Łosoś po włosku.

Beau Brummel mawiał, że gdy ludzie oglądają się za twoim eleganckim strojem, to coś jest z nim nie tak, gdyz elegancja powinna być dyskretna. W dobie rozluźnienia norm dotyczących ubioru, wpisanej w ogólną tendencję sprzyjającą każualizacji obrona tezy postawionej przez duchowego ojca dandyzmu wydaje się zadaniem co najmniej karkołomnym, jesli nie niemożliwym. Bo jak można mówić o nienachalnej elegancji, kiedy samo założenie marynarki w asyście krawata sprawi, że w tłumie t-shirtów z nadrukami i bluz odznaczymy się jak czarna owca na tle białego stada. Jeśli jeszcze zdecydujemy się wyjść poza paletę ukonstytuowanych jako bezpieczne barw, to skupienie na sobie uwagi przechodniów mamy murowane.

Zastosowanie niestandardowego koloru w przypadku tego zestawu ma niebagatelne znaczenie, a próba określenia czym właściwie ów kolor jest musi spełznąć na niczym, gdyż materiał nie ustępuje w swych możliwościach kameleonowi. W ostrym świetle jawi się jako pomarańczowy, by zmienić swój odcień na różowawy, gdy tylko nieco to światło przyćmić. Wiele jest osób, które potrafią określać barwy z dokładnością godną klasyfikacji Panatone albo producenta farb ściennych, ja jednak do takich nie należę. Na potrzeby wpisu określiłem go jako łososiowy – macie jednak pełne prawo do tego, by się z takim określeniem nie zgodzić 🙂

Jakby tego odcienia nie nazwać, nie można mu odmówić kontrowersyjności. Idąc ulicą, musiałem zmierzyć się z nieprzychylnymi, wypowiadanymi półgębkiem i kwitowanymi salwami śmiechu uwagami, głównie pochodzącymi z ust przedstawicieli pokolenia obecnie reprezuntującego gimnazja. Fakt, taki krawat nie jest dla każdego, ale ja nie boję się przekraczać linii wyznaczającej granice przeciętnego mężczyzny. Oczywiście mógłbym truistycznie argumentować, że prawdziwemu mężczyźnie różowopodobny kolor nie jest straszny. Mógłbym, ale tego nie zrobię, bo to tylko kolor. Nie potrzeba tu zbędnej ideologii 🙂
Lubię rzeczy unikatowe, wyróżniające się, dlatego też ów krawat był miłością od pierwszego wejrzenia, kiedy to dostrzegłem go wśród sterty innych mniej ciekawych krawatów. Bazując na informacji zamieszczonej na wewnętrznej metce wyprodukowano go we Włoszech, co tłumaczyłoby tak niestandardowy kolor. Mimo pozornej jednolitości, jego wierzchni, jedwabny materiał charakteryzuje się ciekawą, zygzakowatą fakturą, przetykaną na dodatek drobnymi groszkami. Jest standardowo szeroki, ale dzięki zastosowaniu mięsistego wypełnienia znakomicie się wiąże, daje dynamiczny węzeł z wyraźnie zaznaczonym przewężeniem i foremną łezką. Zdecydowanie jest to na obecną chwilę mój ulubiony krawat 🙂

 

Jak to zwykle bywa, tak wyrazisty element garderoby, by móc zaprezentować się w pełnej krasie, potrzebuje nieco bardziej stonowanego otoczenia. W pierwszym momencie krążyłem od koszuli białej do błękitnej, ostatecznie padło na tę drugą. Mimo że biel uznawana jest za najbardziej uniwersalną bazę ze wszytskich możliwych, zestawienie jej z tym konkretnym krawatem nadmiernie podkreślało soczystość jego koloru, przez co prezentował się on niemalże jak neon. Połączenie błękitu i łososia jest bardziej subtelne – kolory pięknie współgrają, tworząc intrygujące i miłe dla oka zestawienie.
 
Bardzo często powtarzam, że moda męska to gra detali i z tego powodu, komponując zestaw, zawsze warto zadbać o najdrobniejszy szczegół. W przypadku prezentowanego zestawu między krawatem, spinkami i poszetką zachodzi pełna koordynacja kolorystyczna. Co ciekawe żaden z tych elementów nie został przeze mnie zakupiony z myślą stworzenia konkretnego zestawienia. Nazywajcie to szczęściem bądź intuicją – tak długo jak to “coś” będzie mi sprzyjać, nie będę kłopotać się nazwą 😀

 

Foto: Agata Piątkowska
 
Marynarka – Zara
Koszula – TmLewin (secondhand)
Krawat – bez metki (secondhand)
Poszetka – Bytom
Spinki – Poszetka.com
Pasek – Massimo Dutti
Spodnie – Topman (secondhand)
Buty – Massimo Dutti