Gołąb w garści

W kontekście lekkich przeróbek krawieckich na blogu zawsze swoje pięć minut miała moja niezastąpiona Dandy Mama. Dziś nadszedł czas by wyrównać proporcje i skreślić parę słów na temat jej drugiej połowy – bo, z punktu czysto biologicznego, jak i tego zupełnie nie, bez Niego nie miałbym okazji dzisiaj tu do was pisać 😉

dt1

dt3

Często się zdarza, że pasje się “dziedziczy” – to z tego powodu m.in. synowie sportowców często także wylewają siódme poty  na treningach i zawodach a potomkowie prawników i lekarzy wybierają takie same studia. Jestem jednym z tych szczęśliwców, którym dane było stać się synem człowieka z autentyczną, choć nieco nietypową, pasją. O co chodzi? O gołębie. Ale nie jakieś tam zwykłe, pospolite gołębie, których pełno na rynkach każdego z wielkich polskich miast. Chodzi o hodowane do celów wystawowych gołębie ozdobne, którymi Dandy Tata zajmuje się odkąd tylko jestem w stanie sięgnąć pamięcią. Mimo tego, że co roku składa płomienne deklaracje co do całkowitej likwidacji gołębnika, z owych deklaracji nie wynika nic konkretnego, ba, w ostatnich latach zakupił nawet stary kolejowy barak, który przekształcił w wolnostojący gołębnik, w którym kingi, rysie polskie i strassery mają odpowiednio dużą ilość przestrzeni by móc wieść sobie spokojne życie ozdobnego gołębia. Choć sam się pewnie do tego nie przyzna, prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie z nich całkowicie zrezygnować. I dobrze, bo są one znakomitą formą eskapizmu od trudnego dnia w pracy, złej pogody czy samopoczucia – pasją w najczystszej postaci 🙂

dt4

Sam także, oczywiście dzięki Tacie, bardzo wcześnie złapałem gołębiowego bakcyla. Zaczęło się niewinnie od przeglądania pięknie ilustrowanych katalogów z przeróżnymi rasami gołębi, które to mój rodziciel przywoził z różnego rodzaju wystaw. Te wykonane ołówkiem ilustracje podobały mi się tak bardzo, że prosiłem moich rodziców o ich kserowanie; potem wycinałem je, ustawiałem w rządkach i aranżowałem domowe wystawy. Gdy nieco podrosłem, sam mogłem już uczestniczyć w prawdziwych wystawach, które odbywały się w Hali Stulecia (kiedy jeszcze reliktowo nazywała się “Ludową” ;)). Zamiast jednak biegać pod klatkami jak moi rówieśnicy – latorośle innych hodowców, wolałem przyglądać się każdemu, pojedynczemu ptakowi. Wystawy stanowiły, oprócz gwiazdki i oczywiście urodzin, żelazne punkty w moim dziecięcym kalendarzu. Punkty, na które się czekało, intensywnie przeżywało, a potem czekało na kolejne.

dt13

dta

dt8

Mimo tego, że w miarę upływu lat moje zainteresowanie gołębiami słabło, ustępując pola innym, m.in. modzie, jestem niezmiernie wdzięczny mojemu Tacie, że w młodym wieku zaszczepił we mnie coś, czym sam z przejęciem się zajmował. Dlaczego? Bo gdybym jako dzieciak czymś się nie fascynował, prawdopodobnie nie znalazłbym w sobie siły, by z uporem zawalczyć o swoją świadomie już wybraną pasję u progu dorosłości. Za każdym razem kiedy zakładam tę koszulkę myślę ciepło o moim Tacie, dzięki któremu mogę teraz czuć, że znajduję się we właściwym miejscu i właściwym czasie 🙂

dt2

dt11

Foto – Patrycja Madejczyk

Kurtka – Pull&Bear
Koszulka – Topman (secondhand)
Bransoletka – Trashness
Portfel – Bukszpan Ideas Box
Okulary – Aldo
Spodnie – H&M
Skarpety – Calzedonia
Buty – Reebok