Kolekcjonowanie „zwisów męskich ozdobnych”*

Jest w człowieku coś takiego, co nakazuje mu gromadzić różne rzeczy w dużych ilościach, nazywając to kolekcjonowaniem. W czasach wczesnej podstawówki moją uwagę zajmowały dwa opasłe klasery, wypełnione po brzegi różnorodnymi znaczkami pocztowymi, później ich miejsce zajęły wszelkiego rodzaju dodawane do chipsów tazo (na czele z kultowymi pokemonami) oraz naklejki z gum do żucia. Niektóre z tych zbiorów mam do dziś.
Kiedy rozpocząłem swoja przygodę ze sklepami z używaną odzieżą na powrót z kilkuletniego letargu obudziła się we mnie żyłka kolekcjonera. I tak jak gromadzenie przeze mnie wszelkiego rodzaju ubrań nie może zostać określone mianem ich kolekcjonowania, tak w przypadku krawatów można użyć tego określenia. Dlaczego? Bo kolekcjonowanie jest czynnością samą w sobie, kolekcjonowane przedmioty mogą, aczkolwiek nie muszą, nie mieć jakiegokolwiek praktycznego zastosowania. Sam w swojej kolekcji posiadam modele, których pewnie nie założę, jak i takie, które na swój moment jeszcze poczekają – ale to właśnie fakt ich posiadania, możliwość napawania się ich widokiem w każdej chwili, a także zaprezentowania ich innym osobom daje powód ku kolejnym zakupom. Blog daje mi świetną okazję do zaprezentowania kilkunastu, wg mnie, najlepszych modeli.


Przyjemnym nie tylko dla mnie, ale i dla mojego portfela aspektem kolekcjonowania krawatów jest ich cena, która, jak dotąd, zamyka się w przedziale od czterdziestu groszy do trzech złotych. Nie jest to kwota wygórowana, biorąc pod uwagę fakt, iż sklepowe ceny krawatów wykonanych z naturalnych materiałów jak jedwab, bawełna lub wełna idą od kilkudziesięciu złotych wzwyż. Poliestrowe, nienaturalnie błyszczące się potworki przez przyzwoitość wyłączę z tej kalkulacji. Jedyną niedogodnością związaną z ich kupowaniem jest często konieczność przekopywania się przez morze powiązanych lub poplątanych ze sobą krawatów, ciasno wypełniających pojemne, metalowe kosze. Myślę jednak, że wizja pokaźnej oszczędności jest odpowiednią rekompensatą włożonego wysiłku.

Od lewej: Hugo Boss, Craigmill (wełna), Christian Dior, Tie Rack, Buttler and Webb, J. Crew

Od lewej: Batistini, Lanvin, Tie Rack x2, Eterna, Dressmann, Zara (wełna)
W środku: Olymp
Istnieją zasady, które stawiają jedwabne krawaty na szczycie drabiny formalności, wykluczając w ten sposób stosowanie ich w zestawach typu casual. Ja jednak jestem wziętym krawaciarzem, ogromnie lubię ten element garderoby, który, będąc tak bardzo męskim, zawsze kojarzył mi się z okazywaniem pewności siebie, zaangażowania oraz świadomości swojego ubioru. W doborze ubioru kieruje się zasadą, iż jeśli coś dobrze wygląda, to warto to nosić. A ręcznie wykonane z naturalnych materiałów krawaty wyglądają piekielnie dobrze.
Przy okazji krawatów warto wspomnieć o ciekawej pozycji wydawniczej pt.:”85 sposobów wiązania krawata, czyli węzeł węzłowi nierówny” autorstwa Thomasa Finka i Yonga Mao. Obaj panowie są z wykształcenia fizykami, co nie jest przy tej publikacji bez znaczenia, gdyż postanowili podejść do problemu wiązania krawata matematycznie: tytułowe 85 sposobów wiązania krawata to maksymalna liczba węzłów, jakie można (teoretycznie) osiągnąć. Książka przedstawia również zupełnie niematematyczną historię krawata, zawiera również precyzyjne instrukcje wiązania poszczególnych węzłów. Szczerze polecam wszystkim entuzjastom tego elementu męskiej garderoby 🙂
*Nazwa ta powstała w drugiej połowie lat siedemdziesiątych XX-go wieku jako nazwa handlowa. Jej wprowadzenie łączyło się z prowadzona w tamtych czasach akcją poszukiwania i popularyzacji polskich odpowiedników wyrazów, cechujących się zagranicznym pochodzeniem.