Przekraczanie granicy.


Istnieją takie rzeczy, którym wystarczy jedynie chwila skupionej na nich uwagi, by zmusić człowieka do ich nabycia, często bez względu na koszty. Na całe szczęście jednak jest to uczucie mi obce – w moim przypadku stan euforyczny szybko ustępuje chłodnej kalkulacji,  która pozwala uchronić się przed nietrafionymi zakupami.  Czasem, wertując  przepastne zasoby Internetu, natrafię na coś, co z miejsca trafia w mój gust, najczęściej będąc okropnie drogim. Wtedy jednak zaczyna się zabawa, polegająca na kombinowaniu jak dane rozwiązanie osiągnąć kosztem mieszczącym się w spektrum moich możliwości finansowych. Ujmując prościej – najtaniej jak się da 🙂

Głównym bohaterem tego zestawu są jeansy z mankietem.  Swego czasu podobny model pojawił się na blogu Macaroniego Tomato (zwanego papieżem polskiego szycia miarowego) w otoczeniu marynarki i krawata. Owa publikacja  wywołała sporo kontrowersji, silnie polaryzując czytelników na totalnie zachwyconych jak i potępiających w czambuł tego typu rozwiązanie, uważając je za zbyt „sieciówkowe” jak na blogera zajmującego się tematyką bespoke. Jako członek pierwszego obozu, postanowiłem skorzystać z myśli przeciwników i pierwsze swe kroki skierowałem do sieciówki. Jak zwykle licząc na łut szczęścia 🙂

Sprawa, wbrew pozorom, nie była taka łatwa, gdyż, by zrobić porządny mankiet, potrzeba zapasu materiału długości około 10 cm. Wertując wieszaki na stoisku wyprzedażowym natrafiłem na ciemnogranatową parę spodni w fasonie slim i rozmiarze 30×34. Po krótkiej przymiarce okazało się, że spodnie leżą przyzwoicie, a co najważniejsze długość ich nogawek dawała nadzieję na przeobrażenie ich do pożądanej postaci.

W rękach mojego domowego krawca spodnie zyskały całkiem nowy wygląd. Po niedługim czasie jednak cały misterny efekt trzeba było naruszyć, gdyż nogawka, choć wąska, okazała się zbyt szeroka jak na moje standardy. Mama, jak zwykle wyrozumiała, dokonała ponownej przeróbki, czego efekty widać na zdjęciach.

Koszula to wyrób spod znaku Massimo Dutti, najdroższej marki hiszpańskiej  grupy Inditex. Według niedawno utworzonej strony  internetowej jest to model „fałszywie gładki”. Tego typu językowych kwiatków jest tam o wiele więcej, gdyż właściciele marki, idąc po linii najmniejszego oporu, zamiast stworzyć stronę od podstaw, zastosowali automatyczną translację z języka angielskiego. Sama koszula okazała się dość perfidna, by bez pardonu oszukać wrocławskie ekspedientki, które wyceniły ja na śmiesznie niską jak na wielkomiejskie warunki cenę 12 zł. Jedynym mankamentem jest jej wspomniana już fałszywa gładkość  – bawełna stawia zaciekły opór stopie żelazka, mnąc się niemiłosiernie tuż po zakończeniu prasowania, co nadaje jej arcynieformalnego charakteru. Bardzo dobrze komponuje się z nią wełniany krawat typu knit w modnym w tym sezonie kolorze musztardowym, który idealnie wpisuje się w wyznawaną przeze mnie zasadę sezonowego ubierania się.


Prezentowany dziś zestaw miałem na sobie podczas konkursu stylistów w ramach pierwszego świdnickiego Fashion Day, w którym to moje stylizacje zostały nagrodzone przez jury wyróżnieniem. Jak jest to widoczne na zdjęciach, podczas zmagań miałem na sobie zarówno wełnianą marynarkę jak i dżinsową kurtkę. Który wariant podoba wam się bardziej?

Foto: Michalina Siennicka

Marynarka – H&M (secondhand)
Kurtka – Baliaga (secondhand)
Koszula – Massimo Dutti (secondhand)
Krawat – Pure New Wool (secondhand)
Sweter – Next (secondhand)
Poszetka – Tie Rack (secondhand)
Spodnie – H&M
Buty – 100% Shoes (secondhand)