Błękitna Laguna.

Ostatnimi czasy na blogu pojawiało się dużo stonowanych, utrzymanych w zachowawczej kolorystyce zestawów. Można by się spodziewać, że dziś będzie tak samo. Ale nie tym razem 😉

Cytowany przeze mnie wielokroć prekursor dandyzmu, czyli Beau Brummel zwykł mawiać, że jeśli ludzie na ulicy z powodu twojego ubioru oglądają się za tobą, to jest to znak, że nie jesteś dobrze ubrany. Połaczenie błękitu, beżu i koralu nie jest często spotykanym w ogóle, a ze świecą można by takiego szukać w wydaniu smart-casualowym. Na tle i tak dość niepowściągliwej  w kwestiach kolorystyki wrocławskiej ulicy takie zestawienie musi krzyczeć i jako takie na pewno budzi skrajne emocje.

Ostatnio napisali do mnie Instagramers Wrocław z propozycją opublikowania w ramach ich akcji promocyjnej wrocławskich blogerów informacji o mojej działalności na ich kontach na Facebooku i oczywiście Instagramie. Jestem chyba jedynym blogerem, który nie posiada telefonu z dostępem do internetu, a także, co jest tego faktu logiczną konsekwencją, konta na Instagramie. Na moje pytanie, czy jako taki instagramowy outsider nadal jestem dla nich interesujący w kontekście ich cyklu, odpowiedzieli, że nie muszę mieć tego konta, bo przecież jestem Dandy. Pomyślałem sobie, parafrazując refren popularnej ostatnio piosenki, że kto, jeśli nie ja, ma tworzyć odważne, niebanalne stylizacje?

Biorąc przykład z jednego z najbardziej znienawidzonych przeze mnie bohaterów pogrzebanej nie tak dawno wieczorynki, tj Misia Paddingtona, jak pomyślałem, tak i zrobiłem. Wybitnie pomogła mi w tym błękitna marynarka, siostra prezentowanej już na blogu brązowej, którą także zakupiłem w Massimo Dutti podczas zimowych wyprzedaży. Kiedy decyduję się wydać  na jakiś ciuch zawrotną kwotę przekraczającą magiczną barierę stu złotych muszę mieć pewność, że nie wydam na nią ani złotówki więcej. Nie wiem skąd to się bierze, ale pomimo tego, że w koszule czy swetry z oferty wielu sklepów w rozmiarze s leżą na mnie bardzo dobrze, o tyle odpowiednie dla tego rozmiaru marynarki w dziewięćdziesięciu procentach przypadków mają za długie rękawy. Bardzo często także producenci mocują ich mankietowe guziki na tyle blisko krawędzi, że skracanie ich dołem mija się z celem, gdyż totalnie zaburzyłoby to proporcje całości. Skócenie rękawu od kuli zaś jest dla krawca pracą żmudną i czasochłonną, a co za tym idzie “kasochłonną”. Z tego powodu spektrum wyprzedażowych zakupów mam ograniczone, na szczęście jednak modele nie są szyte jak od jednej sztancy i także taki krótkoręki ja mogę znaleźć egzemplarze dla siebie.

Co bardziej dociekliwi wyprzedażowi łowcy mogliby mi zarzucić, że marynarka ma nieciekawy skład, bo producent zdecydował się wykorzystana do jej produkcji bawełnę “uszlachetnić” ją domieszką poliamidu. Z pewnością wpłynie to negatywnie na jej oddychalność w upalne dni, ale jak na razie nie dane mi było jeszcze tego sprawdzić. Oprócz tego drobnego zgrzytu, ma wszystko to, co skłania mnie do wydania 150 zł na marynarkę bez bólu serca;uniwersalny kolor, nakładane kieszenie, brak konstrukcji i podszewki, oraz swobodny, a mimo tego dopasowany, krój. Inaczej rzecz ujmując chodzi tu o ten specyficzny włoski sznyt 🙂

Zdaje mi się, że coś ostatnio mówiłem o uniwersalności chukka boots, nieprawdaż? 😉

Foto – Wro Street Fashion

Marynarka – Massimo Dutti
Koszula – TmLewin (vintage)
Krawat – Bez Metki (vintage)
Poszetka – Bytom
Spinki – Poszetka.com
Sweter – H&M (vintage)
Spodnie – H&M
Skarpety – Calzedonia
Buty – Massimo Dutti