M65.

Dziś we Wrocławiu mieliśmy okazję podziwiać jedno z najgroszych zjawisk atmosferycznych, czyli śnieg z deszczem, ale nie tak dawno ulice tego uroczego miasta rozświetlały promienie bardziej wiosennego, aniżeli zimowego słońca. Taka sprzyjająca aura pozwoliła mi wypróbować w akcji jeden z moich najnowszych nabytków. Słowo “akcja” jest tym bardziej uzasadnione, że chodzi tu o na wskroś militarną kurtkę M65.

Wielu młodych chłopców, tnąc przy komputzerze w najnowszego Battlefielda, marzy o służbie w armii, ja jednak nigdy nie należałem do tej grupy entuzjastów współczesnej sztuki wojennej. Jesli już zaszłaby nieukniona konieczność wojskowej służby – myślałem sobie – to o wiele bardziej przyjemnym, aniżeli wystrzały karabinów i szum zrzucanych z bombowców pocisków, byłby dla mnie szczęk krzyżowanego metalu bądź syk przecinającej powietrze strzały. Dziś z nostalgią wspominam te czasy, kiedy to z kolegami wynajdywaliśmy odpowiednie kawałki drewna, by tata jednego z nich, z zawodu stolarz, mógł je nam przekształcić w eleganckie w formie i zabójczo niezabójcze miecze. Którymi to później z lubością i zachowaniem wszelkich zasad kodeksu honorowego się okładaliśmy. Aż dziw bierze, że było to tak dawno 🙂

M65 jest idealnym odzieniem w sytuacji, kiedy potrzebna jest nam duża doza bojowego nastroju – wystarczy jedynie ją przywdziać, by wiedziec o czym mówię. Mało jest chyba tak wyrazistych i jednoznacznie kojarzących się z armią elementów garderoby. Mój egzemplarz jest luźną inspiracją tym klasycznym krojem, w obecnych czasach naprawdę trudno jest znaleźć coś, co wolne byłoby od inwencji projektanta. Cechuje ją to wszystko, co może okazać się niezbędne podczas taktycznych operacji: wysoki kołnierz, który po zapięciu go pod samą szyję zapewnia jej odpowiednią ochronę przed niekorzystnymi warunkami, dużą ilość praktycznych, łatwo dostępnych, nakładanych kieszeni, neutralny maskujący kolor oraz bawełnianą tkaninę zabezpieczoną warstwą wosku, który zapewnia jej wodoodporność. Model ten, oprócz Amerykanów, którzy lubią bić się ze wszystkimi o wszystko w imię krzewienia zachodnich ideałów, polubili też Włosi, którzy nadmiernym bojowym duchem raczej nie grzeszą. Im to właśnie zawdzięczamy kompozycje, w których kurtka wystepuje nie tylko w casualu, ale także w stylizacjach stricte formalnych z typowo wizytowymi garniturami. Może kiedy uda mi się znaleźć odpowiedni garnitur sam spróbuję takiego zestawienia? W kwestii ubrań nigdy nie mówię nigdy 😉

Mimo dość ostrego słońca, które zmusiło Agatę do wykonania większej aniżeli zwykle pracy w programie do obróbki zdjęć, w dniu sesji wiał dość mocny wiatr. Widoczne na zdjęciach spodnie charakteryzują się dość krótkimi, włoskimi nogawkami, więc cienka skarpeta mogłaby być niewystarczającą ochrona przed bezlitosnymi podmuchami wiatru. Postanowiłem więc dać szansę moim nowym, częściowo wełnianym skarpetom i był to strzał w dziesiątkę – jeśli jeszcze takich nie macie, to sprawcie je sobie czym prędzej. Ciepło, komfort i tekstura za jedyne kilkanaście złotych 🙂

Foto: Agata Piątkowska

Kurtka – H&M
Szalik – bez metki (secondhand)
Krawat – Tie Rack (secondhand)
Koszula – Zara (secondhand)
Sweter – Marks&Spencer (secondhand)
Rękawiczki – stragan świąteczny
Spodnie – Buttler&Webb (secondhand)
Skarpety – Deichmann
Buty – Massimo Dutti