Jak znaleźć pomysł, czyli grudniowa prezentologia (Konkurs + Rozstrzygnięcie)

Parafrazując cytat z kultowego Forresta Gumpa można powiedzieć, że z prezentami jest trochę tak, jak z pudełkiem czekoladek – nigdy nie wiesz, czy trafisz 😉

Nie znam osoby, która choć raz w życiu nie sprawiłaby jednej z bliskich sobie osób nietrafionego prezentu. Skłamałbym, gdybym powiedział, że istnieją sposoby na całkowite zneutralizowanie ryzyka związanego z ich kupowaniem. Nie skłamię jednak, gdy powiem, że istnieją takie, które pozwalają znacznie zminimalizować wspomniane ryzyko. Co więcej, nie mam zamiaru zachowywać tej wiedzy jedynie dla siebie. Razem z partnerem tego wpisu, sklepem internetowym Merlin.pl, zapraszam was do zapoznania się z moimi wskazówkami dotyczącymi świątecznej, i nie tylko, prezentologii 🙂

1. Zbadanie potrzeb + aktywne słuchanie

W branży kreatywnej pierwszą i najważniejszą sprawą w kontekście realizacji zleceń jest dokonanie tzw briefiengu, tj rozmowy, której celem jest jak najbardziej dogłębne zbadanie potrzeb klienta (tzw. insight), by na ich podstawie móc zaproponować mu najlepsze rozwiązanie. Jak ma się to do tematu kupowania prezentów? W jednym i w drugim przypadku kluczowy charakter ma rozmowa, która pozwala zredukować niepewność i nakierować nas na właściwe tory. Warto pokierować się zasadą, że po to natura obdarzyła nas para uszu i jednymi ustami, by dwa razy więcej słuchać, a mniej mówić. Jeśli bliska nam osoba chciałaby dostać coś konkretnego, to najprawdopodobniej w mniej lub bardziej zawoalowanej  formie będzie się starała nam to zakomunikować (Np. “Dobrze by było mieć X…”) W kwestii samego mówienia nie chodzi mi tutaj oczywiście o zapytanie wprost (bo to zabiłoby istotę prezentu), ale o subtelną komunikację, prowokującą bliską osobę do wysyłania tych z pozoru nic nie znaczących, drobnych sygnałów, które pomogą nam osiągnąć prezentowy sukces.

2. Wspólny wypad zakupowy

Z badań wynika, że lwia część sygnałów komunikacyjnych (od 60 do 90%) ma charakter niewerbalny. Z tego powodu wspomniana w punkcie pierwszym metoda może zostać wsparta działaniami terenowymi, konkretniej wspólnym wypadem zakupowym. Pochylanie się nad konkretnymi produktami, zatrzymywanie się przed określonymi witrynami sklepów czy chęć przymierzenia czegoś może stanowić wyraźną wskazówkę, jakie opcje powinniśmy brać pod uwagę. Jeśli dany produkt przypadnie bliskiej nam osobie do gustu, a potem znajdzie go ona w prezentowym pudełku, to gwarantuję, że radość  z takiego upominku będzie podwójna. Oprócz tego, że prezent sam w sobie będzie udany, zyskujemy także coś więcej – pokazujemy, że jesteśmy wyczuleni na potrzeby drugiej osoby, znamy je i potrafimy zaspokajać. A to jest nie do przecenienia, zwłaszcza, kiedy obdarowujemy nasze kochane Panie 🙂

  1. Analiza stanu posiadania

Część potrzeb bywa nieuświadomiona, dlatego nie jesteśmy w stanie o nich pomyśleć, a co dopiero powiedzieć, dopóki nie zostaną one zaspokojone. Warto zadać sobie odrobinę trudu na analizę tego, co nasz bliski już ma, by znaleźć ewentualne luki, w które możemy się wpasować. Przykładowo pan noszący kilkudniowy zarost może używać do jego stylizacji zwykłej maszynki do strzyżenia bądź nożyczek, albo też pozbywać się zarostu całkowicie, gdy stanie się zbyt obfity, by potem znowu przez kilka dni go zapuszczać. W takim przypadku sprawienie panu trymera znacząco ułatwi mu jego codzienną toaletę, dając dodatkowo większą kontrolę nad swoim wyglądem. Działa tu mechanizm oswajania innowacji – jesteśmy w stanie docenić ją dopiero wtedy, gdy jesteśmy w stanie zauważyć jej korzyści. Gdyby spytać takiego pana, czy potrzebny jest mu trymer, prawdopodobnie stwierdziłby, że nie. Kiedy jednak pozna jego możliwości, raczej nie wróci do podanych powyżej półśrodków 🙂

4. Zapytanie znajomych

Kiedy wszystkie inne sposoby zawiodą i kompletnie nie mamy pomysłu na prezent, warto zasięgnąć rady u najbliższych znajomych naszego potencjalnego obdarowanego. W wielu przypadkach będą oni w stanie powiedzieć nam bardzo dokładnie czego oczekuje od nas nasz partner bądź partnerka. Komunikacja w relacjach “związkowych” oparta jest najczęściej na niedosłowności i subtelności, podczas gdy relacje przyjacielskie cechuje dosłowność i otwartość. Jeśli twoja partnerka nie mówi ci czego od ciebie oczekuje, najlepiej zwróć się do jej przyjaciółki 😉

Konkurs

Wspólnie z partnerem obecnego poradnika, sklepem internetowym Merlin.pl chcielibyśmy zachęcić was do podzielenia się swoimi najciekawszymi prezentowymi historiami, obejmującymi zarówno spektakularne sukcesy jak i totalne wpadki. Na wasze zgłoszenia czekam do 10. grudnia do godziny 23.59. Autorów pięciu najciekawszych komentarzy uhonoruję bonami o wartości 100 zł do realizacji w sklepie internetowym partnera wpisu.  Uczestników serdecznie proszę o wypełnienie w formularzu komentarzy także pola e-mail – będzie on widoczny tylko dla mnie i ułatwi późniejszy kontakt ze zwycięzcami.

Kolaz

Zapraszam również do odwiedzenia specjalnie przygotowanego z okazji nadchodzących Mikołajek i Świąt Bożego Narodzenia działu “Prezenty” na Merlin.pl. Co tam znajdziecie? Praktyczną wyszukiwarkę z 30. kategoriami inspiracji prezentowych podzielonych według klucza demograficznego (jak np. dziewczynka, mama, dziadek etc.), ale również według zainteresowań, pasji czy stylu życia (Dla smakosza, Dla gracza, Dla sportowca, Dla podróżnika, Star Wars, James Bond, Big Bang Theory etc.). Wam pozostanie jedynie wybór opcji najbardziej odpowiedniej w kontekście konkretnej, bliskiej wam osoby. Tak bowiem warto podchodzić do tematu szukania prezentów – wychodząc od ogólnych pomysłów, ostatecznie maksymalnie je personalizować, by zaspokoić indywidualne potrzeby obdarowywanego 🙂

Powodzenia!

Aktualizacja (17 grudnia 2014)

Na początku chciałem Wam bardzo serdecznie podziękować odwagę podzielenia się swoimi prezentowymi perypetiami! Wiedziałem, że formuła konkursu jest wymagająca, ale jak zwykle nie zawiedliście mnie, efektem czego stanąłem przed dylematem wyboru pięciu najciekawszych historii spośród prawie trzydziestu zgłoszeń, które spływały aż do ostatnich minut trwania konkursu. Po długim namyśle podjąłem decyzję, że bony o wartości 100 zł do realizacji na Merlin.pl przypadną w udziale autorom pięciu zamieszczonych poniżej z krótkim uzasadnieniem komentarzy (kolejność chronologiczna):

greg (4 grudnia 2014 o 20:16 )

“Odkąd pamiętam w moim domu w rodzinny gronie krążyła historia opowiadana przez mojego tatę, o lekturze której nie przeczytał przez co miał nie lada problemy z języka polskiego. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie tytuł owej książki „Historia kołka w płocie” uważałem, że jak zwykle nabija mnie w butelkę bo kto napisałby książkę o takim tytule. Przypadkiem po dobrych kilkunastu latach rozmawiając z pewna panią, ponieważ nigdy nie dociekałem czy taka książka istnieje, dowiedziałem się że taka książka Historia kołka w płocie została napisana przez Józefa Ignacego Kraszewskiego.
Nie zastanawiając się długo znalazłem ową książkę na portalu aukcyjnym w wydaniu z 1949 roku. Prezent jednym słowem petarda!!! Mina taty bezcenna :)
Książka została po wielu latach przeczytana :) jedyny minus że Historia kołka w płocie się zakończyła. Pozdrawiam.”

Historia – jak sam prezent – petarda! Uważam, że takie prezenty, nadrabiające utracony w przeszłości czas, są jednymi z najlepszych, jakie można sprawić bliskiej osobie. Serdeczne pozdrowienia dla Taty 🙂

Pola (4 grudnia 2014 o 21:10) 

“„Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby” – nie, aż tak źle nie było. Ogromny, groźny gad nie wyskoczył z prezentu, jednak… ahh porażka była na podobną skalę.
Bo gdy mężczyzna na pomysły wpada niesłuchane, przed oczami mam już swą zdumioną mamę.
Kiedy rocznica ślubu się zbliżała, moja rodzicielka wręcz na uszach stawała.
Zegarki, jubilerzy i grawery ckliwe, a do tego słówka pieszczotliwe.
20 lat razem – jak pięknie brzmią te słowa, a więc z dwóch stron niespodzianka nie od dziś gotowa.
Mama kolację wystawną przygotowała i męża przyjazdu z wojaży się spodziewała.
A ten niczym rycerz w srebrnej zbroi się pojawił i swej lubej wymarzony prezent sprawił.
Krokodyl to nie był – o tym Wam wspomniałam, jednak jak to zobaczyłam o mało zawału nie dostałam .
Duży, zielony prezent tajemniczy i widać, że na łatwiznę nie poszedł do winnicy.
Jednak gdy prawda mym oczom się ukazała, myślałam, że mama będzie płakała.
Tatuś w swej pomysłowości wszelkie rekordy pobił, gdyż do naszej rodziny NAMIOT przysposobił.
Ogromny, porządny, z sypialniami trzema, nikt w okolicy przecież takiego nie ma.
Tylko, że nikt z nas w dzikie tereny nie podróżuje, ani na górskich stokach nie króluje.
I sami wiecie, co biedna mamusia sobie pomyślała, gdy coś takiego od męża dostała.
Ale 20 lat razem swoje zrobiło i chyba nawet jej serca nie zraniło.
I cóż miała zrobić, jak nie podziękować i swój wyszukany prezent też podarować.
Tatuś, jak to samiec rasowy, nie wie, że popełnił błąd przykładowy.
Mamusia później już się śmiała i śmiejąc przez łzy do namiotu wyprowadzała.
Ale kończąc ten mój poemat drogi czytelniku – wiedz, że pomysłów na prezent może być bez liku.
A więc prezentowa wpadka już jako anegdotka jest znana, jednak w rodzinie wciąż powtarzana.
I niech ta historia w świecie się szerzy, bo musicie widzieć panowie, że Waszym damom coś więcej niż namiot się należy!”

Na uwagę zasługuje nie tylko forma, ale także reakcja obdarowanej na dość nietrafiony prezent. Męska duma jest jedną najdelikatniejszych rzeczy na świecie, a w tym przypadku udało się utrzymać fason na tyle, że nie została ona zraniona 🙂

Przemek (10 grudnia 2014 o 23:40)

“Moja historia prezentowa jest raczej gorzka, ale mimo to zdecydowałem się nią z Wami podzielić. W końcu minęło już wystarczająco dużo czasu by i mnie wydawała się ona w jakimś pokręconym sensie zabawna. Byliśmy razem już ponad dwa lata, z czego większość w związku na odległość. Ona studiowała w Polsce, ja na University of Oxford. Wiele by można napisać o tej wspaniałej uczelni, ale nie to jest sensem tego wpisu. Zatem do rzeczy. Widywaliście się wcale nie tak rzadko, bo rok akademicki na mojej alma mater składa się z 3 trymestrów po 8 tygodni – pozostały czas mogłem spędzać w Polsce. Jedną z niezliczonych tradycji na Oxfordzie są letnie bale – każdy z college’y ma swój. Są to całonocne imprezy wypełnione wieloma atrakcjami – muzyką, pokazami cyrkowymi, sztuczkami magicznymi oraz oczywiście przepysznym jedzeniem i niekończącymi się strumieniami najlepszych alkoholi. Wiele lat temu na balu Magdalen College wystąpili nawet The Rolling Stones! (Oczywiście, before they were cool ;) ). Bale są bardzo tradycyjne, gości obowiązuje strój formalny – black tie. Dla fanatyka męskiej jakim jestem, to tylko dodatkowa atrakcja. Ponadto raz na jakiś czas zdarzają się bale szczególne, tzw Commemoration Ball. Upamiętniają one zwykle okrągłą rocznicę założenia college’u, są jeszcze bardziej wystawne a obowiązującym strojem jest white tie. Ceny biletów potrafią nadszarpnąć budżet nawet snobistycznych studentów Oxfordu, ale zdecydowanie warto. Zaproszenie na taki bal, upamiętniający 750-lecie mojego college’u był właśnie prezentem dla mojej ówczesnej dziewczyny. Oczywiści bilety na takie wydarzenie wyprzedają się na pniu na wiele miesięcy przed. Przez ten czasu nasz związek niestety nie kwitł, więc gdy naszedł wielki dzień, K. przyjechała do Oxfordu na coś, co miało być najpiękniejszym balem naszego życia, a skończyło się na zerwaniu następnego dnia po całonocnej zabawie. Jak widać prezent nie okazał się być trafionym, a mi nawet white tie nie pomógł jej zatrzymać. C’est la vie ;)

Historia rzeczywiście gorzka i z modowym akcentem. Nagroda zatem o podwójnym charakterze – za odwagę i na osłodę 🙂

mariuszz (10 grudnia 2014 o 23:45)

“moja historia jest specyficzna bo doskonale wiedziałem o czym marzy osoba dla której szukałem prezentu. Mowa tu o mojej dziewczynie, która od dawna marzy o małym piesku. Niestety nasz tryb życia nie pozwala na to aby posiadać psa- częste wyjazdy, zmiany miejsc zamieszkania i inne. Wpadłem więc jak się później okazało na najgłupszy z możliwych pomysłów. Postanowiłem, że kupie jej pieska… ale pluszowego :) Stwierdziłem, że będzie to śmieszna odskocznia od banalnych i nudnych skarpet i pieżam. Nadszedł czas wigilii i wręczania prezentów. Moja wybranka dostając pluszowego pieska na początku była zmieszana, co później przeistoczyło się w wściekłą złość i kłótnie. Pokłóciliśmy się do tego stopnia, że nie odzywaliśmy się do siebie przez długi czas i wtedy wpadłem na genialny pomysł aby przyjść do niej z przeprosinami i prawdziwym maluchem na rękach z czerwoną kokardką:) Jak nie trudno się domyślić długo przepraszać nie musiałem. Przebaczenie dostałem z automatu i szybko zszedłem na drugi plan, plasując się wiadomo za kim.
Prezent okazał się wyjątkowy nie tylko dla ukochanej ale również ja dziś nie wyobrażam sobie życia bez naszego malucha :)

pozdrawiam,
Mariusz”

Świetny przykład na to, że w pewnych sytuacjach po prostu nie wypada żartować, bo może to przynieść nieoczekiwane skutki (wszystkie czytelniczki w tym momencie pukają się w czoło, bo przecież tylko facet mógłby nie przewidzieć reakcji 🙂 ).

Radoslaw (10 grudnia 2014 o 23:47) 

“Nominacje do dandy-nagradzanych-historii pozwolę sobie podzielić na trzy kategorie: największe zaskoczenie, największe rozgoryczenie i największy ból głowy dla rodziców.
Zaczynamy od bólu głowy. Wigilia tuż przed przełomem wieków, dookoła galopująca technologia, prawo Moore’a cały czas działa a mnie, krnąbrnego mieszczucha rodzice wychowują na technologicznego ascetę. Mniej więcej taki obrazek w głowie musiał mieć mój brat (cioteczny, kuzyn jak kto woli), decydując się na prezent dla mnie. W rzeczoną wigilię zjawił się z wizytą, no i prezentem oczywiście. Otwieram – konsola. Często z nim grałem, sam był posiadaczem i nie powiem, ciągnęło wilka do lasu. To był „tylko” kultowy już w tamtych czasach pegasus, a raczej jedna z jego wersji ;) dostępna wszędzie, ale ilość rozrywki i serwisowej praktyki którą z niego wyciągnąłem pozostaje do dzisiaj niemierzalna. Tak samo jak ból głowy rodziców i szerokość szelmowskiego uśmiechu brata.
A teraz nominacja w dwóch kategoriach: największe rozgoryczenie i największe zaskoczenie. Jednocześnie.
Aktorzy: ja. Reżyseria: mama.
Tradycyjna wigilia kilka lat temu, nie będę się rozpisywał na temat tła. Przejdźmy do prezentów. Dostaję ozdobną torebkę z karteczką z moim imieniem, szybki nur do środka, chwytam za pierwszy fant iiiiii… kosmetyczka. Podróżna. Cholera, fajnie, przyda się. Praktycznie przyda się, a nie „przydasię”. Ale zaraz zaraz… przyglądam się dokładnie. Przecież taką już mam… Jezu, nawet pamiętam w jaki sposób stałem się jej posiadaczem. To była wigilia rok wcześniej. To był prezent. Od mamy…
Na szczęście szczęka nie opadła mi konkretnie, rodzicielka uratowała sprawę flakonem Lacoste Sport obok w torbie. Kiedyś nosiłem się na sportowo, strzał w 10.”

Rebeliancka postawa brata jest mi bardzo bliska, bo podobne przeboje miałem ze swoim zamiłowaniem do ubrań. Co do drugiej sytuacji, to kto wie, może mama była tak zadowolona ze zrobionego wcześniej prezentu, że postanowiła zminimalizować ryzyko nietrafienia? 🙂

Gratuluję zwycięzcom i zapraszam do odwiedzenia waszych skrzynek mailowych, na których czekają na was kody wraz z instrukcją realizacji 🙂 Wszystkim uczestnikom dziękuję raz jeszcze za konkursowe zgłoszenia i zapraszam do udziału w kolejnych zmaganiach, które będę miał przyjemność dla Was w przyszłości organizować 🙂