kupował 😉

5

Foto: Maciej Gajdur/Wro Street Fashion

Marynarka – Massimo Dutti
Koszula – Zara (secondhand)
Krawat – bez metki (secondhand)
Poszetka – Shibumi
Wpinka – Bytom
Sweter – Cedarwood State (secondhand)
Spodnie – H&M
Buty – F&F

Post Scriptum – Blog Roku

Podziękowanie

Musze wam przyznać, że do tegorocznej edycji konkursu Blog Roku stawałem z drżącym sercem. W ubiegłym roku nie byłem w stanie zebrać nawet pięciu głosów, w obecnym zaś szybko okazało się, że przyjdzie mi walczyć o miejsce w finale. Dlaczego? Bo przez ten rok zdecydowaliście się wyjść poza ramy li tylko czytelnictwa i stać się moimi przyjaciółmi. Takimi, którzy nagradzają za dobre, a za złe potrafią surowo skarcić. Takimi, których obecność stale się czuje i która to daje siłę do dalszego działania mimo chwilowych kryzysów. Takimi, dla których warto jest cały czas walczyć ze sobą, swoim lenistwem i brakiem wiary. Takimi, o których nawet mi się ni śniło, kiedy prawie trzy lata temu zaczynałem blogowanie.

Dziś, kiedy kurz po ostatecznej batalii powoli zaczyna opadać, pragnę najpiękniej jak potrafię wam dzisiaj podziękować. Nie tylko za 262 udokumentowane dowody wsparcia i uznania dla mojej pracy, ale także za te wszystkie inne rzeczy, które pomogły ten wynik osiągnąć. To tylko dzięki waszemu tytanicznemu wysiłkowi udało się zająć szóste miejsce i tym samym zagwarantować sobie miejsce w finale konkursu Blog Roku. Wiedziałem to już wcześniej, ale dziś mam pełne podstawy by to otwarcie powiedzieć: Jesteście społecznością na szóstkę, przez 365 dni w roku! To piękny dzień, cieszmy się nim razem, bo ten sukces, jak mówi przysłowie, ma dosłownie wielu ojców – każdego z was z osobna 🙂

Miałem wrzucić zdjęcie nakrętki od Tymbarka, który wczoraj kupiłem przed rozpoczęciem popołudniowej zmiany (12.00, czyli koniec głosowania sms), ale właśnie padł mi telefon. Pozostaje mi jedynie napisać (a wam wierzyć mi na słowo 😉 ), że pod nią znalazłem napis: “Nic nas nie powstrzyma”. I oby tak było do samego końca, jakim będzie uroczysta gala na początku marca 😀

Pozdrawiam was gorąco,

Dawid